Polityka fiskalna jest cały czas rozluźniana, co stymuluje inflację - powiedział na antenie TVN24 były członek Rady Polityki Pieniężnej Bogusław Grabowski. Według ekonomisty "gospodarka już zaczyna być w stagflacji". - My jesteśmy na ścieżce, która utrwali inflację na lata - podkreślał.
Rada Polityki Pieniężnej w środę zdecydowała o podniesieniu głównej, referencyjnej stopy procentowej o 25 punktów bazowych. Stopa referencyjna wzrośnie z 6,50 do 6,75 procent. Była to już jedenasta podwyżka stóp procentowych w trwającym cyklu.
Pytany o to, czy wczorajsza podwyżka stóp procentowych jest za mała, Grabowski odpowiedział: "oczywiście, że tak". - Ta podwyżka o 0,25 to tak, jakby słoń trąbą zabił komara na swoim ciele - stwierdził.
"Budżet rozsypuje pieniądze na lewo i prawo"
- Celem RPP jest doprowadzenie do realizacji celu inflacyjnego, czyli sprowadzenie inflacji do 2,5 proc. Przy takiej dominacji fiskalnej, tak to się w teorii nazywa, gdy budżet rozsypuje pieniądze na lewo i prawo, a polityka pieniężna ogranicza popyt tylko kanałem kredytowym, obniżając podaż kredytu, nie jesteśmy w stanie doprowadzić do takiej inflacji, chyba że te stopy podniesiemy do poziomów dodatnich realnych, czyli nie wiem, do poziomu 15 procent - mówił.
Zdaniem Grabowskiego "polityka fiskalna jest cały czas rozluźniana, co stymuluje inflację". - Pamiętajmy, że z tej inflacji 16 (procentowej - red.), 10 to jest absolutnie popytowa, to jest ta inflacja bazowa, a reszta zależy od cen surowców, energetycznych przede wszystkim - ocenił.
- My jesteśmy na rollercoasterze. Inflacja będzie spadała z powodu czynników zewnętrznych, w związku z programem oszczędnościowym Unii Europejskiej, stabilizacją cen na rynku paliw. Inflacja spadnie o parę punktów procentowych, zanim wzrośnie do około 20 procent na początku następnego roku. W tym czasie jednak będzie spadał silnie wzrost gospodarczy. My jesteśmy na ścieżce, która utrwali inflację na lata na poziomie w okolicach 10-8 procent, a wzrost sprowadzi do poziomu niewiele powyżej zera - powiedział.
Zwrócił uwagę, że "w Polsce podnoszenie stóp procentowych wpływa na kredytobiorców, poza Polską nie". Wyjaśnił, że w wielu innych krajach dominują kredyty udzielane w oparciu o stałą stopę procentową. - Najpierw trzeba zobaczyć, kto jest odpowiedzialny za doprowadzenie do takiej sytuacji. To jest cały Komitet Stabilności Finansowej, NBP, minister finansów, KNF, BFG - mówił.
Ekonomista mówił, że "są dwa wyjścia: albo podnieść stopy procentowe do kilkunastu procent, co zabije kredytobiorców, albo robić to, co robią inne banki centralne na świecie". - Gdy luzowano ilościowo w czasie COVID-19, czyli skupowano od rządu obligacje, to emitowano pieniądze. Teraz powinno się zrobić proces odwrotny: te obligacje sprzedać na rynku, oznaczałoby to silny konflikt z rządem, potrzeby pożyczkowe eksplodowałaby - mówił.
Jak podkreślił ekonomista, innym rozwiązaniem byłoby wyemitowanie obligacji skierowanych tylko do gospodarstw domowych, które byłyby oprocentowane powyżej inflacji. - Wtedy skłonność do oszczędzania wzrosłaby, dynamika konsumpcji spadłaby przez dobrowolne decyzje, a stopy procentowe nie zabijałyby kredytobiorców - powiedział.
"Gospodarka już zaczyna być w stagflacji"
Według byłego członka RPP "gospodarka już zaczyna być w stagflacji, co oznacza hamowanie tempa wzrostu przy wysokiej inflacji". - Taką gospodarką bardzo trudno jest zarządzać. Trzeba pobudzać ją nie od strony popytowej, obniżając stopy czy zwiększając deficyt finansów publicznej, ale od strony podażowej. Chodzi o zwiększanie nakładów rynku pracy, deregulację rynku pracy, zachęcanie ludzi do dłuższej pracy, zwiększanie nakładów inwestycyjnych przy malejącym deficycie finansów publicznych. Zwiększamy więc inwestycje, ograniczamy deficyt, czyli inne wydatki konsumpcyjne - tłumaczył.
- Wbrew temu, co niektórzy ekonomiści twierdzą, że już widzimy efekty zaciskania monetarnego, wzrostu stóp, bo spowalnia gospodarka, to ona nie spowalnia z powodu antyinflacyjnej polityki, ona spowalnia z powodu wysokiej inflacji. Spowolnia dlatego, że wynagrodzenia rosną wolniej od inflacji, więc ludzie realnie coraz mniej wydają. Ona hamuje dlatego, że przedsiębiorcy nie inwestują, bo jak zrobić rachunek inwestycyjny? Pozrywały się łańcuchy dostaw, ceny energii są nieprzewidywalne, nie można podejmować decyzji modernizacyjnych - powiedział.
Według Grabowskiego "mamy to, o czym mówili ekonomiści". - Jeżeli nie będziemy hamowali inflacji, to ona będzie wysoka, a wzrost gospodarczy będzie spadał, bo ta inflacja zabija wzrost, nie wysokie stopy procentowe i polityka pieniężna - stwierdził.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24