W latach 2013-2021 do polskiego budżetu trafiło około 60 miliardów złotych ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2. - Te pieniądze wpływają na przestrzeni kilku lat, to nie są tak znaczące pieniądze, jeżeli rozłożymy je w czasie. Wolelibyśmy, żeby te pieniądze zostawały przede wszystkim w portfelach obywateli - mówił w środę premier Mateusz Morawiecki. Jego zdaniem tak się nie dzieje, "ponieważ ponad 50 procent ceny hurtowej energii elektrycznej to jest właśnie ten koszt emisji CO2".
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS) działa od 2005 roku. Określa on bezwzględny limit lub "pułap" całkowitej ilości niektórych gazów cieplarnianych, które mogą być emitowane każdego roku przez podmioty objęte systemem.
Poszczególne państwa otrzymują swoją pulę uprawnień, tak zwaną aukcyjną, i sprzedają uprawnienia do emisji CO2 na aukcjach, a kupują je firmy emitujące CO2 do atmosfery, na przykład producenci energii. Środki pozyskane ze sprzedaży uprawnień przez państwa są przychodem ich budżetów. Unijna dyrektywa wskazuje, że przynajmniej 50 proc. przychodów z tej puli powinno trafiać na cele klimatyczne.
W latach 2013-2020, czyli od początku aukcyjnej sprzedaży uprawnień do emisji, polski budżet zasiliło ok. 34,5 mld zł. Tylko w 2021 roku, ze względu na znaczny wzrost cen uprawnień, wpływy znacznie przekroczyły 20 mld zł. Komisja Europejska informowała, że chodzi o kwotę nawet 28 mld zł.
Ceny prądu 2022 - Mateusz Morawiecki komentuje
Podczas środowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki był pytany, na co zostały przeznaczone te pieniądze. - Te pieniądze przeznaczane były w dużym stopniu, z jednej strony na wsparcie rozwoju energii odnawialnej, na różnego rodzaju przedsięwzięcia o charakterze transformacji energetycznej. Takie programy jak "Tani prąd", czy programy związane z termomodernizacją - odpowiedział szef rządu.
Premier zastrzegł przy tym, że wpływy z uprawnień do emisji CO2 to "nie są tak znaczące pieniądze". - Te pieniądze wpływają na przestrzeni kilku lat, to nie są tak znaczące pieniądze, jeżeli rozłożymy je w czasie. Wolelibyśmy, żeby te pieniądze zostawały przede wszystkim w portfelach obywateli. Dlaczego tak się nie dzieje? Nie dzieje się tak, ponieważ ponad 50 procent ceny hurtowej energii elektrycznej to jest właśnie ten koszt ETS, czyli koszt emisji CO2. To jest koszt polityki klimatycznej Unii Europejskiej - mówił Morawiecki.
W ocenie szefa rządu "najlepiej by było, gdyby tego kosztu nie było". - Jeżeli on już musi występować w takiej, czy innej postaci niech nie będzie podlegał spekulacjom. Po raz kolejny na Radzie Europejskiej w najbliższych dniach, a w szczególności za kilka tygodni, przedstawię nasze postulaty, aby wyeliminować z rynku handlu ETS-em wszystkie instytucje spekulujące tym instrumentem, bo cierpią na tym społeczeństwa europejskie, cierpi na tym społeczeństwo polskie - powiedział premier Morawiecki.
Zdaniem szefa rządu jest to ta część inflacji, którą zaimportowaliśmy z Zachodu. - Jest ta część, która przyszła do nas ze Wschodu, czyli część gazowa inflacji, (...) wzięło się to z cen Gazpromu i polityki rosyjskiej, ale jest też ta druga część, czyli ETS - wskazał Mateusz Morawiecki.
Forum Energii policzyło, że "uśredniony koszt CO2 to ok. 23 proc. łącznej ceny energii elektrycznej, którą płacą odbiorcy w taryfie G-11". Think tank w jednej ze swoich wcześniejszych analiz wskazywał również, że celem działania unijnego ETS jest doprowadzenie do redukcji emisji gazów cieplarnianych, poprzez uwzględnienie kosztu emisji CO2 w produkcji energii i wyrobów przemysłowych. Ma to sprawić, że wysokoemisyjna działalność stanie się droższa niż w przypadku wykorzystania w niej czystych alternatyw.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock