- Na dwa miesiące sąd aresztował mężczyznę, który na Wawelu groził turystom i wjechał na dziedziniec zamku samochodem – informuje rzeczniczka krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska. Grzegorzowi Ś. grozi do trzech lat więzienia.
Grzegorz Ś. w areszcie przy ul. Montelupich ma przebywać do 8 lipca. Jak podaje reporter TVN24 Leszek Kabłak, będzie tam poddany kompleksowej diagnozie lekarskiej przez biegłych psychiatrów.
Prokuratura zadecydowała, że postępowanie w sprawie 48-latka będzie prowadzone przez policję w trybie dochodzenia.
Policja, która prowadzi dochodzenie w sprawie zdarzenia na Wzgórzu Wawelskim, postawiła mężczyźnie zarzuty stosowania przemocy i gróźb wobec funkcjonariuszy publicznych, jakimi są pracownicy straży zamkowej.
Mężczyzna odpowie także za groźby karalne oraz narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia osób przebywających na Wawelu.
Grozi mu do trzech lat pozbawienia wolności.
Twierdzi, że strażnicy chcieli go zastrzelić
Jak informuje Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury, 48-letni Grzegorz Ś. nie przyznał się do zarzutów i złożył wyjaśnienia. Według niego zdarzenia na Wawelu wyglądały inaczej, niż są przedstawiane. Mężczyzna twierdzi, że nikomu nie groził, a jeździł samochodem po wawelskim dziedzińcu, bo zamkowi strażnicy chcieli go zastrzelić.
Marcinkowska przypomina, że prokuratura wnioskowała do sądu o orzeczenie tymczasowego aresztu z obawy, że mężczyzna może dopuścić się matactwa i ponownie popełnić przestępstwo.
Powtarza, że jest Sobieskim
Jak informuje reporter TVN24, Grzegorz Ś., gdy pytano go wielokrotnie, jak się nazywa, powtarzał, że jest Sobieskim, a Wawel jest jego domem.
Ś. do aresztu został przewieziony z porannej wizyty w sądzie. Zjawił się tam w towarzystwie policjantów w cywilnych strojach, był w kajdankach, ubrany w czarną skórzaną kurtkę i dżinsy.
Reporter TVN24 relacjonował, że widać było, że to człowiek przybity życiem. Mówił, że lokalna prasa zastanawiała się, kim tak naprawdę jest Grzegorz Ś.
Jak opowiadał na podstawie tych relacji Kabłak, najpierw 48-latkowi rozpadło się małżeństwo, potem nie udał mu się biznes, następnie Ś. miał wielkie żale do systemu, do prokuratury, która zezwoliła ludziom na blokowanie pod koniec lat 90. jego cegielni, co spowodowało ruinę firmy. - Potem firma ubezpieczeniowa, zamiast wypłacić 560 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania za upadek i spalenie cegielni, wypłaciła mu ok. 20 tysięcy, co spowodowało, że mężczyzna popadł w długi, już nigdy finansowo się nie odrodził - mówił reporter.
"Wawel jest mój, nie życzę sobie tu obcych"
W środę Grzegorz Ś. próbował wjechać samochodem na wzgórze wawelskie. Groził też turystom siekierą. 48-latka chcieli powstrzymać strażnicy. Ten próbował ich rozjechać. Straż oddała strzały. Napastnika zatrzymała policja.
Mężczyzna powtarzał, że zaatakował, bo "Wawel to jego miejsce, jego dom i nie życzy sobie w nim obcych".
Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Autor: nf/mz / Źródło: TVN24 Kraków/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24