Wojtku, bardzo mi będzie ciebie brak. Nieraz pomagałeś mi podejmować ważne życiowe decyzje - tymi słowami aktor Olgierd Łukaszewicz wspominał Wojciecha Pszoniaka podczas jego uroczystości pogrzebowych. Ostatnie pożegnanie wybitnego aktora teatralnego i filmowego odbyło się w Kościele Środowisk Twórczych na warszawskim placu Teatralnym. Artysta spoczął na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
We wtorek w Kościele Środowisk Twórczych na warszawskim placu Teatralnym odbyły się uroczystości pogrzebowe Wojciecha Pszoniaka. Ten wybitny aktor teatralny i filmowy zmarł w wieku 78 lat 19 października tego roku.
"Dla mnie był jak brat, mistrz, przewodnik przez całe życie, przyjaciel"
Podczas uroczystości odprawiona została msza święta, podczas której głos zabrali bliscy aktora. Przemawiał także między innymi aktor Olgierd Łukaszewicz. - Najchętniej potrzymałbym cię za rękę - powiedział, dodając, że nie może uwierzyć, że "to już".
Podziękował Pszoniakowi między innymi "za wieloletnią przyjaźń". - Wojtek - cztery lata starszy ode mnie - dla mnie był jak brat, mistrz, przewodnik przez całe życie, przyjaciel - podkreślił.
"Wojtku, bardzo mi będzie ciebie brak"
Łukaszewicz wspominał także lata wspólnych studiów. - Przewyższał nas znajomością warsztatu aktorskiego, przez cały okres studiów pozostawaliśmy pod wrażeniem jego osobowości - zaznaczył.
- Miał tyle ważnych doświadczeń życiowych za sobą, że od razu stał się dla nas autorytetem. Domagał się prawdy scenicznej (...). Wyrażał ją z łatwością, na wiele sposobów. Kreśląc realistyczne portrety lub też kierując się wyobraźnią, tworzył postacie zaskakujące ekspresją, energią, skojarzeniami czy po prostu dowcipem. Jego interpretacje stawały się kluczem do rozumienia sytuacji scenicznej, stylu czy wreszcie idei utworu. Nie odtwarzał literatury. Sam był żywym teatrem. Ciało było mu posłuszne, żyło tą muzyką, tym rytmem, który intuicyjnie dobierał do postaci odkrywanej na próbach - zwrócił uwagę aktor.
Łukaszewicz podkreślił, że wraz z odejściem przyjaciela usunął mu się spod nóg "istotny fragment fundamentu intymnego świata młodości". - Bo oto odszedł partner do rozmów o tym, co najważniejsze w poszukiwaniu sensu bycia aktorem, a także bycia obywatelem, któremu Polska, Europa i świat nie są obojętne - ocenił.
Jak mówił, aktor "namiętnie zwalczał ujawniający się ze szczególną siłą dzisiaj tu prowincjonalizm, to wąskie zapatrzenie w nacjonalistyczne ego". - Przy nim patos i ironia szybko splatały się ze sobą. Były świadectwem jego mieniącego się zaangażowania w życie, jego inteligencji - dodał.
- Wojtku, bardzo mi będzie ciebie brak. Nieraz pomagałeś mi podejmować ważne życiowe decyzje, razem oceniliśmy ryzyko. Zachęcałeś: Przyjdź do mnie po radę. Mnie się pytaj - wspominał.
List ministra kultury
Podczas ostatniego pożegnania Wojciecha Pszoniaka wiceminister kultury Jarosław Sellin odczytał list wicepremiera, ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotra Glińskiego do uczestników pogrzebu.
"Ogromny talent, energia, oryginalność, skłonność do artystycznego ryzyka – to cechy, które wyróżniały Wojciecha Pszoniaka. Dziś widać lepiej niż kiedykolwiek, że był on nie tylko jednym z najwybitniejszych aktorów polskich, ale nade wszystko artystą niepowtarzalnym, którego kreacje fascynowały, niepokoiły i zapadały głęboko w pamięć" - napisał Gliński.
W liście przypomniano, że Pszoniak rozpoczął pracę na scenie od spotkania z Konradem Swinarskim w Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, u którego zagrał między innymi brawurowego Puka w "Śnie nocy letniej" Williama Szekspira.
"Pamiętam ten spektakl i rolę pana Wojciecha Pszoniaka z Warszawskich Spotkań Teatralnych w 1969 roku. Na krakowskiej scenie po raz pierwszy współpracował z Andrzejem Wajdą, wcielając się w Piotra Wierchowieńskiego w legendarnych 'Biesach' według powieści Fiodora Dostojewskiego, także obecnych na WST. W kolejnych latach w filmach wybitnego reżysera stworzył swoje najznakomitsze kreacje, doceniane w Polsce i za granicą: Moryca Welta w 'Ziemi obiecanej', Maksymiliana Robespierre'a w 'Dantonie' oraz Janusza Korczaka w ekranowej biografii wielkiego pedagoga i społecznika" - wymieniał wicepremier.
