Ponad tysiąc drzew ma zostać wyciętych pod budowę linii tramwajowej do Mistrzejowic w Krakowie. Inwestycja budzi protesty mieszkańców, których w środę rano zaniepokoił widok pracowników wyciągających z ziemi drzewa. Okazało się, że mężczyźni zabrali je najprawdopodobniej dla siebie, bez wiedzy swojego szefa i urzędników. - Pomyśleli, że mieszkańcy powiążą to z budową tramwaju - mówi nam wicedyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie, Łukasz Pawlik.
Filip Jończy mieszka przy ulicy Młyńskiej. Na jego osiedlu, tuż obok bloków rosną drzewa. Przynoszą ulgę od smogu, wysokich temperatur i hałasu samochodów. Bujna zieleń ma jednak zniknąć z krajobrazu, bo na potrzeby budowy linii tramwajowej do krakowskich Mistrzejowic pod topór ma iść ponad tysiąc drzew. Kilkadziesiąt ma zostać przesadzonych.
Czytaj też: "Szaleństwo", "betonowa pustynia". Ponad tysiąc drzew do ścięcia pod budowę linii tramwajowej
- Podchodząc do okien będziemy widzieli samą ulicę. A my nie chcemy stracić tej zieleni - mówi pan Filip.
Mieszkańcy są rozgoryczeni. Wielu z nich o skali wycinki dowiedziało się dopiero wtedy, gdy projekt otrzymał zezwolenie na realizację inwestycji drogowej. W praktyce - na ostatniej prostej przed rozpoczęciem prac.
Gdy rozgorzała dyskusja, a mieszkańcy Prądnika Czerwonego, przez który przebiega linia, zaczęli protestować, z rogu ulic Meissnera i Chałupnika zniknęło w środę kilka drzew. Zostały wyciągnięte z ziemi i wywiezione. "Zaczęło się" - pomyśleli mieszkańcy.
"Pomyśleli, że mieszkańcy powiążą to z budową tramwaju"
O sprawie dowiedział się miejski radny Tomasz Daros. - Te konkretne drzewa były tam zasadzone na wniosek mieszkańców i rady dzielnicy w ubiegłym roku, wcześniej rosła tam tylko trawa. Przeznaczyliśmy na ten cel w budżecie pewne środki. A teraz się okazuje, że ktoś te drzewa zabrał - powiedział nam w środę Daros.
Wówczas nie było jeszcze jasne, co stało się z drzewami, bo przedstawiciele wszystkich współpracujących z miastem firm zajmujących się zielenią utrzymywali, że nie kazali wywozić roślin z tego miejsca. Zarząd Zieleni Miejskiej przesłał im więc wykonane przez mieszkańców zdjęcia ekipy przesadzającej drzewa.
Czytaj też: Zabudowa na największej polanie Beskidu Wyspowego. Inwestor chce "przywrócić wypas owiec"
- Właściciel jednej z firm rozpoznał samochód na zdjęciu. Okazało się, że to jego pracownicy, a o całej sprawie nie miał pojęcia. Ci mężczyźni pomyśleli, że mieszkańcy powiążą to z budową tramwaju - powiedział nam w czwartek Łukasz Pawlik, wicedyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie (ZZM).
Właściciel firmy, jak mówi wicedyrektor Pawlik, zadeklarował, że drzewa zostaną posadzone z powrotem i będą objęte gwarancją. - Wyjaśnił, że rośliny zabrali niedawno zatrudnieni pracownicy, wobec których będzie teraz wyciągał konsekwencje. Doszliśmy do wniosku, że jeśli faktycznie drzewa wrócą na swoje miejsce i otrzymamy pisemną gwarancję, że te drzewa się przyjmą, to nie będziemy obciążać organów ścigania dodatkową pracą - dodał Pawlik.
Jak wyjaśnia Pawlik, drzewa te nie będą wycięte pod budowę linię tramwajowej do Mistrzejowic. - Nie ma tam kolizji - zaznaczył.
Czytaj też: Protestują przeciwko zmianom na dawnym stadionie Skry. Boją się wycinek, hałasu i paraliżu ulic
Wycinka drzew pod budowę linii tramwajowej do Mistrzejowic. Protest mieszkańców
Choć w tym miejscu drzewa przy ulicy Meissnera będą zachowane, wycinka ma jednak znacząca. Mowa o łącznie 1059 drzewach, które zostaną usunięte z powodu kolizji z zaprojektowaną linią tramwajową. Przedstawiciele miasta i wykonawcy - firmy Gülermak - podkreślają, że za każde z usuniętych drzew będzie nasadzone nowe.
