W Brukseli rozpoczął się maraton rozmów przed szczytem budżetowym 7-8 lutego. Czy przygotują dobry grunt pod wyczekiwane porozumienie na temat budżetu Unii na lata 2014-2020? Jak mówi korespondent TVN24, atmosfera w Brukseli jest "bojowa" i szykują się zacięte negocjacje.
Poprzedni szczyt budżetowy UE w listopadzie zakończył się bez porozumienia, gdyż propozycja szefa Rady Europejskiej Hermana van Rompuya nie uzyskała poparcia unijnych przywódców.
Projekt ten, nadal będący podstawą do negocjacji, zakłada o 75 mld euro mniejsze wydatki w stosunku do wyjściowej propozycji KE, opiewającej na około 1 bln euro. Państwa będące płatnikami netto do unijnej kasy żądają dalszych cięć w wydatkach na kwotę około 30 mld euro, m.in. na administrację.
Kolejny "trudny" szczyt
Na początek poniedziałkowego spotkania ministrów państw UE z van Rompuyem, szef Rady Europejskiej miał powiedzieć, że nie zwoływał by szczytu na czwartek i piątek, gdyby nie widział szans na osiągnięcie porozumienia. Minister ds. europejskich Piotr Serafin ocenił po rozmowach, że nadchodzący szczyt będzie trudny i "różnie może się skończyć". - Ta Rada Europejska (popularnie nazywana "szczytem" - red.) będzie trudna, to jest jasne. W dalszym ciągu są rozbieżności opinii, różnie może to się skończyć. Ale warunkiem, żeby to się skończyło kompromisem, jest przyjęcie prostej zasady: nie ma przestrzeni na radykalne zmiany w stosunku do propozycji, która była w listopadzie - zaznaczył.
Dodał, że największym ryzykiem w najbliższych dniach będzie "błędne oczekiwanie" np. na dalsze głębokie cięcia, na realizację wszystkich oczekiwań ws. wysokości rabatów dla różnych krajów, czy "wygenerowanie jakichś gigantycznych prezentów dla tego czy innego kraju członkowskiego". Serafin podkreślił jednak, że w dalszym ciągu "pozostaje optymistą", m.in. dlatego, że brak porozumienia w lutym byłby bardzo poważnym problemem dla Europy.
Wieloletni budżet był też tematem poniedziałkowego spotkania Van Rompuya, szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza i premiera sprawującej prezydencję UE Irlandii Endy Kenny'ego.
Nie będę "yesował"
Jak mówił w ubiegły piątek premier Donald Tusk, ewentualne pomniejszenie budżetu UE - w stosunku do ostatniej propozycji szefa Rady Europejskiej Hermana van Rompuya - nie powinno w żadnym stopniu dotknąć środków na politykę spójności.
- Bliscy porozumienia są przywódcy państw najbardziej skonfliktowanych. Po wizycie w Paryżu mogę powiedzieć, że dobre relacje polsko-niemieckie i polsko-francuskie bardzo pomogły w uzyskaniu kompromisowego planu. Choć kompromis nie został jeszcze jednoznacznie rozstrzygnięty, to wszystko wskazuje na to, że w przyszłym tygodniu Europa otrzyma budżet duży, choć nie tak duży jak byśmy chcieli, prawdopodobnie minimalnie mniejszy niż ostatnia wersja, ale mniejszy nie o środki spójności - powiedział premier na konferencji prasowej.
To znaczy - mówił szef rządu - jeśli wersja ostatecznie przygotowana przez Hermana van Rompuya miałaby być jeszcze trochę mniejsza, aby skłonić Brytyjczyków i Niemców do zaakceptowania tego budżetu, to takie pomniejszenie nie powinno w żadnym stopniu dotknąć polityki spójności, a więc tych środków, na które czeka m.in. Polska.
- Jestem umiarkowanym optymistą. Nie będę może 'yesował' pod koniec przyszłego tygodnia, jak jeden z moich poprzedników, ale będę naprawdę bardzo, bardzo szczęśliwym człowiekiem, jeśli te planowane, upragnione mniej więcej 300 mld na politykę spójności w budżecie europejskim będziemy mieli zawarowane - powiedział szef rządu.
Autor: abs,mk/bgr,gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA)