Na lotnisku aeroklubu w Laszkach na Podkarpaciu odnaleziono ręczne wyrzutnie pocisków przeciwlotniczych. Broń miała być składowana w kontenerach umieszczonych w hangarze, praktycznie bez żadnego nadzoru. MON przekazał, że to nie jest broń Wojska Polskiego.
Prokuratura potwierdza, że broń należy do prywatnej firmy. - W związku z czynnościami, które były wykonywane na polecenie prokuratora przez Centralne Biuro Śledcze Policji, broń, która się tam znajdowała, i amunicja, została już w całości zabezpieczona oraz przetransportowana w bezpieczne miejsce - przekazała Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.
Powołując się na dobro postępowania, prokuratura nie informuje, skąd broń pochodzi i gdzie miała trafić. Niewiele więcej na temat jej właściciela zdradził rzecznik ministra koordynatora do spraw służb specjalnych. - Ma koncesję do handlu, do obrotu tą bronią. Faktem jest, że była tam broń składowana w kontenerach. Faktem jest, że z informacji, które posiadam, ten magazyn nie był dozorowany, co jest skandalem - stwierdził Jacek Dobrzyński.
Bo MANPADS, czyli Man-Portable Air-Defence Systems, to broń przeciwlotnicza krótkiego zasięgu, która w niewłaściwych rękach może stanowić olbrzymie zagrożenie. Takie pociski o zasięgu kilku kilometrów są w stanie nie tylko zestrzelić niemal dowolny statek powietrzny, ale też przełamywać systemy obronne wojskowych samolotów czy śmigłowców.
- Takie sytuacje nie mogą mieć miejsca, bo ta broń musiała jakoś wjechać. Ktoś musiał to w jakiś sposób zidentyfikować, odnotować, więc nikogo nie zastanowiło, że ta broń z naszego kraju nie wyjechała - skomentował Mariusz Cielma, dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej", portal Dziennikzbrojny.pl.
Wyrzutnie MANPADS okazały się bardzo przydatne na wojnie
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych podkreśla, że pierwsze informacje o składowisku broni pochodziły właśnie od agentów ABW. Jacek Dobrzyński powiedział, że broń miała trafić do ukraińskich żołnierzy.
Właśnie dzięki takim wyrzutniom MANPADS ukraińskim żołnierzom udało się niemal całkowicie wyeliminować zagrożenie ze strony rosyjskich śmigłowców i samolotów szturmowych. Teraz taka broń służy głównie do niszczenia dronów bojowych i zwiadowczych.
- Jako ciekawostkę powiem, że w systemy Piorun, aby nie trafiły w niepowołane ręce, wprowadzono określony kod. Odpowiednik PIN-u do ich systemu odpalania. To pokazuje, że w tych nowoczesnych systemach producenci starają się je zabezpieczyć - powiedział Mariusz Cielma.
Ukraińscy żołnierze zachwalają polskie systemy Piorun, sugerując, że mogą być wręcz najskuteczniejsze na świecie, ale te raczej nie znalazłyby się w posiadaniu prywatnej firmy. Na froncie wykorzystywane są też zachodnie wyrzutnie typu Stinger, Starstreak, Martlet czy Mistral, ale o kraju produkcji prokuratura też nie chce mówić.
- Postępowanie jest w toku i, niestety, znów muszę powtórzyć, że prokurator prowadzący sprawę nie wyraża zgody na podawanie szczegółowych informacji, ponieważ jesteśmy cały czas w procesie ustalania wszystkich okoliczności - przekazała prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska.
Takie wyrzutnie kosztują dziesiątki, a nawet setki tysięcy dolarów za sztukę. Z nieoficjalnych informacji wynika, że firma mogła mieć koncesję na handel bronią, ale nie na jej magazynowanie. Za umożliwienie dostępu do broni osobom nieuprawnionym grozi do dwóch lat więzienia.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24