Wielkie miasto jest, ale seksu na lekarstwo. Podobnie jak sensu. W zamian widz dostaje niekończącą się paradę marek, metek, obłędnych kiecek i jeszcze bardziej niesamowitych szpilek. Jednak jak na ponaddwugodzinny film "Seks w wielkim mieście" oferuje zdecydowanie za mało.
To miał być film o damskiej przyjaźni, silniejszej od przeciwności losu. O miłości, której warto dać drugą szansę. I, oczywiście, o markowych ciuchach. Co zostało? Ciuchy. Bohaterki zmieniają je średnio co trzy minuty. Od feerii sukienek Chanel, Diora, YSL, torebek Prady i Louis Vuitton i oczywiście unieśmiertelnionych przez serial „Seks w wielkim mieście” butów Manolo Blahnika oczopląsu można dostać. To już nie product placement, to fetyszyzm.
Przykłady? Carrie ma suknię ślubną od Vivienne Westwood, asystentkę obdarowuje torbą Louis Vuitton („- Przywróciłaś mnie do życia – mówi Carrie. – A ty mi dałaś torebkę LV – odpowiada Louise”), a zamiast pierścionka zaręczynowego ukochany zakłada jej… szpilkę od Manolo Blanika. Brzmi jak autoparodia, ale jest podane śmiertelnie serio.
Uczta dla (kobiecych) oczu nie zmienia jednak faktu, że widz zaczyna się kręcić na fotelu już po dwudziestu minutach seansu, a do nieuchronnego happyendu jeszcze kolejne dwie godziny - co tu dużo ukrywać - śmiertelnej nudy. Dialogi i problemy bohaterek na poziomie broszurowej literatury dla amerykańskich trzynastolatek, grę aktorów pomińmy dyplomatycznie milczeniem (wyjątek zrobiwszy tylko dla Chrisa Notha, czyli mr. Biga. Stół Chippendale jest mniej drewniany niż on), a fabuła praktycznie nie istnieje. To znaczy istnieje - jako tło dla metek.
Pokrótce: Carrie (Sarah Jessica Parker) i mr Big (Noth) postanowili wreszcie zalegalizować swój związek. Jednak impreza wymyka się spod kontroli, z kameralnej uroczystości robi się ślub na pół Nowego Jorku i pan młody ucieka sprzed ołtarza. Zbolałą bohaterkę pocieszają trzy niezawodne przyjaciółki, jednak każda z nich ma własne problemy. Samantha (Kim Cattrall) dusi się w stałym związku i ma chrapkę na boskiego sąsiada, Miranda (Cynthia Nixon) za skok w bok wyrzuciła z domu męża i tęskni, a Charlotte (Kristin Davis) jest w ciąży.
Błyskotliwe serialowe dialogi gdzieś zniknęły, „śmiałe” sceny wyglądają jak rodem z „Emanuelle”, a całość tonie w nieznośnie sentymentalnym sosie. – Codziennie dwudziestolatki przybywają do Nowego Jorku by znaleźć dwie rzeczy: miłość i metki – ogłasza z offu głos bohaterki na początku filmu. Być może, ale nie warto iść do kina, by się o tym przekonać.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Seks w wielkim mieście - przyjaźń i metki/youtube.com