Cenę 1,1 miliona dolarów osiągnął na aukcji w Stanach Zjednoczonych zegarek, który miał należeć do Adolfa Hitlera. Według domu aukcyjnego przedmiot prawdopodobnie był prezentem, który niemiecki przywódca otrzymał na swoje 44. urodziny. Aukcja zegarka spotkała się z protestami środowisk żydowskich, które nazwały transakcję "odrażającą".
Zegarek marki Huber został wylicytowany przez anonimowego kupca 28 lipca na aukcji w stanie Maryland w Stanach Zjednoczonych. Znajdują się na nim inicjały przywódcy III Rzeszy: "AH", swastyka oraz trzy daty - urodzin Adolfa Hitlera, objęcia przez niego urzędu kanclerza oraz wyborów do Bundestagu wygranych przez partię nazistowską.
Zegarek Adolfa Hitlera
Dom aukcyjny Alexander Historical Auctions z Maryland w USA przyznaje, że nie ma dowodów na to, że Adolf Hitler kiedykolwiek nosił ten zegarek. Jednak "najbardziej doświadczeni i poważani zegarmistrzowie i historycy militariów na świecie" mają jednogłośnie potwierdzać, że niemiecki przywódca rzeczywiście był w przeszłości jego właścicielem.
Licytowany zegarek był prawdopodobnie prezentem, który Hitler otrzymał 20 kwietnia 1933 roku - w swoje 44. urodziny, kilka miesięcy po tym, jak mianowano go kanclerzem Niemiec. Dwanaście lat później, w maju 1945 roku, został zabrany z Berghofu, alpejskiej rezydencji Hitlera, przez jednego z francuskich żołnierzy, którzy jako pierwsi dotarli na miejsce po wycofaniu się Niemców. W następnych latach zegarek miał być przekazywany jako rodzinna pamiątka. Jak twierdzi dom aukcyjny, dopiero teraz po raz pierwszy "ujrzał on światło dzienne".
Na aukcji w Maryland na sprzedaż zostały wystawione również inne przedmioty związane z III Rzeszą, m.in. sukienka żony Hitlera, Ewy Braun, zegarek należący w przeszłości do Benito Mussoliniego, mundury oficerów SS, biżuteria z symbolem swastyki czy zdjęcia oraz dokumenty z podpisami niemieckich żołnierzy i urzędników.
Protest środowisk żydowskich
Aukcja spotkała się z protestem ze strony międzynarodowej społeczności żydowskiej. Potępiono ją w liście otwartym podpisanym przez 34 liderów środowisk żydowskich, w którym nazwano aukcję "odrażającą". Wezwano również, aby usunięte zostały aukcje nazistowskich przedmiotów.
Także Rabin Menachem Margolin, prezes Europejskiego Stowarzyszenia Żydów, napisał w specjalnym oświadczeniu, że licytacja "wspiera osoby idealizujące to, za czym opowiadała się partia nazistowska". Podważył również znaczenie historyczne wystawionych obiektów.
"Historia musi być zachowywana"
Przedstawiciele domu aukcyjnego podkreślali jeszcze przed sprzedaniem zegarka, że celem aukcji jest właśnie zachowanie historii, a większość sprzedanych przedmiotów trafia do prywatnych kolekcji lub kończy jako darowizna do muzeów Holokaustu.
- Zła czy dobra, historia musi być zachowywana. Jeśli niszczysz historię, nie ma dowodu, że się wydarzyła - powiedziała wiceprezes amerykańskiego domu aukcyjnego Mindy Greenstein w rozmowie z "Deutche Welle". Aukcji bronił także jego prezes Bill Panagopulos. Poinformował on również media, że zegarek został nabyty przez Europejczyka pochodzenia żydowskiego, nie podając jednak jego tożsamości.
Zegarek ostatecznie został sprzedany za 1,1 mln dolarów (ok. 5 mln złotych). Jak zauważa "Deutsche Welle", było to jednak znacznie mniej, niż oczekiwano: wartość zegarka dom aukcyjny szacował na od dwóch do czterech milionów dolarów.
ZOBACZ TEŻ: Byli członkowie NSDAP przez lata pełnili kierownicze funkcje w prokuraturze federalnej RFN
Źródło: BBC, ABC News, "Deutche Welle"
Źródło zdjęcia głównego: Alexander Historical Auctions