W przeszłości teren dawnego obozu koncentracyjnego w krakowskim Płaszowie był skrajnie zaniedbany. Doniesienia o spacerowiczach, którzy natykali się na ludzkie kości (obóz został zbudowany w miejscu dwóch cmentarzy żydowskich) przeplatały się z historiami o imprezującej tam młodzieży i właścicielach psów, traktujących ten teren jak nieużytek. Teraz się to zmienia.
Na terenie obozu zamordowano około 5000 osób. Jednak znacznie więcej zostało tam pochowanych - do Płaszowa zwożono między innymi ludzkie szczątki po likwidacji getta. We wspomnieniach Ocalałych przewija się też postać komendanta obozu Amona Götha, który miał lubować się w publicznych egzekucjach. Z okna swojego domu przy ulicy Heltmana strzelał do Żydów, prowadzonych codziennie z getta do obozu.
Mimo to do niedawna można było przejść przez cały teren dawnego obozu, nie natykając się przy tym na niemal żadną formę upamiętnienia tragedii, która się tam wydarzyła. Największym monumentem jest górujący na ulicą Kamieńskiego Pomnik Ofiar Faszyzmu, nazywany też Pomnikiem Wyrwanych Serc. Został zbudowany w 1964 roku według projektu Witolda Cęckiewicza.
Łatwiej było natknąć się na puste butelki i inne ślady po spotkaniach towarzyskich. Zdarzało się też, że spacerowicze lub robotnicy wydobywali ukryte płytko pod ziemią ludzkie kości.
Więcej niż tabliczki
W 2015 roku na portalu tvn24.pl został opublikowany artykuł, w którym między innymi historyk Ryszard Kotarba z Instytutu Pamięci Narodowej, specjalista od historii Płaszowa, komentował tę sytuację. - Ludzie nie mają pojęcia, co to za miejsce, że tutaj rozstrzeliwano i palono tysiące osób. Cały ten obszar jest wielkim cmentarzem, który aż woła o szacunek - mówił wówczas nasz rozmówca. Niewiedza spacerowiczów mogła wynikać ze słabo widocznego wówczas oznaczenia terenu - jedna tablica, apelująca o poszanowanie miejsca, mieściła się przy wejściu na teren obozu. Na jego terenie były trzy inne, upamiętniające pomordowanych w języku hebrajskim. I to wszystko.
Teren między ulicami Jerozolimską i Kamieńskiego przechodzi obecnie rewitalizację. Prace mają potrwać do końca roku, jednak niektóre zmiany można zobaczyć już teraz. Od 2017 na całej powierzchni, w miejscach szczególnie istotnych, ustawionych jest kilkanaście tablic informacyjnych z archiwalnymi zdjęciami i wspomnieniami ocalałych.
To jednak nie wszystko. - Zakończyły się prace przy renowacji posadzki wokół Pomnika Ofiar Faszyzmu oraz na obrzeżach placu apelowego. Pracujemy nad wymianą nawierzchni dróg i ścieżek, rozpoczął się też proces wymiany nawierzchni na ulicy Abrahama. Ponadto na przełomie września i października miały miejsce prace nad oznaczeniem granic cmentarzy żydowskich, znajdujących się na terenie miejsca pamięci – wylicza Paulina Nortowska, specjalistka ds. promocji muzeum KL Plaszow.
Teren dawnego obozu w Płaszowie jest ważnym punktem na historycznej mapie miasta - a jednocześnie jednym z większych terenów zielonych w tej części Krakowa. Dlatego okoliczni mieszkańcy obawiali się, że rewitalizacja będzie wiązała się z ogrodzeniem terenu. Przedstawicielka muzeum zapewnia jednak, że tak się nie stanie.
- Nie ma takich planów, teren nie będzie ogrodzony. Będzie dostępny dla zwiedzających, dla wszystkich osób - podkreśliła Nortowska.
Ścieżka, która nie jest ścieżką
Teren, jak zaznacza rozmówczyni tvn24.pl, ma być dostępny również dla osób mających problemy z poruszaniem się. Ostateczna nawierzchnia nie została jeszcze położona. Dookoła dawnego placu apelowego pojawiła się natomiast "ścieżka" z luźno wysypanych białych kamyków. Trudno po niej przejść - bo, jak tłumaczy Nortowska, nie do tego ta przestrzeń służy.
- Ta opaska dookoła placu apelowego pozostanie taka, jaka ma być. Jej celem miało być właśnie to, by nią nie chodzić. To jest właśnie zaznaczenie tego miejsca, gdzie dokładnie znajdował się plac apelowy - tłumaczy rzeczniczka muzeum. I dodaje: - W momencie, kiedy jesteśmy na terenie byłego obozu i na nią wchodzimy to ona ma spowodować, że musimy się zastanowić nad tym miejscem. Będzie można chodzić wokół tych "ścieżek".
