Pewnie się niektórym z państwa narażę. Dobrze, że to Wołodymyr Zełenski przyjechał do Warszawy, a nie Karol Nawrocki do Kijowa - mówił w "Rozmowach na szczycie" w TVN24+ Marcin Wrona. Przypomniał opinie z pierwszego roku wojny w Ukrainie, kiedy - jak ocenił - trochę narzekano, że to polscy politycy jeździli do Kijowa, a Zełenski pojawiał się w różnych miejscach w Europie i na świecie, ale "jakoś nie po drodze mu było do Warszawy". Według Jacka Stawiskiego prezydent Nawrocki powinien był pojechać do Kijowa. - Niestety kokietowanie elektoratu antyukraińskiego, kokietowanie partii politycznych, które są na prawo od PiS, sprawiło, że do tej wizyty dochodzi kilka miesięcy po zaprzysiężeniu prezydenta Nawrockiego - kontynuował. Jego zdaniem "Karol Nawrocki jako doktor historyk miałby sporą wiarygodność także w elektoracie niechętnym Ukrainie". Wrona odparł, że wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Polsce "obcina część argumentów skrajnej prawicy". Reporter wspomniał też o wywiadzie Trumpa dla "Politico". - Gdzieś się pojawiły przecieki, że Strategia Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, ten jego wywiad wskazuje na to, że Trump chce teraz stworzyć świat w oparciu o Chiny, Indie, Rosję, Stany Zjednoczone, z pominięciem Europy - powiedział. Zastanawiał się przy tym, "czy Europa rozumie, że będzie bronić się sama". Stawiski dodał, że "krytyka Europy idzie za daleko, jest podszyta jakąś ideologią, wrogością".<br/>