Sejm w czwartek uchwalił ustawę znoszącą obligo giełdowe, czyli obowiązek sprzedaży energii elektrycznej poprzez giełdę. Ustawa trafi teraz do Senatu. Pomysł jest krytykowany przez ekspertów, którzy przypominają, że wcześniej takie obligo wprowadził właśnie rząd Prawa i Sprawiedliwości z tego samego powodu - aby prąd był tańszy.
Chodzi o rządową ustawę o zmianie ustawy - Prawo energetyczne oraz ustawy o odnawialnych źródłach energii. Za zniesieniem obliga głosowało 264 posłów, 34 było przeciw, wstrzymało się 134.
Ustawa znosi obowiązek sprzedaży energii elektryczną poprzez rynek giełdowy. Ustala też karę za manipulacje na rynku - będzie to grzywna do 5000 stawek dziennych, od roku do 10 lat więzienia albo obie te kary łącznie. Identyczne kary grożą za wykorzystanie informacji wewnętrznej do obrotu produktami energetycznymi na rynku hurtowym. Grzywna do 2500 stawek dziennych oraz od 3 miesięcy do 5 lat więzienia ma grozić za ujawnianie informacji wewnętrznej bądź zalecanie na ich podstawie kupna lub sprzedaży produktów.
W uzasadnieniu projektu ustawy rząd wskazał, że obligo jest regulacją ograniczającą swobodę funkcjonowania podmiotów na rynku energii elektrycznej, a konkurencja osiągnięta jest w inny sposób. Po zniesieniu obowiązku giełdowego transakcje handlowe będą w dalszym ciągu zawierane na giełdach towarowych, przy czym o skorzystaniu z tej formy obrotu będzie decydować każdy uczestnik rynku samodzielnie, stosownie do własnej strategii rynkowej - zaznaczono.
Jak argumentował rząd, giełdowa cena energii elektrycznej jest co do zasady wyznaczana jako cena krańcowa, czyli najwyższa z zaakceptowanych ofert cenowych, a to oznacza, że wśród ofert sprzedaży są oferty z ceną niższą. Tworzy to potencjał do sprzedaży po indywidualnych cenach niższych niż cena krańcowa. Ryzyka nieuzasadnionego wzrostu cen energii elektrycznej na skutek wykorzystania siły rynkowej lub innych form manipulacji rynkowych są obecnie skutecznie mitygowane przez mechanizmy przeciwdziałania nadużyciom na rynku energii elektrycznej - oceniono.
Reforma PiS cofnięta
Rząd w 2018 roku przedłożył projekt ustawy, przyjęty później przez parlament, przewidujący od 2019 roku podniesienie do 100 proc. obliga, wynoszącego wtedy 30 proc. Jak argumentował wtedy rząd, podniesienie obliga miało długoterminowo poprawić pozycję odbiorców na krajowym rynku energii elektrycznej, miało "ograniczyć ewentualne wzrosty cen energii elektrycznej na rynku hurtowym, nie wynikające z czynników wpływających na koszt jej wytworzenia czy pozyskania z sąsiadujących systemów".
Centrum Informacyjne Rządu prognozowało wówczas, że w związku z podniesieniem obliga zmniejszą się ryzyka istotnych wahań cen, dzięki poprawie płynności i transparentności na Towarowej Giełdzie Energii, i przez ograniczenie możliwości wpływania na cenę przez uczestników posiadających silną pozycję.
W uzasadnieniu przyjętej w czwartek ustawy rząd napisał, że aktualny stopień rozwoju krajowego rynku energii elektrycznej wskazuje, iż podniesienie poziomu obliga do 100 proc. od 1 stycznia 2019 roku zrealizowało cele, które zostały ówcześnie założone przez ustawodawcę. Od momentu wprowadzenia przedmiotowej regulacji struktura krajowego rynku energii elektrycznej uległa znaczącym zmianom, pojawiło się wiele nowych podmiotów prowadzących działalność gospodarczą polegającą na wytwarzaniu energii elektrycznej oraz obrocie tą energią, a ich obecność zintensyfikowała grę rynkową, wpływając pozytywnie na rozwój mechanizmów konkurencji - wskazano w uzasadnieniu.
"To jest absurdalny pomysł"
Zniesienie obliga giełdowego na energię elektryczną krytykował w czwartek w programie "Jeden na Jeden" w TVN24 były prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. - To jest absurdalny pomysł - stwierdził. - Proszę zwrócić uwagę, że obligo giełdowe zostało wprowadzone przez rządy PiS. Miało to być najlepsze remedium na to, aby rynek nie podlegał manipulacjom, żeby można było transparentnie handlować - podkreślał Bando.
Były prezes URE zaznaczył, że "na przestrzeni tych lat, kiedy funkcjonuje giełda, kilka razy mogliśmy spotkać się z domniemaniem manipulowania cenami". - Pierwszy taki przypadek był w 2018 roku, drugi w 2019. Zdaje się, że dwa lata temu, czy półtora roku temu, prezes URE również miał takie podejrzenia i prowadził postępowanie - powiedział.
Bando stwierdził, że "handel na giełdzie podlega jakiemuś nadzorowi, są oczy, które pilnują, czy naprawdę jest wszystko fajnie". - Jeżeli nie ma tych oczu - hulaj dusza, piekła nie ma. Ja sprzedam taniej, a pan nie będzie wiedział, że ja sprzedałem taniej - podkreślił Bando.
O "wielkim ryzyku" mówił w rozmowie z TVN24 Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl. - Jeśli stłuczemy ten termometr w postaci giełdy energii, to już nigdy nie będziemy wiedzieć, jaka ta cena w rzeczywistości powinna być - powiedział Jakóbik.
Pomysł zniesienia obliga giełdowego krytykował również m.in. Bartłomiej Derski z portalu WysokieNapiecie.pl. "W 2018 obligo giełdowe miało walczyć ze wzrostami cen prądu. W 2022 roku likwidacja obliga ma walczyć... ze wzrostami cen prądu. PGE i Enea, które produkują więcej prądu niż sprzedają, zyskają na handlu wewnątrz własnych grup. Reszta może najwyżej stracić udziały w handlu. Tyle" - napisał na Twitterze.
Jak dodał, "podstawy ekonomii mówią, że rynek bliższy konkurencji doskonałej jest dużo bardziej efektywny od oligopolu czy monopolu". "Polityków przekonanych, że ręczne starowanie rynkami jest lepsze od konkurencji, czyli decyzji milionów podmiotów, cechuje buta i brak pamięci o sukcesach PRL" - ocenił Derski.
Źródło: PAP, TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock