Kevin Costner, po dwóch dekadach przerwy w reżyserowaniu, powraca z "dziełem swojego życia" westernem "Horyzont". W monumentalnej, wielowątkowej opowieści z niebywałą starannością opowiada o świecie, w którym - jak nas przekonuje - królowała przemoc, a nie ideały rodem z bajek o Dzikim Zachodzie.
Kevin Costner z pewnością już zapisał się na kartach historii amerykańskiego kina. Zagrał w blisko 60 filmach, wśród których są takie klasyki jak: "Nietykalni", "JFK" czy "Bodyguard". Jednak urodzony w 1955 roku Amerykanin pragnie być zapamiętany nie tylko jako aktor. W 1990 roku ukazał się pierwszy wyreżyserowany przez niego obraz "Tańczący z wilkami", w którym zagrał również główną rolę. Western o amerykańskim żołnierzu, który w czasie wojny secesyjnej znajduje przyjaciół wśród rdzennych mieszkańców Ameryki, okazał się wielkim przebojem, przynoszącym Costnerowi dwa Oscary: za najlepszy film i dla najlepszego reżysera. Kolejne filmy nie potwierdziły jednak jego kunsztu reżyserskiego. Dramat sci-fi z 1997 roku "Wysłannik przyszłości" zamiast Oscara przyniósł mu pięć Złotych Malin, w tym w kategorii "najgorszy reżyser". Kolejny film - western "Bezprawie", który miał swoją premierę 6 lat później - został uznany za obraz co najwyżej mocno przeciętny. Po tych niepowodzeniach na ponad dwie dekady porzucił reżyserię, by teraz powrócić z - jak sam mówi - "dziełem swojego życia", westernem "Horyzont. Rozdział 1", który jest - zgodnie z tym, co sugeruje tytuł - pierwszą odsłoną składającej się z czterech części sagi. Jest nie tylko jej reżyserem, ale również współtwórcą scenariusza, współproducentem i odtwórcą pierwszoplanowej roli. 69-latek wiele dla niej poświęcił. Odszedł z głośnego, odnoszącego sukcesy serialu "Yellowstone", w którym wcielał się w główną rolę, ale też zainwestował w "Horyzont" dużo własnych pieniędzy. Jak przyznał w wywiadzie dla magazynu "GQ", tylko w pierwszą część sagi włożył 38 mln dolarów (ok. 150 mln złotych), a żeby zdobyć takie pieniądze, musiał zastawić swój dom. Czy było warto? Cóż, z biznesowego punktu widzenia, Costner nie ma na razie powodów do radości. "Forbes" podaje, że w weekend otwarcia "Horyzont. Rozdział I" zarobił 11,3 mln dolarów (ok. 45 mln złotych). Jednak pod względem artystycznym twórca serwuje nam monumentalną opowieść, którą - choć może nie jest pozbawiona błędów - udaje się przez trzy godziny zaintetesować widza, prezentując mu od podszewki prawdziwy świat Dzikiego Zachodu.
ZOBACZ TEŻ: Łzy wzruszenia Kevina Costnera w Cannes. Długie owacje po jego filmie "Horyzont. Rozdział 1"
"Horyzont. Rozdział 1" - recenzja
Costner zabiera nas do czasów wojny secesyjnej będącej jednak tylko tłem dla opowieści, w której skupia się na amerykańskiej ekspansji na zachodnie tereny Stanów Zjednoczonych. Pokazuje ją z perspektywy zwykłych ludzi, którzy z różnych powodów szukają swojego szczęścia na Dzikim Zachodzie. 69-latek zdecydował się na nietypowy sposób prowadzenia narracji, w filmie jest bowiem wiele wątków niezazębiających się ze sobą, które łączy tylko to, że obrazują historię tamtej kolonizacji. I tak przyglądamy się osadnikom, podróżującym w wielkiej karawanie przez rozległe tereny Stanów Zjednoczonych; poznajemy losy ludzi, którzy cudem uszli z życiem po tym, jak ich kolonia zostaje zrównana z ziemią przez miejscowe plemiona; albo śledzimy losy Hayesa Ellisona (w tej roli Kevin Costner), który ratuje przed bandytami młodą kobietę i wraz z nią ucieka na Zachód.
