PiS przesunął termin wyborów na najgorszy dla siebie czas. To może sprawić, że elektorat tej partii będzie rozglądać się za kimś innym - ocenia w rozmowie z tvn24.pl profesor Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przeciwnicy lidera sondaży w wyścigu po fotel prezydenta Krakowa mogą jednak drżeć - wielu z nich może co najwyżej "przeczołgać się" do drugiej tury. A urzędujący wiceprezydent Andrzej Kulig znajdzie się prawdopodobnie poza podium.
Zdaniem profesora Flisa kwietniowe wybory będą miały wyjątkowy charakter we wszystkich polskich samorządach. Powodem jest kalendarz wyborczy.
- Jeszcze nigdy wybory samorządowe nie odbywały się w trakcie "miesiąca miodowego". PiS przesunął ich termin tak, że odbywają się one tuż po wyborach parlamentarnych, czyli w najgorszym dla partii przegranej czasie. To może sprawić, że elektorat PiS będzie rozglądać się za kimś innym niż kandydat tego ugrupowania - uważa dr hab. Jarosław Flis.
Wybory na prezydenta Krakowa. Sondaże
W tegorocznych wyborach samorządowych, których pierwsza tura odbędzie się 7 kwietnia, do wyścigu o fotel prezydenta Krakowa stanie ośmioro kandydatów.
Oficjalnymi kandydatami na urząd prezydenta Krakowa są: Marcin "Bzyk" Bąk (bezpartyjny), Konrad Berkowicz (Konfederacja), Łukasz Gibała (bezpartyjny, Kraków dla Mieszkańców), Łukasz Kmita (Prawo i Sprawiedliwość) Rafał Komarewicz (Polska 2050-Trzecia Droga), Andrzej Kulig (bezpartyjny, "Ku przyszłości"), Stanisław Mazur (bezpartyjny, "Lepszy Kraków") i Aleksander Miszalski (Platforma Obywatelska).
Zagadką pozostaje jeszcze PSL, które jednak najprawdopodobniej nie wystawi własnego kandydata, a poprze któregoś z już ogłoszonych. - Wciąż wierzymy jako PSL, że będzie jeden kandydat Koalicji 15 października, że dojedzie do porozumienia. Jeżeli taka sytuacja nie będzie miała miejsca, to faktycznie Stronnictwu najbliżej jest dziś do poparcia pana profesora Andrzeja Kuliga - poinformował w poniedziałek (19 lutego) szef małopolskich struktur ludowców, wojewoda małopolski Krzysztof Jan Klęczar.
Najpoważniejszym kandydatem w prezydenckim wyścigu jest Łukasz Gibała, były poseł PO i lider klubu Kraków dla Mieszkańców - i to właściwie jedyny wspólny wniosek z dotychczasowych sondaży. W zależności od tego, kto zamawia badanie, nazwiska na drugim i trzecim miejscu podium są w sondażach zupełnie rozbieżne. Na przykład na wejście do drugiej tury może potencjalnie liczyć rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Stanisław Mazur (uzyskałby prawie 15 procent i trzecie miejsce, ale tylko nieznacznie ustępując posłowi PiS Łukaszowi Kmicie - to wniosek z sondażu SW Research zleconego przez jego stowarzyszenie).
Sondaż przeprowadzony dla największego konkurenta ekipy Jacka Majchrowskiego, Łukasza Gibały, niemal wyklucza zwycięstwo urzędującego wiceprezydenta Andrzeja Kuliga, dając mu 6 procent głosów (tyle samo zdobywa tu Mazur). Szósty w tym zestawieniu Kulig według innego badania - przeprowadzonego przez Biuro Badań Społecznych "Obserwator" i opublikowanego na profilu urzędującego prezydenta - wszedłby z kolei do drugiej tury wyborów, zyskując ponad 18 procent poparcia. Podobne poparcie Kuligowi dawał sondaż z końcówki stycznia, przeprowadzony przez IBRIS na zlecenie "Rzeczpospolitej".
Flis: Andrzej Kulig to kandydat z kapelusza
Zdaniem doktora habilitowanego Jarosława Flisa, socjologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wyścig po urząd prezydenta Krakowa jest wyjątkowo "tłoczny", a jego wynik rozstrzygnie się dopiero w zaplanowanej na 21 kwietnia drugiej turze wyborów. W rozmowie z tvn24.pl naukowiec podkreśla jednak, że urzędujący wiceprezydent Andrzej Kulig, popierany i niejako namaszczony przez odchodzącego po 21 latach prezydentury Jacka Majchrowskiego, ma niewielkie szanse.
