We wrześniu Polacy zgromadzili na bankowych depozytach 447,5 mld zł, ale wartość udzielonych kredytów przekroczyła 453 mld zł. To złą wiadomość dla kredytobiorców, bo banki albo będą musiały podnieść oprocentowanie kont, albo zapożyczyć się za granicą - zauważa "Rzeczpospolita".
Eksperci obawiają się, że najpóźniej za kilkanaście tygodni bankom może zabraknąć depozytów do udzielania pożyczek. – W ten sposób zmierzamy do sytuacji, która jest w krajach rozwiniętych. W Europie Zachodniej banki finansują akcję kredytową głównie z emisji obligacji komercyjnych – mówi główny ekonomista PKO BP Łukasz Tarnawa.
Do tej pory instytucje finansowe były w bardzo komfortowej sytuacji. Polacy lokowali pieniądze głównie na bardzo nisko oprocentowanych rachunkach bieżących. Nawet teraz ich wartość wzrasta o 20 proc. rocznie, ponieważ w kraju szybko zwiększają się zarobki. Dzięki temu banki miały tanie źródło pieniędzy, z których udzielały dosyć drogich kredytów. Między innymi dlatego ich zyski są tak duże.
Jednak popyt na kredyty od ubiegłego roku zaczął się szybko zwiększać. Rachunki bieżące nie wystarczyły już do udzielania pożyczek, a co gorsza dla banków, spada wartość lokat terminowych. Są one wyżej oprocentowane, ale dają bankom pewność, że klient ich nie wycofa. Procedury ostrożnościowe pozwalają z takich pieniędzy łatwiej korzystać przy rozwijaniu akcji kredytowej. Jednak teraz osoby, które chcą na jakiś okres zamrozić swoje pieniądze, wolą je ulokować w funduszach inwestycyjnych, bo dają one większy zysk.
Główny ekonomista ING Mateusz Szczurek wskazuje, że sektor bankowy wciąż ma dużą nadpłynność, sięgającą 20 mld zł. Ale zdaniem Łukasza Tarnawy te rezerwy nie mogą być łatwo wykorzystane. Tym bardziej że nowe regulacje międzynarodowe nakładają na banki dużo wyższe wymogi zabezpieczania się przed ryzykiem.
– Banki będą musiały szukać źródeł finansowania między innymi za granicą – uważa ekonomista PKO BP.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24