W wieku 78 lat zmarł wybitny aktor teatralny i filmowy Wojciech Pszoniak. Znany był między innymi z "Ziemi obiecanej", "Wesela" i "Dantona". - Wiemy wszyscy, że wszyscy prędzej czy później odchodzą, ale za każdym razem boli. Raz boli bardziej, raz boli mniej. W tym wypadku boli bardzo - powiedział na antenie TVN24 aktor, reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Narodowego Jan Englert.
Wojciech Pszoniak w 1968 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. W tym samym roku zadebiutował jako aktor teatralny w "Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego, reżyserowanej przez Konrada Swinarskiego.
Potem na deskach teatru występował między innymi w "Miłości i gniewie" Johna Osborne'a, "Rewizorze" Nikołaja Gogola, "Śmiesznym staruszku" Tadeusza Różewicza i w wyreżyserowanym przez siebie "Dożywociu" Aleksandra Fredry. Grał także w "Locie nad kukułczym gniazdem" Dale'a Wassermana i "Zemście" Fredry.
W jakich filmach zagrał?
Zagrał w około stu filmach. Urodzony w 1942 roku we Lwowie aktor znany był między innym z wieloletniej współpracy z reżyserem Andrzejem Wajdą. Ich pierwszą realizacją teatralną były "Biesy" Fiodora Dostojewskiego. Potem zagrał między innymi w "Ziemi obiecanej", "Dantonie" oraz "Weselu".
Aktora można było także zobaczyć w filmach "Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł", "Bitwie Warszawskiej 1920", "Mniejsze zło" i "Mała matura 1947".
Pszoniak był aktorem teatrów: Starego w Krakowie (1968-1972), Narodowego (1972-1974) i Powszechnego w Warszawie (1974-1980).
Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski
W latach 80. wyjechał do Francji, gdzie zamieszkał na stałe. Grał tam w teatrach (między innymi Nanterre, Montparnasse i Chaillot) i występował w filmach. W 2007 roku został uhonorowany Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis", a w 2011 roku odznaczono go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Informację o śmierci aktora potwierdził ksiądz Andrzej Luter. W komentarzu dla kwartalnika "Więź" duchowny określił go "jednym z kolosów powojennego teatru i filmu".
"Niemal do samego końca w domu pod czułą i bohaterską opieką Basi, swojej wspaniałej żony. Otoczony miłością. Dzięki tej miłości mógł jakoś znieść swoje cierpienie. Ostatnie godziny musiał jednak spędzić w szpitalu. Ten cholerny rak, już nawet nie wiem czego – na końcu wydawało się, że rak wszystkiego - był bezlitosny" - napisał.
"Miał pewien rodzaj twórczego ADHD"
Na antenie TVN24 swojego kolegę wspominał między innymi aktor, reżyser i dyrektor artystyczny Teatru Narodowego Jan Englert. - To jest strata dla całego środowiska, dla całej kultury polskiej - powiedział. - Był twórcą. Nie był zjadaczem chleba, starał się być aniołem - dodał.
Stwierdził, że Pszoniak pochodził z pokolenia, które mówiło o sobie "trochę megalomańsko, że jesteśmy inżynierami dusz, a nie błaznami". - Prawda leży po środku. Wojtek, który był wielkim aktorem dramatycznym, potrafił być również i błaznem. Potrafił również karykaturować wiele postaci, wiele ról, w których grał - mówił Englert.
- Był świetnym kolegą, lubianym bardzo. Jego odejście to jest niewątpliwie jeszcze jedna strata dla teatru polskiego, polskiej kultury, i myślę, że całego naszego społeczeństwa, którą ciężko będzie wypełnić - ocenił reżyser.
Opowiadał, że kilka razy grał z Pszoniakiem, a także raz go reżyserował. - Człowiek cały czas miał uczucie, że ta elektryczna maszynka cały czas się żarzy. On nie pozwalał sobie na chwilę spokoju w czasie pracy. Był cały czas na podniesionych stanach emocjonalnych i intelektualnych również. To zawsze było inspirujące - powiedział. Dodał, że swoją "nadpobudliwość, nadnerwowość" uspokajał przez gotowanie, które było jego hobby. - Miał pewien rodzaj twórczego ADHD, które w życiu może przeszkadzać, ale w sztuce, w twórczości jest niezwykłe - dodał Englert.
- Wiemy wszyscy, że wszyscy prędzej czy później odchodzą, ale za każdym razem boli. Raz boli bardziej, raz boli mniej. W tym wypadku boli bardzo - podsumował Englert.
"Zawsze można było na niego liczyć"
O Pszoniaku w TVN24 mówiła również reżyserka Agnieszka Holland. - Bardzo współczuję Basi Pszoniak przede wszystkim, która jest wspaniałą osobą i najlepszą partnerką, jaką może sobie artysta wyobrazić. Trudno mi sobie wyobrazić teraz, co ona czuje. Jestem myślami z nią przede wszystkim - mówiła.
- Wojtek był zupełnie unikalny. Był wspaniałym aktorem, bardzo wyrazistym, odważnym. Jednocześnie jego osobowość, jego cała istota do tych ról przenikała. To nie był taki aktor, jak na przykład Andrzej Seweryn, że po każdej roli się zmienia, że jest właściwie nie do poznania. To był zawsze Wojtek jednocześnie. Wojtek był nie tylko aktorem, ale i gwiazdą. Jego osobowość, jego charyzma była tak wyjątkowa i tak niepowtarzalna, że trudno sobie wyobrazić, że można by było go kimś zastąpić, żeby była jakaś możliwość porównania do kogokolwiek innego - powiedziała.
Stwierdziła, że Pszoniak "był przede wszystkim fantastycznym człowiekiem". - Zawsze można było na niego liczyć, zawsze był ciekawy świata, ciekawy ludzi. Zawsze był taki jakby zachłanny na rzeczy, które można wspólnie robić - dodała.
Wspominała, że przez jakiś czas mieszkała bardzo blisko Wojciecha i Barbary Pszoniaków we Francji. - Oboje byli takim wielkim oparciem dla mnie i też dla Kasi, mojej córki, wtedy jeszcze dziesięciolatki - mówiła. - Nie wiedziałam, że ta choroba jego się tak bardzo posunęła. Tak się złożyło, że w związku z moją pracą za granicą dłuższą i potem tym lockdownem nie miałam żadnych wieści od nich. Nie wiedziałam, że jest źle. Jest to wielka strata i smutek i dla widzów, dla historii polskiego kina i teatru, ale przede wszystkim dla bliskich - stwierdziła.
Źródło: tvn24.pl, "Więź"