Sytuacja w Rosji rzutuje na polską gospodarkę i polską walutę. Dla globalnych graczy jesteśmy w tym samym koszyku, co oznacza, że postrzegają nas jako tzw. rynki wschodzące. Dlatego złoty źle znosi zawirowania za wschodnią granicą i niewiele wskazuje na to, że szybko się to zmieni.
Po wtorkowej gwałtownej przecenie rubla i obsunięciu na moskiewskiej giełdzie ucierpiała i złotówka, która straciła do głównych walut. Za euro trzeba było płacić prawie 4,22 zł, za dolara 3,37 zł, a za franka szwajcarskiego 3,51 zł.
Choć w środę sytuacja w Rosji nieco się uspokoiła, polska waluta traciła nadal. Kurs euro był blisko tegorocznego maksimum, czyli ponad 4,2238 zł, a za franka trzeba było zapłacić ponad 3,5 zł. Amerykańska waluta ok. godz. 17 kosztowała niemal 3,41 zł.
Efekt krótkotrwały
Mimo że w środę kurs rubla wobec dolara się nieco umocnił, to jednak wygląda na to, że desperackie posunięcia zarówno rosyjskiego banku centralnego, jak i tamtejszej administracji będą działały krótko. Rynki zdają się nie wierzyć Putinowi. Fakt, że Apple wstrzymał internetową sprzedaż swoich produktów w Rosji, to tylko wyrazisty przykład tego braku zaufania.
W nocy z poniedziałku na wtorek, próbując wesprzeć rubla, Bank Rosji podniósł stopę repo (dotyczącą udzielanych bankom komercyjnym krótkoterminowych pożyczek pod zastaw papierów wartościowych) o 6,5 punktu procentowego - do 17 proc. Poprzednio Bank Rosji podniósł swoją podstawową stopę procentową 11 grudnia - o 1 punkt procentowy. Od początku roku wzrosła ona łącznie o 11,5 punktu procentowego. Decyzja Banku Rosji na krótko ostudziła nastroje. W pierwszych kilku minutach wtorkowej sesji kurs dolara spadł nawet do 58,15 rubla, a euro - do 72,45 rubla. To, co działo się później, media rosyjskie określiły jako "czarny wtorek". W środę rosyjskie ministerstwo finansów sprzedało na rynku ok. 7 mld dolarów, by ratować rubla. Premier Dmitrij Miedwiediew zapewniał, że Rosja ma środki, by przezwyciężyć kryzys.
W górę
W środę w południe rubel się odbił, w stosunku do dolara i euro zyskał ok. 10 proc. Nie zmienia to jednak faktu, że rosyjska waluta, tak jak i rosyjska gospodarka, są w nie lada tarapatach. - Rynki tego nie kupują - powiedział główny analityk BOŚ Marek Rogalski. - Dostrzegają, że problemem jest polityka Kremla. Do tego obawiają się, że Moskwa wprowadzi limit kapitałowy. Choć Rosjanie zapewniają, że tego nie zrobią, wygląda na to, że mało kto im wierzy. Kapitał ucieka z Rosji i szybko się to nie zmieni - podsumował.
Rogalski zwraca przy tym uwagę, że problem z rynkami wschodzącymi wykracza poza Rosję. Wskazuje na Brazylię, Meksyk, Turcję czy Indonezję, których waluty również bardzo się osłabiają. Szybko taniejąca ropa będzie miała niekorzystne skutki np. dla Meksyku czy Brazylii. Inna sprawa to obawy związane z długami spółek łupkowych, które dużo inwestowały w technologie wydobywcze, a teraz znalazły się pod kreską. Są też kolejne ryzyka, bo to, co się dzieje z rublem, może uruchomić dalsze problemy związane z niewypłacalnością rosyjskich spółek. Sporo z nich ma zadłużenie w euro czy w dolarach, więc pojawia się pytanie o kondycję banków i to, ile pieniędzy utopiły w Rosji - wylicza.
Polska sprawa
Jarosław Kosaty, diler walutowy PKO BP, również widzi niebezpieczeństwa dla złotego z powodu sytuacji na Wschodzie. Jak mówi, nasza bliskość geograficzna i powiązania handlowe powodują, że w oczach globalnych graczy jesteśmy narażeni na perturbacje związane z możliwą recesją w Rosji czy niewypłacalnością Ukrainy. - Bliskość geograficzna powoduje, że jak jeden rynek zaczyna się psuć, to powstaje wrażenie, że te gospodarki - jak sądzą globalni inwestorzy - są do siebie podobne. I fakt, że są zupełni różne, nie ma większego znaczenia. To powoduje odruchy stadne. Stąd osłabiony sentyment inwestycyjny do naszego regionu - zaznaczył Kosaty.
Autor: mn\kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu