Wojciecha Smarzowskiego albo się kocha albo nie znosi - w przypadku tego reżysera nie ma miejsca na letniość. Wszyscy pamiętamy "Dom zły", który nazwaliśmy polskim "Fargo", gdzie w bieszczadzkiej chacie w głębokim PRL-u, jak w lustrze przeglądała się Polska tamtego czasu. Objawienie Gdyni 2009 roku.
Tamten świat tonął w błocie (i w gnojówce). Dosłownie. Ten, który widzimy w "Domu dobrym" (którego Warner Bros. Discovery jest koproducentem i dystrybutorem), choć zaczyna się sielanką, nie bez powodu tytułem odbija się od filmu sprzed szesnastu lat. W "Domu dobrym" błyszczą marmurowe kafelki i drogie meble. To jednak tylko kostium. Pod powierzchnią czai się przemoc, która okazuje się wynaturzoną wersją niegdyś wielkiej miłości. "Mój dziadek tłukł babcię, tata matkę, to jakie ja miałem wzorce"? - tłumaczy mąż-sadysta.
Przemoc, bluzgi, wódka - od początku tragedia wisi w powietrzu. Nie zabraknie nawet ulubionego narzędzia reżysera - siekiery. Choć nie konweniuje ani trochę z luksusowym domem.
ZOBACZ W TVN24+: Jakubik: "Dom zły" to najważniejszy film jaki zrobiłem w życiu, to była podróż totalna. Kosztował mnie kilka miesięcy depresji
Najpierw była sielanka
Nikt chyba nie spodziewał się, że w filmie o przemocy domowej reżyser "Róży" wykaże się subtelnością, ale zaryzykuję stwierdzenie, że to najbrutalniejszy film Smarzowskiego. Nie mogę nie dodać, że moim zdaniem dramat wybrzmiałby równie mocno, bez takiego eskalowania przemocą. Ale "Smarzol" pozostaje "Smarzolem", nie bierze jeńców i dociska gaz do dechy. Nie ma dla widza litości.
A przecież to bodaj jedyny film tego twórcy, który zaczyna się od sielanki (jeśli nie liczyć sarkastycznego "Wesela"). Gosia - śliczna, pełna życia (w tej roli Agata Turkot), przerwała studiowanie anglistyki i utrzymuje się z lekcji dawanych przez internet. Wciąż ma wielkie plany. Zamierza wrócić na studia, a potem? Marzy jej się podróż dookoła świata. Grzegorza poznaje w sieci, a on szybko ją znajduje. Zakochują się w sobie bez pamięci.
Nie bez znaczenia jest fakt, że Gosia mieszka z matką alkoholiczką, która bez przerwy wypomina jej, że zmarnowała przez nią życie (z powodu niespodziewanej ciąży). Obsypywana przez Grześka (Tomasz Schuchardt) kwiatami i prezentami, adorowana, pewnej nocy ucieka do niego. Początkowo wydaje jej się, że złapała za nogi Pana Boga.
Pierwsze ostrzeżenie pojawia się, gdy odkrywa, że ukochany formalnie wciąż jest mężem innej kobiety, która porzuciła go, zabierając dziecko. "Uciekaj od niego dopóki możesz" - usłyszy od niej. Ale właśnie wtedy dowiaduje się, że jest w ciąży. Woli wierzyć, że była żona zazdrości im szczęścia i że niezła z niej wiedźma.
Prawdziwe oblicze ukochanego zobaczy wkrótce - w dniu ślubu.
"A kto ci kobieto uwierzy?"
Jeszcze nim Gosia urodzi, ucieka z "dobrego domu" po raz pierwszy. Znajduje przystań w ośrodku dla kobiet takich jak ona. Pochodzą z różnych środowisk, lecz łączy je jedno - pokochały przemocowców. Jak większość z nich Gosia wróci do "dobrego domu", gdy skruszony Grzesiu z połową kwiaciarni w dłoniach i obietnicami troski i życia w raju, pojawi się w szpitalu po nią i córeczkę.
Będzie wracać i uciekać latami. Jak tysiące kobiet, którym podpowiada się: "Przysięgałaś. Dziecko musi mieć oboje rodziców". Smarzowski pokazuje, w jaki sposób mąż-tyran manipuluje Gosią. Pierwsze ciosy zadaje z zazdrości o byłego partnera, kolejne już bez powodu. Z przyzwyczajenia. Bije sprytnie, żeby nie było śladów. "A kto ci kobieto uwierzy w te bajki" - krzyczy mąż, gdy wezwana z powodu "zakłócenia miru domowego" policja szybko opuszcza mieszkanie. To zresztą dawni kumple Grzesia.
Z czasem skrywane pod bluzką siniaki przestaną być tajemnicą. Ale otoczenie milczy. System zaś nie opowiada się za ofiarą, ale wręcz sprzyja oprawcy. Nawet nagrane po kryjomu sceny zadawanych tortur nie przekonują policji. "Pokazuje pani tylko część nagrania. Gdzie jest ten moment, w którym pani go sprowokowała?" - powtarza policjant, a za nim adwokat Grzegorza.
"Wystarczy, by dobry człowiek nic nie robił"
Smarzowski, pokazując gehennę Gosi, rezygnuje z chronologii zdarzeń, celowo skacze do przodu, cofa się, czasem o kilka lat. Nakłada na siebie prawdziwe zdarzenia, i te pochodzące z przywidzeń czy nawet wyobraźni Gosi. W ten sposób oddaje jej stan - niegdyś pełna wigoru, błyskotliwa kobieta, teraz żyje w półśnie. Miesza rzeczywistość z urojeniami.
"Dom dobry" to wielki popis aktorskiego duetu Turkot-Schuchardt. Jego możliwości i talent już znamy, dla Agaty Turkot to - moim zdaniem - kreacja na miarę nagrody za najlepszą rolę pierwszoplanową. Wielka, wstrząsająca i potwornie trudna rola. Przypomniała mi się grana genialnie przez Agatę Kuleszę tytułowa "Róża" z innego, dla mnie najwybitniejszego, filmu Smarzowskiego.
Schuchardt pytany o swoją postać, mówił w wywiadzie: - Nie istnieje żadna taryfa ulgowa, która pozwalałaby - nawet pokrętnie - tę postać wytłumaczyć. To czyste zło. Temu filmowi towarzyszy myśl, że jeśli chcemy pomóc ludziom, musimy pokazać tę przemoc z jak najgorszej strony, więc ja wszedłem w to jak najgłębiej i stworzyłem po prostu psychola.
Smarzowski powiedział, że materiały zbierał latami, najwięcej podczas pandemii. Pochodzą z opowieści maltretowanych w domowym zaciszu kobiet. Bo "Dom dobry" jest filmem o naszym milczeniu. O ludziach, którym brakuje odwagi, by przeciwstawić się złu. Smarzowski pokazuje przemoc domową, tak jak wcześniej pokazał rozpasanie i obłudę części duchowieństwa ("Kler"), czy skorumpowanie i pijaństwo policji ("Drogówka").
"Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił" - napisał irlandzki filozof Edmund Burke. O tym właśnie jest ten film.
Autorka/Autor: Justyna Kobus
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Warner Bros. Entertainment. Fot. Paweł Tybora