Co dalej z Szarym Domem?
Na razie nie zapadła jeszcze decyzja, jak zostanie zagospodarowany tak zwany Szary Dom. Budynek przy zbiegu ulic Jerozolimskiej i Abrahama, zbudowany w 1925 roku, przed wojną mieścił administrację cmentarza Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie i siedziby Bractwa Przedpogrzebowego Chewra Kadisza, a po 1942 roku pełnił między innymi funkcję obozowego karceru.
Jednym z pomysłów na zagospodarowanie go jest między innymi utworzenie tam izby pamięci. Czy taka ekspozycja powstanie – na ten temat muzeum jeszcze nie wypowiada się jednoznacznie. - Są oczywiście plany, ale to kwestia przyszłości. Planowana jest tam wystawa, natomiast obecnie skupieni jesteśmy na terenie - odpowiedziała na pytanie o dalsze losy Szarego Domu Nortowska, dodając, że "obecnie budynek nie jest dostępny dla zwiedzających, prowadzone są tam prace".
Większe kontrowersje budzi umieszczony przy ulicy Heltmana 22 Czerwony Dom, w którym mieszkał komendant obozu Amon Göth. Jego poprzedni właściciel usiłował zainteresować zakupem nieruchomości Muzeum Historyczne Krakowa oraz urząd miasta, jednak obie instytucje uznały, że w budynku, w którym mieszkał znany ze swoich sadystycznych skłonności Göth, nie powinno się honorować jego ofiar.
- Właściciel willi, chcąc pozbyć się budynku, tworzył wrażenie, że jest to bardzo ważny obiekt, którym nikt nie chce się zainteresować. Tymczasem nie ma powodów, żeby był to obiekt muzealny - mówił w rozmowie z tvn24.pl w 2015 roku Michał Niezabitowski, dyrektor MHK.
Obecnie pod adresem Heltmana 22 znajdują się lokale mieszkalne i usługowe.
Obóz KL Plaszow
Niemcy w 1942 roku założyli w Płaszowie obóz pracy, mieszczący m.in. szwalnie, zakłady drukarskie oraz warsztaty samochodowe, elektryczne, stolarskie i ślusarskie. Dwa lata później został przekształcony w obóz koncentracyjny. Jak wyjaśniał w 2015 roku Kotarba, więźniowie powitali tę zmianę z pewną ulgą: - Wbrew powszechnej opinii, warunki w obozach pracy nie były lepsze, niż w obozach koncentracyjnych, wręcz przeciwnie. W tych drugich racje żywnościowe były przynajmniej nieco większe.
Historyk szacuje, że na terenie obozu Niemcy zabili do 5000 osób. Jednak liczba pochowanych tam była znacznie większa, ponieważ po likwidacji krakowskiego getta zwłoki zamordowanych tam Żydów były zwożone do Płaszowa. W obozie wykonywano również egzekucje więźniów z podległego gestapo więzienia przy ulicy Montelupich. Tablica znajdująca się na terenie obozu mówi o kilkudziesięciu tysiącach pomordowanych tam Żydów.
Wokół obozu i postaci jego komendanta narosło wiele makabrycznych opowieści. Amonowi Gothowi przypisuje się śmierć około 500 więźniów. Miał też – kiedy wybierał się na egzekucję - ubierać rękawiczki i biały szal, a w trakcie kaźni puszczać muzykę. Wszystko to jednak jest trudne do zweryfikowania.
- Dziś trudno określić, co jest prawdą. Część rzeczy można sprawdzić w rejestrach, mamy też relacje świadków, jednak nie wszystkie się pokrywają. Niektórzy mówią o tym, że kogoś rozszarpał pies komendanta, inni - że tak się nie stało. Po wojnie było wielu więźniów, świadków Płaszowa. To w większości byli krakowscy Żydzi, znali się wzajemnie - dlatego można ustalić, którzy z nich zginęli w tym obozie, a którzy zostali wywiezieni – tłumaczył Kotarba.
Nie miał jednak wątpliwości, że Goth był "typem mordercy, który lubował się w zabijaniu". Potwierdził również pogłoskę, że sadystyczny komendant z balkonu swojego domu przy ul. Heltmana 22 zwykł strzelać do więźniów. - Faktycznie, ze względu na ukształtowanie terenu nie jest możliwe, żeby Goth strzelał do więźniów przebywających na terenie obozu. Mógł jednak strzelać do przechodzących ulicą mieszkańców getta, którzy byli codziennie sprowadzani do obozu, by pracować w warsztatach i kamieniołomie Liban - wyjaśnił historyk.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24