- Andrzej Kulig zakończy wyścig najprawdopodobniej poza podium. Gdyby zapytać krakowian o kandydata z komitetu wyborczego Jacka Majchrowskiego, miałby on większe szanse, ale na karcie wyborczej nie będzie nazwiska odchodzącego prezydenta. Kilkunastoma procentami nie wygrywa się wyborów - uważa profesor Flis.
Zdaniem naukowca "już samo wejście Kuliga do drugiej tury byłoby zaskoczeniem". Dlaczego? - Kandydat na prezydenta powinien starać się o tę funkcję, a Kulig nie był dotąd z tego znany. Co więcej, sam był zaskoczony poparciem ze strony Jacka Majchrowskiego. Wygląda to tak, jakby został wyciągnięty z kapelusza na ostatniej prostej. Do tego mamy PiS, który nie podejmuje na razie kompletnie żadnych kroków. Kolejka potencjalnych konkurentów Łukasza Gibały w drugiej turze jest więc bardzo gęsta - mówi profesor Flis.
Gibała "nie ma nic do stracenia". W przeciwieństwie do kandydata PO
Jarosław Flis zauważa, że niekwestionowanym liderem sondaży jest na razie Łukasz Gibała. - Im ktoś się dłużej stara, tym większe ma szanse, co pokazuje przykład Gibały. On nie ma nic do stracenia. Obstawiam, że jeśli po raz trzeci nie uda mu się wygrać wyborów, to więcej próbować nie będzie - ocenia Flis. Dodaje, że lider Krakowa dla Mieszkańców "ma teraz najlepszą szansę na zwycięstwo". - Drugi raz już takiej nie dostanie. Pozostali kandydaci mogą stracić więcej, bo jeśli Aleksander Miszalski dostanie kilka procent poparcia, to osłabnie również jego pozycja jako posła, co może później odbić się na jego pozycji na liście do Sejmu - zauważa socjolog.
Naukowiec podaje przykład Marty Pateny, którą w 2014 roku do walki o prezydenturę w Krakowie wystawiła Platforma. Kandydatka PO uzyskała zaledwie 9 procent poparcia i w 2015 roku na liście do Sejmu otrzymała odległe 10. miejsce, nie uzyskując mandatu. Cztery lata później startowała do Sejmu z trzeciego miejsca listy PSL, też bezskutecznie. Miszalski ma wiele do stracenia, bo w latach 2019 i 2023 startował z sukcesami z trzeciej pozycji.
A co z drugą największą partią w polskim parlamencie? Według Flisa "PiS w tych wyborach będzie czynnikiem losowym, który będzie zaburzał rywalizację pozostałych kandydatów". - Ci wyborcy na kogoś muszą zagłosować i pytanie, czy będą chcieli zmiany, czy może kontynuacji. Czy będą w drugiej turze głosować na najbliższego swoim poglądom kandydata, czy może oddadzą głos na "mniejsze zło". Na przykład jeśli do drugiej tury wszedłby Aleksander Miszalski z PO, wyborcy PiS mogliby oddać głos na kogokolwiek, kto stanąłby mu naprzeciw - ocenia Flis.
Jednak dla wyborców największych ogólnopolskich partii zagrożeniem byłyby rządy Gibały, mogliby oni głosować przeciwko niemu. - Jeśli wszystkie partie będą się bały wygranej Gibały, mogą poprzeć kandydata, który może mu zagrozić, na przykład Stanisława Mazura. Może pojawić się sztuczka z wycofywaniem kandydatów, którzy nawet jeśli przeczołgaliby się do drugiej tury, to z Gibałą przegraliby z kretesem. Pytanie, czy partie będą szukać niezależnego kandydata, który wszedłby do drugiej tury z takim przytupem, żeby podjąć z Gibałą walkę, nie zrażając do siebie elektoratu pozostałych ugrupowań - ocenił Flis. - Pytanie, jak Gibała będzie układał się z innymi siłami. Być może zawrze układ z jedną partią przeciwko wszystkim pozostałym - dodał.
- Może się zdarzyć sytuacja taka jak w 2002 roku, kiedy nawet minimalne przesunięcia wskazywały zwycięzcę. Majchrowski prześlizgnął się wtedy na pierwsze miejsce śladowym procentem głosów. O zwycięstwie obecnego prezydenta zadecydował apel pozostałych kandydatów, by w drugiej turze nie głosować na Józefa Lassotę. Również teraz taki scenariusz będzie możliwy - podsumował socjolog.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24