I właśnie sposób narracji, w której prowadzonych jest szereg odrębnych opowieści, stanowi najbardziej kontrowersyjny element filmu. Tym bardziej, że żaden z wątków nie jest przed końcowymi napisami doprowadzony do końca. Ba, w większości z nich mamy wrażenie, jakby zostały ledwie napoczęte, co już zraziło część krytyków. Należy jednak pamiętać, że saga "Horyzont" została rozpisana aż na cztery części, a druga będzie miała swoją premierę już 16 sierpnia. Costner, planując tak niespotykanie krótką przerwę między dwoma pierwszymi odsłonami, daje do zrozumienia, że należy rozpatrywać je jako integralną całość, która została podzielona tylko z powodu oczywistych przeszkód z dystrybuowaniem wielogodzinnego seansu. Można się więc spodziewać, że wątki w "Rozdziale 2" zaczną się ze sobą łączyć. Niemniej można też odnieść wrażenie, że rozpoczętych w pierwszej odsłonie historii było nieco za dużo, przez co ciężko było się przywiązać do ich bohaterów. Podobnie jak w klasycznych westernach, w "Horyzoncie" niektóre sceny i dialogi ciągną się długo, a akcja toczy się bardzo powoli. Od czasu do czasu historia przyspiesza, gdy rozpętuje się strzelanina, walka wręcz, albo bohaterowie uciekają konno. Jednak przez znaczną część filmu klimat Dzikiego Zachodu oddawany jest za pomocą oszczędnych w wyrazie środków. Oglądamy, jak grany przez Costnera Hayes niespiesznie zdejmuje siodło z konia i przygotowuje zwierzę do odpoczynku; jak osadnicy podróżujący karawaną dyskutują, co z zrobić z bydłem na noc; albo spierają się o wykorzystywanie wody. Mnie to nie nudziło. Wszystkie te fragmenty oddawały w sposób niemal dokumentalny ciekawą, bo zupełnie inną w porównaniu do naszej, codzienność amerykańskich pionierów. Ponadto sceny te okraszone są oszałamiającymi widokami surowych terenów zachodnich USA. Reżyser co chwilę serwuje nam szerokie ujęcia charakterystycznych dla regionu gór, czerwonej pustyni, kanionów i wąwozów, na które - w połączeniu z podniosłą muzyką - patrzy się, szukając niekiedy szczęki na podłodze.
Piękne zdjęcia to jeden z największych atutów pierwszej części "Horyzontu". Nie sposób również nie pochwalić gry aktorskiej. Sam Costner jest właściwie bezbłędny, ale wyróżnia się też Abbey Lee, która wciela się w Marigold uratowaną przez Hayesa, czy Michael Rooker, który gra oficera armii USA Thomasa Riordana.
"Horyzont. Rozdział 1". Nowy film Costnera bywa brutalny
Gdy akcja przyspiesza, film bywa bardzo brutalny. Sceny, w których dochodzi do walk między osadnikami a rdzenną ludnością, są wyjątkowo krwawe i nieraz ciężko patrzy się na ekran. Poczucie strachu i zagrożenia towarzyszy zresztą widzowi przez większość filmu, uzmysławiając mu, w jak skrajnych warunkach żyli ludzie przemierzający dzikie tereny Stanów Zjednoczonych. Kevin Costner wyraźnie daje przy tym do zrozumienia, że ofiarami byli nie tylko osadnicy, ale też - a może nawet przede wszystkim - rdzenni mieszkańcy, którzy tracili swoje ziemie. Kilkukrotnie narracja jest prowadzona właśnie z ich perspektywy. Ostatecznie widzimy, że obie strony konfliktu, toczące ze sobą ciągłe walki, funkcjonowały w niekończącej się spirali przemocy, której nie sposób było zatrzymać.
Costner umiejętnie przeplata dynamiczne, pełne przemocy sceny i niespieszne obrazki z codziennego życia. W przypadku tych drugich zdarza się, że dialogi bywają bardzo cukierkowe, do bólu "hollywoodzkie", a jeden z wątków miłosnych przypomina niemal lekką komedię romantyczną. Choć czasem można mieć wrażenie, że twórcy przesadzają z taką estetyką, wbrew pozorom jej połączenie z bardzo brutalnymi scenami ma sens. Pozwala złapać oddech, a - co jeszcze ważniejsze - daje poczucie, że w tym przepełnionym przemocą świecie, ludzie również bywali szczęśliwi, zakochiwali się, bawili, pielęgnowali swoje przyjaźnie.
"Horyzont. Rozdział 1". Western o przesłaniu uniwersalnym
"Horyzont" to film bardzo amerykański. W detalach pokazuje ważny etap budowania państwa, o którym znaczna część mieszkańców innych krajów wówczas zapewne nawet nie słyszała. Tłem jest tu wydarzenie niezwykle istotne dla kształtowania się młodego kraju - amerykańska wojna secesyjna. Widzimy żołnierzy w miasteczkach, szykujących się do wyruszenia do bitwy i zastanawiających, czy kraj się ostatecznie rozpadnie. A wszystko to w tak bliskim Amerykanom klasycznie westernowym wydaniu. Żebyśmy nie mieli wątpliwości jak bardzo jest to amerykańska historia, na koniec filmu rozbrzmiewa "Amazing Grace", licząca prawie 250 lat pieśń, która na przestrzeni lat stała się jednym z najpopularniejszych hymnów patriotycznych USA. Ale "Horyzont" może być potraktowany też szerzej - jako historia z uniwersalnym przesłaniem. Opowieść o dążeniu za wszelką ceną do poprawy swojego losu i umiejętności dostosowania się do nawet najtrudniejszych okoliczności. Opowieść, którą warto poznać. Dystrybutorem filmu jest Warner Bros. należący do Warner Bros. Discovery, właściciela TVN24. ZOBACZ TEŻ: Kevin Costner o niezwykłym wyznaniu księcia Williama. Aktor relacjonuje rozmowę w cztery oczy
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: New Line Cinema