"Twierdził, że lekarz go zaraził". Rodzicom trudno uwierzyć w to, co zrobił ich syn

Policja przed Szpitalem Uniwersyteckim w Krakowie
Rodzice o problemach syna
Źródło: TVN24

Zaatakował nożem ortopedę krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego, który mimo wysiłków personelu medycznego zmarł. Ta tragedia jest szokiem nie tylko dla środowiska medycznego, ale też dla rodziny. Jego rodzice przyznają, że od dwóch lat jego stan się pogarszał. - Cały czas miał w głowie, że to, że jest chory i wszystko go boli, to jest winą lekarza - tłumaczy w rozmowie z "Uwagą" TVN ojciec 35-latka.

35-letni funkcjonariusz Służby Więziennej był niezadowolony z efektów leczenia. W październiku ubiegłego roku złożył skargę na ortopedę do Rzecznika Praw Pacjenta. Postępowanie wykazało, że nie doszło do naruszenia jego praw. Mężczyzna nie pogodził się z tym.

"Po prostu się załamał psychicznie"

Jak mówią jego rodzice, z którymi rozmawiała Joanna Bukowska z "Uwagi" TVN, dwa lata temu miał operację ręki i po niej coraz gorzej funkcjonował. - Ja w to nie wierzyłem za bardzo, twierdził, że został zakażony jakimś wirusem, (...) że lekarz go zaraził - mówi ojciec mężczyzny.

Rodzicom mówił, że ze sobą skończy. - Mówił, że nie będzie tu z nami mieszkał, na wózku nie będzie siedział, nie będziemy się nim opiekować. Po prostu się załamał psychicznie - opowiada jego matka.

Gdy ojciec doradził mu, żeby poszedł do psychiatry, zdenerwował się. - Nie chciał rozmawiać - mówi matka mężczyzny.

Jak dodają, dwa tygodnie temu jego stan jeszcze się pogorszył. - Cały czas miał w głowie, że to, że jest chory i wszystko go boli, to jest winą lekarza - tłumaczy ojciec.

Rodzicom trudno zrozumieć to, co zrobił i z tym się pogodzić. - Szkoda mi tego lekarza i syna. Nie wiem, jak z tym dalej żyć. My też nie możemy w to uwierzyć. Ja jeszcze myślę, że to nieprawda - kończy matka mężczyzny

"Ciężko się zebrać do pracy"

W programie "Uwaga" TVN wystąpili też m.in. koledzy pana Tomasza. Doktor Jan Magiera, zastępca kierownika Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, podkreślał, że na jego oddziale wszyscy znali doktora Tomka.

- Współpracowaliśmy, pracował on i jego żona u nas w szpitalnym oddziale ratunkowym - mówi.

Jak dodaje, wszyscy w szpitalu są wstrząśnięci tą tragedią. - Ciężko się zebrać do pracy, ludzie nie są w stanie się pozbierać, płaczą. Naprawdę ciężko zapanować nad emocjami - powiedział.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Czytaj także: