6,5 mln złotych z Funduszu Sprawiedliwości trafiło do krakowskiego stowarzyszenia im. Juliusza Lea. Organizacja rozpłynęła się w powietrzu, działała nieco ponad dwa lata i zajmowała się prowadzeniem portali z ultraprawicową publicystyką. Potomkowie krakowskiego prezydenta nawet nie wiedzieli, że ktoś powołał stowarzyszenie imienia ich przodka.
Stowarzyszenie im. Juliusza Lea to jeden z beneficjentów Funduszu Sprawiedliwości. W ramach programu przeciwdziałania przyczynom przestępczości organizacja założona w Krakowie przez działacza PSL – dawniej szefa krakowskich struktur SLD - Grzegorza Gondka otrzymała 6,5 miliona złotych. Stowarzyszenie powstało w styczniu 2020 roku, a już w sierpniu 2022 roku zostało zlikwidowane. Działało 31 miesięcy.
W tym czasie pod względem środków przyznanych ze słynnego funduszu uplasowało się na 11. miejscu najhojniej obdarowanych organizacji, które w ciągu siedmiu lat otrzymały 216 milionów złotych na różne projekty. "Konkurencja" w tym rankingu jest zacięta, bo urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości przelewali środki 130 podmiotom. Ich listę publikowali w styczniu dziennikarze Konkretu 24 po tym, jak wykaz upublicznił resort kierowany przez Adama Bodnara.
O ofiarach przestępstw czy "kaście sędziowskiej"?
Stowarzyszenie im. Lea nie miało swojej strony internetowej, nie musiało też publikować sprawozdań finansowych. Co więcej, nie miało przed otrzymaniem dotacji doświadczenia, a powstało tuż przed złożeniem wniosku o dofinansowanie.
Jak ustalił dziennikarz Gazety.pl Dominik Szczepański, część przyznanych środków stowarzyszenie przeznaczyło na ufundowanie strony wizjer.press, stworzonej przez warszawską fundację Centrum Pomocy Pokrzywdzonym i Prewencji Przestępczości. Również już nieistniejącą. Za pieniądze, które miały wspomóc ofiary przestępstw, opłacono też drugą witrynę – patrznarece.pl. Obie strony pozowały na prawicowe, "niepokorne" watchdogi.
Sfinansowane ze wsparcia Funduszu Sprawiedliwości strony już nie działają. W archiwalnej wersji wizjer.press widzimy jednak, że portal powielał antyunijną rządową narrację, atakowali Aleksandrę Dulkiewicz, Romana Giertycha i Sławomira Nowaka, a także prowadził kronikę kryminalną, publikując co jakiś czas newsy o oszustwach i działaniach policji.
Autorzy portalu ostrzegali na przykład, że powiązanie wypłat z budżetu UE dla Polski z praworządnością skończy się powrotem prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego, pierwszej prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf, a KRS znajdzie się "pod całkowitą kontrolą kasty sędziowskiej". Oceniano też, że Niemcy chcą likwidacji nowych izb SN, a w efekcie "bezkarności kasty". Pisano też, że Komisja Europejska chce nas zmusić do "obowiązkowego wspierania organizacji LGBT przez samorządy" i wyrażenia zgody na "małżeństwa homoseksualistów". Cały artykuł został przypisany przez szefa fundacji Grzegorza Pawelczyka do kategorii „raporty”. Inny raport został zatytułowany: Prokurator Generalny skutecznie broni Polaków przed nieuczciwymi firmami finansowymi”. Mowa, rzecz jasna, o Zbigniewie Ziobro.
"Wizjerem" kierował Grzegorz Pawelczyk, były wiceszef Teleexpressu i Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.
Drugi z portali - patrznarece.pl – swoją redakcję mieścił w lokalu wynajmowanym przez krakowskiego biznesmena Mariusza Badurę. Jak ustaliła Gazeta.pl, to dobry znajomy Witolda Kornickiego – brata byłego ministra sprawiedliwości (przejął panieńskie nazwisko matki).
Z Funduszem Sprawiedliwości Grzegorz Gondek powiązany jest z kolei przez innego swojego znajomego – Miłosza Horodyskiego, który w 2019 roku był ekspertem FS w zakresie opracowania strategii marketingowej i PR.
