Chester miał dwa lata, gdy zaginął w Zawadzie pod Wodzisławiem Śląskim. Odnalazł się po pięciu latach w sąsiedniej wsi. - Rozpoznał mnie. Poznały go też inne zwierzęta w domu. Zostały mu stare nawyki. Nadal lubi jeść to samo, ale też coś się w nim zmieniło. Sporo w końcu przeszedł - mówi szczęśliwa właścicielka psa.
- Zdarza się, że psy odnajdują się po pół roku, ale takiej historii jeszcze nie słyszałem - mówi Kuba, wolontariusz ze Stowarzyszenia na rzecz Zwierząt "Koty, psy i my" w Wodzisławiu.
Stowarzyszenie udostępniło na swoim profilu na Facebooku zdjęcia rudego kundla, które przysłała Sylwia Płaczek z podwodzisławskiej wsi.
"Od paru dni błąka się w Syryni pies. Dziś udało mi się z nim zaprzyjaźnić i porobić zdjęcia. Śpi u nas albo u sąsiada, biega koło terenu. Jest bardzo wychudzony i ma pogryzione ucho. Nie ma apetytu. Reaguje na komendę siad. Ktoś zna? Proszę o udostępnianie, może się zgubił" - napisała pani Sylwia i podała swój nr telefonu.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do niej Basia z Holandii. - To Chester, pies mojej siostry z Zawady, zaginął pięć lat temu - powiedziała.
Poznali go papuga i starszy Bingo
Dzień później pani Sylwia zaaranżowała spotkanie domniemanego Chestera z jego właścicielką Moniką Brawańską. - Nie wiedziałam, czy ten pies do mnie przyjdzie, zjawiał się o różnych porach dnia, wabiła go tutaj suczka od sąsiadów, a ja karmiłam - opowiada pani Sylwia. Spuściła ze smyczy swojego psa, by dał jej znać, czy rudy kundel się pojawił. Gdy pies pani Sylwii zaszczekał, kundel został zamknięty na podwórzu.
To, co się działo po przyjeździe pani Moniki, przerosło oczekiwania wszystkich. Rudy kundel skoczył do swojej pani, merdał ogonem, piszczał. - W stosunku do mnie się tak nie zachowywał, nie warczał, ale był spokojny - mówi pani Sylwia. Nie było wątpliwości, że to Chester.
- Już na zdjęciach go poznałam, ta sama mina, pozycja siadania - mówi pani Monika. Potem były kolejne konfrontacje z innymi zwierzęcymi mieszkańcami domu Brawańskich: starszym psem Bingo i papugą. Właściciele poczęstowali Chestera suchą karmą. Nie ruszył, tak jak pięć lat temu. - Gardził takim żarciem, nawet jak był głodny - mówi pani Monika. Skosztował dopiero kanapki z pasztetową - swojego przysmaku od szczenięcia, koniecznie podanego z ręki.
Nie pierwszy raz "dał nogę"
Monika Brabańska była gimnazjalistką, gdy w drodze ze szkoły znalazła małego kundelka na ulicy. Zabrała go do domu i dała na imię Chester. Pies uciekł jej, gdy miał rok. Znalazła go wtedy w schronisku dla zwierząt w pobliskich Marklowicach.
Gdy pięć lat temu ponownie uciekł, prawdopodobnie za jakąś suczką, właścicielka znowu szukała go w Marklowicach i innych azylach dla zwierząt. Na próżno. Nie pomogło też poszukiwanie Chestera w okolicznych miejscowościach. - Od czasu do czasu niby ktoś go widział, aż słuch o nim zaginął - mówi właścicielka.
Właścicielka pracuje, a pies łapie muchy
- Opowiedziałam Chesterowi, co się u mnie zmieniło - mówi pani Monika. W czasie nieobecności pupila założyła zakład stylizacji paznokci, a wcześniej pracowała za granicą - jej siostra została w Holandii.
Chester też jakby wydoroślał. - Bardzo mu zgrubiały poduszki u łap. Wygląda na to, że się nachodził - zauważyła pani Monika. - Tropi. Jeździłam z nim na szkolenie, ale uczył się tylko prostych komend. Nigdy wcześniej nie łowił myszy, a teraz przyniósł mi dwie. Czasem siedzimy spokojnie i on nagle wyskoczy. Łapie muchy. Chyba dużo przeżył.
Chester z Zawady odnalazł się po 5 latach w sąsiedniej Syryni:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszenie "Koty, psy i my"