Jeden na jeden
gen. bryg. dr Jarosław Kraszewski
Dwa białoruskie śmigłowce latały nad Białowieżą, trzy kilometry od granicy. Początkowo informowano, że nie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej. Dopiero 10 godzin później MON potwierdził incydent. Gen. bryg. dr Jarosław Kraszewski, były szef Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w BBN, przypomniał w programie "Jeden na jeden" w TVN24, że systemy radarowe mogły ich nie wychwycić, dlatego "powinniśmy wystawić elementy, które monitorowałyby przestrzeń wzdłuż granicy z Białorusią". W jego opinii komunikat o naruszeniu polskiej przestrzeni przez białoruskie śmigłowce pojawił się "stanowczo za późno". - To powinno potrwać kilka do kilkunastu minut i komunikat powinien być wydany - powiedział gość Radomira Wita. - Gdybym był zwierzchnikiem sił zbrojnych, to bym i ministra obrony narodowej, i głównych dowódców zamknął (w jednym pomieszczeniu - red.) i im powiedział, że dopóki się nie dogadają, nie ustalą algorytmu, nie ustalą procedur i ich nie przećwiczą do poziomu perfekcji, to stamtąd nie wyjdą - powiedział generał. Jak wskazywał, "groźniejszym jest fakt, że jeżeli Białorusini się pomylili i mają problemy z nawigowaniem w powietrzu, bo to są stare śmigłowce, które nie posiadają nowoczesnych urządzeń nawigacyjnych, a dojdzie do wykonania uderzenia pomocniczego na Kijów, i oni pomylą te kierunki, to mamy poważny problem". Gen. bryg. dr Kraszewski stwierdził również, strona rosyjska, współdziałając z Białorusią, szykuje się do uderzenia pomocniczego na Ukrainę. - Ten marsz Prigożyna i wagnerowców na Moskwę był tylko przykrywką operacyjną do tego, żeby wyprowadzić Grupę Wagnera z Bachmutu i przeprowadzić ją na teren Białorusi, do terenów ośrodka szkoleniowego. Tego należy się obawiać, nie należy tego bagatelizować, ale też nie należy popadać w psychozę strachu. Akcje prowokacyjne będą czymś, co będzie zakłócał nas spokój - mówił.