Na portalu patrznarece.pl publikowały osoby związane z prawicą. To między innymi Andrzej Zapałowski, obecnie poseł Konfederacji, jej najbardziej radykalnego skrzydła: Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna. W swoich artykułach stawia na przykład tezę, że zamożni Żydzi fundują swoim dzieciom wycieczki do Polski, a te po powrocie "wywożą skrzywiony obraz rzeczywistości", a Polska przez ostatnie dekady "płaciła za kreowanie w Izraelu antypolonizmu". "Inną skrywaną tajemnicą jest demolowanie obiektów. Obsługa hoteli oraz środków transportu mówi o braku rekcji izraelskich przewodników na niszczenie i śmiecenie. Według licznych relacji wygląda to tak, jakby młodzież odwdzięczała się gospodarzom za ich antysemityzm" – pisał Zapałowski. Jak pisze Gazeta.pl, za podobne publikacje zarobił w stowarzyszeniu im. Juliusza Lea ponad 35 tysięcy złotych.
Na patrznarece.pl publikowała też inna działaczka Konfederacji, Lucyna Kulińska, według której Polska jest zalana niemieckimi agentami – szacuje, że w granicach naszego kraju działa co najmniej pięć tysięcy "volksdeutschów", w tym polityków, naukowców i dziennikarzy.
Wśród autorów znajdziemy też 29-letniego obecnie Kajetana Rajskiego, szefa docenianego finansowo przez resort kultury kwartalnika "Wyklęci". Jeszcze jako student "błysnął" nazwaniem uczestniczek tzw. strajku kobiet "ku**ami" i "dz**kami". Jeden z jego rozmówców, ks. prof. Dariusz Kowalczyk, w wywiadzie opublikowanym na patrznarece.pl sugerował, że uczestnicy strajku kobiet to dzieci i wnuki "starych ubeków i zatwardziałych PZPR-owców". Ostrzegał też przed księżmi, którzy "regularnie żywią się 'Gazetą Wyborczą' i TVN24". Rajski związany jest z założonym przez posła Solidarnej Polski Dariusza Mateckiego Stowarzyszeniem Fidei Defensor.
Portal patrznarece.pl, podobnie jak wizjer.press, działał przez około 1,5 roku.
Rodzina patrona oburzona. "Nikt nas o zdanie nie pytał"
Patronem krakowskiego stowarzyszenia został były prezydent tego miasta, Juliusz Leo, który zarządzał nim w latach 1904-1918. Znany jest ze swojego projektu "Wielkiego Krakowa", czyli przyłączenia do dawnej stolicy 14 nowych dzielnic (między innymi Podgórza), powiększając rozmiar miasta prawie siedmiokrotnie.
Potomkowie Juliusza Lea z goryczą przyjęli informację o tym, że nazwisko ich przodka pojawia się teraz w kontekście Funduszu Sprawiedliwości.
- O tym, że nasz pradziadek stał się patronem Stowarzyszenia im Juliusza Lea, dowiedzieliśmy się z mediów. Zdumiało i rozzłościło nas, że pod nazwiskiem Juliusza Lea stowarzyszenie to wyciągnęło z Funduszu Sprawiedliwości 6,5 miliona złotych. Nikt nas o zdanie nie pytał w kwestii wyboru Juliusza Leo na patrona stowarzyszenia, z panem Gondkiem nie mieliśmy nigdy do czynienia – powiedziała w rozmowie z tvn24.pl prawnuczka byłego prezydenta Krakowa Maria Anna Fischinger.
Fischinger dodała, że pytała prawnika "czy możemy w tej sytuacji coś zrobić, by chronić dobre imię naszego przodka". - Niestety jednak nazwisko i wizerunek Lea jako osoby publicznej nie są chronione. Zależy nam tylko na tym, żeby wyszukiwarki internetowe nie wyświetlały doniesień o przekrętach finansowych osobom szukającym informacji o naszym pradziadku, który był porządnym człowiekiem. Zadowala mnie zapowiedź wojewody małopolskiego, że jeżeli zarzuty się potwierdzą, to PSL wycofa poparcie dla Pana Gondka, o czym dowiedziałam się z mediów. Czekamy na wyniki badania tej sprawy przez Ministerstwo Sprawiedliwości i NIK – dodaje prawnuczka Lea.
