Odwołany został zastępca komendanta policji w Inowrocławiu, a wobec dyżurnego tamtejszej komendy wszczęto postępowanie dyscyplinarne. To pokłosie policyjnej interwencji z użyciem paralizatora, w wyniku której zmarł 27-letni mężczyzna.
Jak poinformowała młodsza inspektor Monika Chlebicz, rzeczniczka prasowa kujawsko-pomorskiej policji, w sobotę odwołano ze stanowiska pierwszego zastępcę komendanta Komendy Powiatowej Policji w Inowrocławiu, a wobec dyżurnego inowrocławskiej komendy wszczęto postępowanie dyscyplinarne.
Czytaj też: Nie żyje mężczyzna rażony paralizatorem. Policjanci usłyszeli zarzuty i zostali aresztowani
- Zastępca komendanta został odwołany z uwagi na niewłaściwy sposób realizacji zadań związanych z nadzorem nad pracą policjantów. W przypadku dyżurnego chodzi o niewłaściwy obieg informacji dotyczący przebiegu interwencji - wyjaśniła policjantka.
Młodsza inspektor Chlebicz dodała, że policjanci współpracują z Prokuraturą Okręgową w Bydgoszczy. - Cały czas trwa także wewnętrzne postępowanie wyjaśniające - podkreśliła rzeczniczka prasowa kujawsko-pomorskiej policji.
Zarzuty i areszt dla policjantów
Wcześniej dwóch policjantów, którzy w trakcie interwencji użyli paralizatora, usłyszało zarzuty po śmierci 27-latka. Zostali zwolnieni z policji, a sąd aresztował ich tymczasowo na trzy miesiące.
- Prokurator postawił dwóm funkcjonariuszom zarzut przekroczenia uprawnień służbowych przez nieuprawnione użycie środka przymusu bezpośredniego w postaci tasera, jak również nieuprawnione stosowanie siły fizycznej, które przybrało postać przemocy - przekazała w sobotę rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy Agnieszka Adamska-Okońska.
Policyjne interwencja w Inowrocławiu
Przypomnijmy, że do interwencji doszło w środę (22 maja) w jednym z mieszkań w Inowrocławiu.
- Dotyczyła agresywnego mężczyzny, który miał wyrzucać przez okno w bloku meble. Mieszkanie było zdemolowane. Jak wynika z relacji policjantów, mężczyzna leżał na podłodze. Nie było z nim logicznego kontaktu i w pewnym momencie stał się agresywny - poinformowała w rozmowie z tvn24.pl młodsza inspektor Monika Chlebicz, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Policjanci użyli wobec mężczyzny siły fizycznej, w tym między innymi chwytów obezwładniających i tasera (paralizatora). - Mężczyzna stracił przytomność. Policjanci zaczęli go reanimować. Na miejsce wezwano drugi patrol oraz karetkę pogotowia. Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie zmarł - dodała policjantka.
Niezależnie od tego wobec policjantów zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne, ponieważ w naszej ocenie, po tym jak obejrzeliśmy nagrania z kamerek policjantów, doszło do przekroczenia uprawnień. Funkcjonariusze zostali natychmiast zawieszeni w czynnościach oraz rozpoczęto procedury zwolnienia ich ze służby. Pierwszego z policjantów, posterunkowego, zwolniono już w czwartek, a drugiego w piątek. To, czy ta śmierć jest wynikiem działania policjantów i niewłaściwie przeprowadzonej interwencji, jest przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. Najważniejsze będą wyniki sekcji zwłok, które zostały zlecone przez prokuraturę - podsumowała rzecznika prasowa kujawsko-pomorskiej policji.
- W środę około godziny 21 trafił do nas młody, 27-letni mężczyzna na szpitalny oddział ratunkowy po nagłym zatrzymaniu krążenia. Był w stanie ciężkim, krytycznym. Po wstępnej diagnostyce trafił na oddział anestezjologii i intensywnej terapii. Tam, w trakcie leczenia i wdrożonej diagnostyki, doszło do kolejnych epizodów zatrzymania krążenia. Następnego dnia, około godziny 7.20 podczas kolejnego z takich epizodów, podjęliśmy czynności reanimacyjne. Pomimo naszych starań, nie udało się przywrócić funkcji życiowych - powiedział Bartosz Jakub Myśliwiec, naczelny lekarz szpitala im. dr. Ludwika Błażka w Inowrocławiu.
Milczący protest przed komendą
W sobotnie popołudnie przed budynkiem inowrocławskiej komendy policji odbył się milczący protest, który zgromadził około 100 osób.
Zgromadzeni przed komendą powtarzali, że śmierć 27-latka była "zupełnie bezsensowna". - Zabito naszego kolegę. On już był skuty, więc po co używali tasera? - pytała jedna z rozgoryczonych kobiet.
Jeden z mężczyzn opowiadał, że przyszedł do mieszkania poszkodowanego, gdy ten był już reanimowany. - Dostał paralizatorem. Wszedłem, gdy już go reanimowali - opisywał.
Razem z innymi protestującymi mężczyzna przyszedł przed komisariat z transparentami, na których było napisane m.in. "Zemsty nadejdzie czas", "Mordercy w mundurach", "Zabiliście mi syna" czy "Stop bezkarności w mundurach".
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24