Wciąż nie wiadomo na jaki wzrost świadczeń może w 2012 r. liczyć 9,5 mln polskich emerytów i rencistów - pisze "Rzeczpospolita". Choć premier zapowiadał w expose waloryzację kwotową, to rząd może nie zdążyć z jej wprowadzeniem.
Wprowadzenie waloryzacji kwotowej, wymaga nowelizacji ustawy, a na to by przyjąć odpowiedni projekt zostało najwyżej kilkanaście dni - zauważa "Rz". Jeśli się nie uda, od marca 9,5 mln osób dostanie świadczenia zwaloryzowane procentowo - o 4,8 proc. Taki poziom został zapisany w projekcie budżetu.
Ale nie tylko uciekający czas jest problemem rządu. Ewentualna zmiana mechanizmu podwyżek budzi wątpliwości konstytucyjne. Trybunał Konstytucyjny podkreślał już, że świadczenia powinny rosnąć co roku przynajmniej o inflację, tak by nie traciły na wartości. Waloryzacja kwotowa, czyli sytuacja w której wszyscy dostają tyle samo, tego warunku może nie spełnić.
Za mało
Z wyliczeń "Rzeczpospolitej" wynika, że gdyby jednak rząd chciał przeprowadzić waloryzację kwotową, to wszystkie osoby otrzymujące emerytury i renty dostałyby miesięcznie o 76-77 zł więcej. Wtedy ci, którzy mają wyższe świadczenia, nie otrzymaliby podwyżki gwarantującej zachowanie siły nabywczej. Dotyczyłoby to prawie jednej trzeciej świadczeń ZUS.
Możliwe zaskarżenie takiego rozwiązania do TK i ewentualna przegrana rządu przed Trybunałem skutkowałaby koniecznością wyrównania wstecz świadczeń tym osobom, które nie dostały tyle pieniędzy, by zrównoważyć inflację. Kosztowałoby to państwo ponad miliard złotych - wylicza "Rz".
Według "Rzeczpospolitej" w resorcie finansów trwają gorączkowe poszukiwania możliwości wyjścia z patowej sytuacji. Jednym z możliwych i rozważanych rozwiązań jest połączenie waloryzacji procentowej (ale tylko o wskaźnik inflacji!) z dodatkową kwotą wspierającą wyłącznie najniższe świadczenia.
Źródło: "Rzeczpospolita"