Polityk PSL: sytuacja jest dla nas mało komfortowa
Grzegorz Gondek był dawniej związany z krakowskim środowiskiem SLD, później związał się z ludowcami. W 2018 roku kandydował do małopolskiego sejmiku z listy Polskiego Stronnictwa Ludowego. W okręgu, z którego startował, PSL-owi nie udało się jednak uzyskać ani jednego mandatu.
Obecnie Gondek jest wiceprzewodniczącym rady programowej Radia Kraków z rekomendacji PSL.
Zamieszanie wokół Funduszu Sprawiedliwości nie jest na rękę obecnej koalicji rządzącej, dlatego spytaliśmy małopolskich ludowców, czy Gondek znalazł się na straconej pozycji.
- Rzeczywiście Gondek kandydował w poprzednich wyborach samorządowych z naszych list do sejmiku województwa, ale nigdy nie był bardzo aktywny. Nie chodzi na spotkania, nie jest członkiem partii. Zbliżył się do PSL, gdy krakowskie struktury SLD się rozpadły – mówi nam jeden z lokalnych polityków stronnictwa. Dodał, że działacze omówią tę sprawę najprawdopodobniej podczas najbliższego spotkania władz wojewódzkich partii. - Pewnie odetniemy się od pana Gondka, sytuacja jest dla nas mało komfortowa – przyznaje polityk.
Krzysztof Klęczar, wojewoda małopolski i szef wojewódzkich struktur PSL, podkreśla jednak, że władze partii podejmą działania – takie jak odwołanie rekomendacji do rady programowej Radia Kraków – jeżeli szefowi stowarzyszenia im. Juliusza Lea zostanie udowodnione naruszenie prawa. - Na tę chwilę nie mam jednak żadnych argumentów świadczących o tym, że pan Grzegorz naruszył prawo. Nie rozmawiałem z nim zresztą od bardzo dawna – mówi nam wojewoda.
Pytamy, czy Gondek będzie kandydował z listy PSL w najbliższych wyborach samorządowych, Klęczar odpowiada: "na chwilę obecną nic mi o tym nie wiadomo".
Próbowaliśmy skontaktować się z Grzegorzem Gondkiem. Szef nieistniającego już stowarzyszenia nie odebrał jednak od nas telefonu i nie odpisał na SMS.
NIK ocenia Fundusz Sprawiedliwości
- Najwyższa Izba Kontroli oceniła negatywnie działania ministra sprawiedliwości w zakresie zapewnienia właściwych uwarunkowań prawnych i organizacyjnych funkcjonowania Funduszu Sprawiedliwości, a także sposób wykorzystania będących w jego dyspozycji środków publicznych - poinformował 31 stycznia przedstawiciel Najwyższej Izby Kontroli Tomasz Sordyl. Wnioski z kontroli dotyczącej realizacji zadań przez Fundusz Sprawiedliwości w latach 2018-2020, czyli w czasach, kiedy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro, przedstawił podczas posiedzenia sejmowego Zespołu do spraw Rozliczeń.
- Stwierdzono w szczególności, że w badanym okresie Fundusz Sprawiedliwości stracił charakter funduszu celowego, mianowicie dublował wydatki ponoszone przez inne instytucje państwowe. Spośród 681 milionów złotych przyznanych dotacji, jedynie 228 milionów złotych, to jest 34 procent, przeznaczono na pomoc świadczoną bezpośrednio pokrzywdzonym przestępstwem, a 24,2 miliona złotych, czyli 4 procent, na pomoc postpenitencjarną - mówił dalej przedstawiciel NIK. Dodał, że "reszta były to wydatki właśnie na zapobieganie przestępczości".
- Minister udzielił niecelowo i niegospodarnie 13 spośród 16 objętych kontrolą dotacji na kwotę przekraczającą 63 milionów złotych. Dotacje te miały służyć przeciwdziałaniu przestępczości, ale w praktyce nie miały związku z tą tematyką - podkreślił Sordyl.
Źródło: tvn24.pl, Gazeta.pl, Konkret24