W czwartek do sprawy odniósł się wiceprezydent Krakowa Andrzej Kulig. "Pragnę Państwa poinformować, że po dzisiejszych rozmowach (z wykonawcą i miejskimi jednostkami - red.) uda się ograniczyć liczbę drzew przeznaczonych do wycinki" - napisał samorządowiec na Facebooku. O ile? Tego nie wiadomo. Według słów wiceprezydenta ma zostać ustawiony nadzór przyrodniczy, który będzie wydawał opinię w sprawie każdego drzewa. "(Decyzja ta - red.) będzie wiążąca przy każdej decyzji związanej z kolizją projektu z drzewem, czyli tym samym będzie decydować czy dane drzewo nadaje się do wycinki, czy można je przesadzić bądź ominąć w czasie realizacji prac" - zapewnił Kulig.
- Żądamy konkretów, a nie pustych obietnich wiceprezydenta, że wycinka będzie ograniczona do minimum. Od kilku lat słyszymy te same słowa, że urzędnicy czy wykonawca przyjrzy się każdemu drzewu indywidualnie i wytnie jak najmniejszą liczbę drzew - mówi dla tvn24.pl radny dzielnicy Prądnik Czerwony, Marcin Borek.
Czytaj też: Tatrzański Park Narodowy chce wyciąć dwa tysiące drzew dla narciarzy i sam opiniuje własną inwestycję
Wcześniej Gabriela Łazarczyk z biura prasowego firmy Gülermak, głównego wykonawcy prac, mówiła nam, że inżynierowie ograniczyli już zakres wycinki "do niezbędnego minimum". - Na tym etapie niewiele można zrobić. Tak duża inwestycja w warunkach ścisłej miejskiej zabudowy musi nieść ze sobą ingerencję w zieleń - mówił z kolei Krzysztof Wojdowski z Zarządu Dróg Miasta Krakowa (ZDMK). Dodał, że sprawa była konsultowana przez ostatnie dwa lata.
- Owszem, były konsultacje społeczne, podczas których mieszkańcy protestowali przeciwko budowie ekranów akustycznych, właśnie po to, by uratować drzewa. Finalnie okazało się, że nie będzie ani ekranów, ani drzew - mówi nam mieszkaniec Prądnika Czerwonego, Filip Jończy.
"Sam stan fitosanitarny jeszcze o niczym nie świadczy"
Jak podkreślała przedstawicielka wykonawcy, pracownicy firmy "indywidualnie potraktowali każde drzewo, które było możliwe do pozostawienia, weryfikując je nie tylko pod względem lokalizacji, ale też stanu fitosanitarnego" - Inwentaryzacja wykazała, że stan 60 procent przeznaczonych do wycięcia drzew nie jest dobry - podkreśliła Łazarczyk.
Wicedyrektor ZZM Łukasz Pawlik, przyznaje jednak, że "sam stan fitosanitarny jeszcze o niczym nie świadczy". - Sama informacja, że jest kiepski stan fitosanitarny, to jedno. Czym innym jest fakt, czy z tego powodu takie drzewo powoduje zagrożenie. My takich badań na tym obszarze nie prowadziliśmy. Stwierdzenie przedstawicieli firmy Gülermak jest najprawdopodobniej prawdziwe, ale ciężko powiedzieć, czy te drzewa rosłyby dalej, gdyby tej inwestycji nie było - powiedział nam Pawlik.
Zdaniem mieszkańców, lokalnych działaczy i radnych uratować można jeszcze nawet kilkaset z 1059 przeznaczonych do usunięcia drzew. - Miasto musi coś z tym zrobić. Każde drzewo jest na wagę złota. Dlatego na następnej sesji (31 maja - red.) będziemy na ten temat dyskutować - zapowiedział radny Tomasz Daros. Na obradach informację o planowanej wycince ma przedstawić prezydent Jacek Majchrowski.
Do czasu sesji radnych, jak zapowiadają urzędnicy, żadne drzewo nie zostanie wycięte. - Na razie żadnych prac związanych z wycinką czy przesadzaniem drzew w ramach tej inwestycji nie będziemy prowadzić. Przez kilka najbliższych tygodni wykonawca nie wejdzie jeszcze na plac budowy - zapowiedział Krzysztof Wojdowski z ZDMK.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Borek, radny dzielnicy III Prądnik Czerwony