Artykuł może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.
Na platformie Max można obejrzeć serial dokumentalny "Łowcy skór" o makabrycznym układzie pomiędzy właścicielami zakładów pogrzebowych i pracownikami pogotowia ratunkowego w Łodzi, który doprowadził do śmierci wielu pacjentów. Dziennikarz Tomasz Patora, współautor reportażu na ten temat, opublikowanego w "Gazecie Wyborczej" w 2002 roku, mówi dziś w rozmowie z TVN24.pl o tym, jak zorganizowany był ten proceder. - Ofiara wiedziała, że jest zabijana - podkreśla dziennikarz.
- Zdarzyło się, że do zakładu pogrzebowego lekarz przywiózł jeszcze żywego pacjenta. Doktor poprosił więc na miejscu o kawę, wypisał kartę zgonu i spokojnie poczekał na jego śmierć - mówi w rozmowie z TVN24.pl Tomasz Patora, dziennikarz "Uwagi TVN", współautor opublikowanego w 2002 roku w "Gazecie Wyborczej" reportażu "Łowcy skór". - Sposobów na zabijanie "łowcy skór" mieli wiele. W przypadku pacjentów, którzy wymagali szybkiej pomocy, wiozące ich do szpitala załogi karetek robiły postój na papierosa, wstępowały do McDonalda albo po prostu zatrzymywały się po drodze i czekały aż - jak mówiono - "pacjent się wyklaruje", czyli umrze. Swój sposób mieli dyspozytorzy, którzy spowalniali przyjazd karetki do chorego, wysyłając tę, która miała do niego najdalej. Poza tym załogi mordowały, podając odpowiednie leki, m.in. na zwiotczenie mięśni - opowiada dziennikarz.
W reportażu "Łowcy skór" można było przeczytać, że sanitariusze, lekarze, dyspozytorzy i kierowcy pracujący w łódzkim pogotowiu zabijali pacjentów, a następnie zarabiali na sprzedawaniu zakładom pogrzebowym informacji o ich zgonach. Po latach na jego podstawie powstał serial dokumentalny "Łowcy skór" w reżyserii Aleksandry Potoczek. Obecnie to najczęściej oglądany dokument w serwisie Max nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Tomasz Patora jest jednym z jego głównych bohaterów. - Pracownicy pogotowia mieli dostęp do wielu bardzo silnych leków, którymi mogli zabić. Wybierali te, które nie zostawiały po sobie śladów w organizmie ofiary. To bardzo często był Pavulon, lek zwiotczający mięśnie, który jeśli jest podawany bez inkubacji, doprowadza do uduszenia pacjenta. Trochę to jednak trwało, zanim następował zgon, w przypadku osoby, która miała silne serce, nawet 10 minut od podania. W tym czasie wszystkie mięśnie ofiary stopniowo przestawały działać, ale mózg pozostawał sprawny, więc ofiara wiedziała, że jest zabijana. Pacjenci próbowali wyć, ale ich krzyk nikł, bo w pewnym momencie nie mogli z siebie wydobyć dźwięku. Ostatnim zmysłem, jaki tracili, był jednak słuch, słyszeli więc, jak sanitariusz wzywa do nich firmę pogrzebową - mówi dziennikarz.
- Nie mam żadnych złudzeń co do natury ludzkiej. Mechanizm, w którym zwykli ludzie stają się mordercami, wciąż powtarza się w naszej historii. Spójrzmy chociażby na II wojnę światową i Holokaust. W odpowiednich okolicznościach zawsze znajdą się ludzie, którzy posuną się do rzeczy najgorszych - dodaje Patora.
Bardzo trudno podać liczbę ofiar
Według Tomasza Patory zbrodniczy proceder rozpoczął się w 1990 roku i trwał do publikacji reportażu w 2002 roku. Jak podkreśla dziennikarz, bardzo trudno jest podać liczbę ofiar, wiadomo jednak, że tylko w przeciągu trzech ostatnich lat poprzedzających publikację reportażu skradziono około 1300 ampułek leków, którymi zabijano pacjentów. Patora zwraca jednak uwagę, że czasami jedna ampułka wystarczała na zabicie dwóch pacjentów. - Proceder przerwała publikacja reportażu i wybuch afery, dzięki niej zmieniły się przepisy, które zahamowały "handel skórami". Niemniej ludzie, którzy zabijali w pogotowiu, dalej w nim pracowali. Jeden z kierowców, który jeździł w zespole mordującym pacjentów, do dzisiaj tam pracuje - mówi Patora.
"Bieda w Łodzi" stworzyła warunki do "handlu skórami"
Dlaczego proceder "handlu skórami" mógł rozwinąć się w Łodzi? Dziennikarz podkreśla, że "bieda w Łodzi była przerażająca". - W PRL-u to było miasto zdominowane przez przemysł włókienniczy, ale gdy upadł komunizm, ta monokultura upadła, a ogromna liczba łodzian niemal z dnia na dzień straciła pracę i została z niczym. W efekcie ludzie chwytali się wszystkich możliwości, by utrzymać się na powierzchni. Chyba w żadnym innym dużym mieście w Polsce kapitalizm nie miał wtedy tak krwiożerczego oblicza. Warunki w Łodzi były więc doskonałe do tego, by proceder handlu informacjami o zgonach rozwijał się bardzo gwałtownie - twierdzi dziennikarz. W jednym z odcinków serialu "Łowcy skór" anestezjolog Ignacy Baumerg mówi: - To są opowieści z dna piekła, niezwykle trudno jest o tym mówić, ale trzeba powtarzać. Skoro się zdarzyło, to musimy o tym pamiętać. ZOBACZ TEŻ: Thriller sądowy hollywoodzkiej legendy już w grudniu na platformie Max
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: WBD