Jak napisał, "nie da się zresztą wymienić wszystkich niezwykłych ról Wojciecha Pszoniaka, które kreował w kinie, telewizji oraz na scenie". "Do najwybitniejszych należą z pewnością: tytułowa rola w 'Diable' Andrzeja Żuławskiego, McMurphy w 'Locie nad kukułczym gniazdem' Kena Keseya w inscenizacji Zygmunta Hübnera w Teatrze Powszechnym w Warszawie, a ostatnio mistrzowski epizod w 'Czarnym Czwartku' Antoniego Krauzego" - ocenił.
Wskazał, że Pszoniak odnosił także sukcesy, potwierdzone przyznanymi nagrodami i odznaczeniami, na scenach francuskich. "W latach osiemdziesiątych występował w teatrach Nanterre, Montparnasse i Chaillot. Wówczas grał również w licznych międzynarodowych produkcjach filmowych" - dodał.
"Polska sztuka aktorska bez Wojciecha Pszoniaka z pewnością traci część swojej temperatury i barwy. Na szczęście na taśmie filmowej oraz w naszej pamięci pozostaną na zawsze jego wspaniałe - zagadkowe i niepozostawiające obojętnym - kreacje. Cześć jego pamięci".
"Pragnął sakramentów, ale i rozmów"
Nabożeństwo odprawiał ksiądz Andrzej Luter. - Modlimy się za wielkiego artystę, męża i przyjaciela, za człowieka wrażliwego - mówił.
Wspomniał też, że w ostatnich tygodniach bywał u Pszoniaka kilka razy. - Pragnął sakramentów, ale i rozmów. Jedna z nich, na dwa tygodnie przed śmiercią, trwała chyba trzy godziny. Zacząłem go wypytywać o role, które stworzył, o fascynacje. Był to początkowo z mojej strony taki zabieg socjotechniczny, bo wiedziałem, że Wojciech wpadnie w taki trans opowiadania i zapomni choć na chwilę o swoim cierpieniu. Ale ta socjotechnika skończyła się błyskawicznie, bo zacząłem go słuchać i odpłynąłem razem z nim w inny świat - mówił duchowny.
- Opowiadał z pasją o wszystkich tych postaciach, które grał, które stworzył. Jeszcze raz dostrzegłem, jakim był wspaniałym człowiekiem. On szukał człowieka w człowieku - mówił ks. Luter.
Pochówek na Cmentarzu Powązkowskim
Po uroczystości w Kościele Środowisk Twórczych urna z prochami aktora została przewieziona na cmentarz na warszawskich Powązkach, gdzie został pochowany.
Międzynarodowy artysta, odznaczony aktor
Wojciech Pszoniak urodził się 2 maja 1942 r. we Lwowie, a dorastał w Gliwicach. Był absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, aktorem teatrów: Starego w Krakowie (1968-72) oraz Narodowego (1972-74) i Powszechnego w Warszawie (1974-80). W Starym zadebiutował w "Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego reżyserowanej przez Konrada Swinarskiego (1968).
Drzwi do międzynarodowej kariery otworzyła mu rola Moryca Welta w filmie "Ziemia obiecana" Andrzeja Wajdy. Wystąpił także w innych jego filmach - "Wesele", "Piłat i inni", "Danton", "Korczak" oraz "Wielki tydzień". Występował też w Kabarecie pod Egidą.
W latach 80. artysta wyjechał do Paryża, gdzie zaczął występować w teatrach m.in. w Nanterre oraz w Paryżu - Montparnasse i Chaillot. W Nanterre zagrał w sztuce "Ludzie nierozumni są na wymarciu" w reżyserii Claude'a Regy, w której występowali razem z Gerardem Depardieu i Danielem Olbrychskim. W tym samym teatrze grał w "Onych" Witkacego w reżyserii Wajdy.
W 2008 r. został odznaczony francuskim Oficerskim Orderem Zasługi za "wkład w rozwój stosunków polsko-francuskich w dziedzinie kultury", a dziesięć lat później został komandorem orderu Arts et Lettres. W 2007 r. został uhonorowany Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", a w 2011 r. odznaczono go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Wystąpił w około 100 filmach. W Polsce w ostatnich dwóch dekadach zagrał m.in. Władysława Gomułkę w filmie "Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł", opowiadającym o masakrze robotników w Gdyni w 1970 r. Wystąpił również w "Bitwie Warszawskiej 1920" Jerzego Hoffmana oraz filmach "Mniejsze zło" Janusza Morgensterna, "Mała Matura 1947" i "Excentrycy czyli po słonecznej stronie ulicy" Janusza Majewskiego, "Carte blanche" Jacka Lusińskiego.
Zmarł 19 października tego roku po długiej chorobie. Miał 78 lat.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP