Przedstawiciele KTOZ i Fundacji Peruna uratowali sowę, która wpadła do komina jednego z krakowskich domów i przez kilka dni nie potrafiła się wydostać. - Z kominka w salonie huczało jak od grasującego stada duchów - zrelacjonowała w rozmowie z nami Barbara Sobierajewicz, w której domu doszło do nietypowej interwencji. Puszczyk trafił już na wolność, gdzie prawdopodobnie połączył się ze swoim partnerem albo partnerką.
O nietypowym zgłoszeniu poinformowało w mediach społecznościowych Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Z relacji aktywistów wynika, że sowa wleciała do komina jednego z domów w Krakowie i nie potrafiła się samodzielnie wydostać.
Barbara Sobierajewcz, mieszkanka domu, w którym utknęła sowa, w rozmowie z tvn24.pl zrelacjonowała, że na początku sama miała trudności ze stwierdzeniem, dlaczego w domu nagle zaczęło być słychać dziwne odgłosy. Wszystko zaczęło się jeszcze w czwartek, 13 lutego.
"Sowa też chciała brać udział w imprezie"
- W nocy z kominka zaczęły dochodzić dziwne dźwięki, które powtarzały się nad ranem. W dzień w zasadzie milkły. W piątek byłam cały dzień poza domem, ale w nocy był straszny rumor. Z kominka w salonie huczało jak od grasującego stada duchów. Wtedy doszłam do wniosku, że to musi być sowa - powiedziała kobieta.
Pani Barbara wezwała na miejsce strażaków. Ci jednak - według relacji mieszkanki - mimo wejścia na dach i sprawdzenia stamtąd komina niczego nie znaleźli. Strażacy odjechali. - Nie uwierzyli mi - stwierdziła kobieta.
- W sobotę w domu miałam spotkanie z grupą kilkunastu znajomych. Sowa chyba też chciała brać udział w imprezie, bo rumor był okrutny. Wszyscy już wiedzieliśmy, że coś jest w kominku. Upierałam się, że to sowa, bo od wczesnego ranka w sobotę coś pohukiwało z lasu. To pohukiwanie zbudziło nawet moją sąsiadkę. Wygląda na to, że to był partner albo partnerka uwięzionej sowy - zrelacjonowała Barbara Sobierajewicz.
- W niedzielę rano mój zięć Neil wyszedł na zewnątrz budynku i w miejscu, w którym jest dopływ powietrza do kominka, ściągnął kratkę. Na wysięgniku zrobił telefonem zdjęcie i wtedy ją zobaczyliśmy. Tam rzeczywiście była uwięziona sowa - zrelacjonowała pani Barbara.
Wtedy kobieta wezwała na miejsce Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Inspektorzy zwrócili się z prośbą o pomoc do Fundacji Peruna, która zajmuje się edukacją i pomocą m.in. dzikim zwierzętom. KTOZ opublikował nagranie, na którym widać, jak pracownik towarzystwa - po otrzymaniu wskazówek od fundacji - wyciąga zdezorientowanego ptaka. "Aleś jest wielka. Dzień dobry, wracamy do żywych!" - skomentował.
Puszczyk został wyciągnięty z pułapki i trafił pod skrzydła fundacji. - To sowa dzika, która wpadła do komina, szukając sobie schronienia. Była dość wygłodniała, dlatego podjęliśmy decyzję, że nie będziemy jej wypuszczać od razu. Daliśmy jej jeść, sprawdziliśmy ruchomość skrzydeł. Na szczęście wszystko było w porządku. Dzisiaj wypuściłem ją na wolność w tej samej okolicy, w której wpadła do komina - powiedział tvn24.pl Michał Czuba. - Wypuszczenie gdzieś indziej mogłoby łączyć się z walkami i rywalizację o terytorium. Tu być może ma swojego partnera albo partnerki (nie wiadomo, jakiej płci był puszczyk - red.), być może szykuje się już do lęgu - wyjaśnił szef fundacji.
Czuba podkreślił, że wypuszczenie sowy jeszcze w niedzielę mogłoby być dla niej niebezpieczne. - Wczorajszej nocy było -11 stopni. Gdybyśmy wypuścili ją od razu, pewnie nie od razu znalazłaby sobie pożywienie. Jako że jest zimno, musieliśmy ją najpierw nakarmić, żeby doszła do siebie - podkreślił.
Jednak jak to w ogóle możliwe, że sowa pomyliła komin z sowią dziuplą? Michała Czuby to nie dziwi. - Tak jak gołębie nie wiedzą, że w przeciwieństwie do półki skalnej parapet został stworzony przez człowieka, tak samo puszczyk nie rozróżni komina od dziupli. Stąd zdarzają się takie sytuacje - powiedział nam działacz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Barbara Sobierajewicz, Fundacja Peruna