Z Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu odeszło dziesięciu lekarzy specjalistów pracujących na oddziale ginekologiczno-położniczym. Jeśli nie uda się naprawić sytuacji, dyrektor zapowiada, że konieczne będzie ograniczenie liczby przyjmowanych pacjentek. To ten sam szpital, w którym w maju z powodu wstrząsu septycznego zmarła 33-letnia ciężarna.
Jak ustaliło Radio Zet, powodem złożenia przez lekarzy wypowiedzeń jest fakt, że dyrektor placówki żąda, by specjaliści ograniczyli swoją działalność na prywatnych praktykach. – Po tej prośbie pierwszy papierami miał rzucić ordynator tego oddziału. Złożył wypowiedzenie i wybrał się na urlop. Chwilę później wypowiedzenia złożyło 10 innych lekarzy, a w szpitalu miało pojawić się tajemnicze pismo, niepodpisane przez nikogo, w którym jasno było napisane, że lekarze wycofają wypowiedzenia pod warunkiem, że przywróci się poprzedniego ordynatora - relacjonuje reporter TVN24 Konrad Borusiewicz.
Dyrektor: staramy się z lekarzami rozmawiać
W opinii dyrektora szpitala Marka Wierzby "tego rodzaju postawa wynika z obaw, że nowe rozwiązania nie wszystkim się podobają". – Może nie wszyscy chcą w nowym porządku i nowym systemie pracować. Staramy się z lekarzami rozmawiać i te spotkania mają miejsce. Mój zastępca do spraw medycznych jest w stałym kontakcie zarówno z grupą jako całością, jak i z poszczególnymi lekarzami – informuje Wierzba.
Dyrekcja szpitala ma nadzieję, że przynajmniej część lekarzy "przemyśli swoje stanowisko i zechce kontynuować pracę" w nowotarskim szpitalu. Jeśli jednak nie uda się naprawić sytuacji, dyrektor zapowiada, że konieczne będzie ograniczenie liczby przyjmowanych na oddział pacjentek.
Śmierć ciężarnej w szpitalu
Przypomnijmy, że w tej placówce w maju doszło do tragedii – 33-letnia pani Dorota, będąca w piątym miesiącu ciąży, zmarła z powodu wstrząsu septycznego. Kobieta trafiła na oddział po tym, jak odeszły jej wody płodowe, jednak personel nie zdecydował się na przeprowadzenie aborcji, która mogłaby uratować życie 33-latki.
Pan Marcin, mąż zmarłej, w rozmowie z reporterem programu "UWAGA! TVN" wspomina, że lekarze przez niemal cały pobyt jego żony w szpitalu dawali szanse nie tylko na jej wyzdrowienie, ale też na ocalenie ciąży. - Wiedziałem, że dziecko może się udusić, bo nie ma czym oddychać. Zostałem jednak uspokojony, że żyje, że wszystko jest w porządku, a oni [lekarze – red.] będą obserwować, jak się będzie rozwijało. Lekarz dyżurujący powiedział mi, że są szanse na szczęśliwy finał, jeśli żona będzie leżeć – opowiada pan Marcin. Kuzynka zmarłej dodaje, że "wszystko było utrzymywane w duchu dawania nadziei i przekonywania, że wszystko będzie dobrze".
O tym, że jej stan się pogorszył, poinformowała rodzinę sama ciężarna. Podczas jej ostatniej rozmowy z mężem, około godziny 21 we wtorek, 23 maja, pacjentka czuła się bardzo źle. Wymiotowała i miała dreszcze. Następnego dnia jej matka oraz kuzynka miały pojechać do szpitala, by pomóc pani Dorocie w umyciu włosów. Nie zdążyły – 33-latka o 5.20 była już w ciężkim stanie, a USG wykazało obumarcie płodu. O 7.16 nastąpiło zatrzymanie krążenia. Zmarła o 9.38.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24