Zawisł głową w dół na zaporze na granicy, w tle słychać śmiech. "Haniebne zachowanie"

Kadr z filmu, który trafił do mediów społecznościowych
Zawisł głową w dół na zaporze na granicy, w tle słychać śmiech. Nagranie
Źródło: Czaban robi raban

Do mediów społecznościowych trafił film, na którym widać mężczyznę, który zaczepił się nogą za drut kolczasty na zaporze na polsko-białoruskiej granicy i przez pewien czas zwisał głową w dół. Zdarzenie - co słychać na nagraniu - wywołało rozbawienie wśród polskich mundurowych. Resort obrony przekonuje, że żołnierze "chcieli udzielić pomocy potrzebującemu i oczekiwali na przyjazd niezbędnego wyposażenia".

"Nietoperz z Podlasia" - takim komentarzem zostało opatrzone zdjęcie mężczyzny, który - najprawdopodobniej - próbował nielegalnie przekroczyć polsko-białoruską granicę. Ktoś zrobił mu zdjęcie i przesłał do redakcji jednego z lokalnych portali. Dziennikarze zamieścili to zdjęcie w niezmienionej formie zaznaczając, że otrzymali je "od czytelnika". 

Odbiorcy nie kryli swojego rozbawienia. Wielu internautów komentowało fotografię. I tak, można było przeczytać między innymi o "podlaskim batmanie" czy "afrykańskim gacku". 

Kadr z filmu, który trafił do mediów społecznościowych
Kadr z filmu, który trafił do mediów społecznościowych
Źródło: Czaban robi raban

Śmiech funkcjonariuszy

Do sieci trafił też film z tego samego zdarzenia. Widać na nim, jak mężczyzna wiszący głową w dół jest oświetlany latarkami przez dwóch polskich mundurowych. Rozbawieni mężczyźni zapowiadają, że "j****e" i stwierdzają, że "gdyby nie ta guma (przy spodniach - red.), to by już spadł". 

Czytaj też: Rok kryzysu na granicy z Białorusią. Prowokacje reżimu Łukaszenki, koszmar migrantów i zapora graniczna

Po chwili obserwowany przez nich człowiek uwalnia prawą nogę i obraca się tak, że udaje mu się uniknąć upadku na głowę. Na moment staje na nogach, by po chwili położyć się na wznak. Rozwój sytuacji podoba się mundurowym, którzy stwierdzają, że zmęczony mężczyzna jest "z******y". Nagranie kończy się śmiechem. 

Film na swoim profilu udostępnił Piotr Czaban z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego. W rozmowie z TVN24 przekazuje, że do zdarzenia doszło w środę w okolicach Białowieży. Dodaje, że on i inni aktywiści starają się ustalić tożsamość migranta i dowiedzieć się, co się z nim stało.

- Zachowanie mundurowych jest skandaliczne. Powinni pomagać ludziom na granicy, a nie ich nagrywać i wyśmiewać - mówi.

Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne złożyło w piątek zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Północ o możliwości popełnienia przestępstwa na polsko-białoruskiej granicy w związku z nagraniem.

- Umundurowani funkcjonariusze nagrywają, robią zdjęcia. Człowiek spada, nikt mu nie udzielił pomocy. Można było wcześniej zamortyzować w jakiś sposób ten upadek. To było haniebne zachowanie, tam padały przekleństwa, był śmiech - opisuje Piotr Czaban w rozmowie z TVN24.

Piotr Czaban: to było haniebne zachowanie
Źródło: TVN24/Czaban robi raban

- To nie pierwszy taki filmik, kiedy dochodzi do nadużywania obowiązków i lekceważenia ich. Prawa człowieka zostały po raz kolejny naruszone. Samo wrzucenie tego filmiku do mediów to jest objaw czystej głupoty - dodaje lokalny aktywista Mariusz Kurnyta.

Straż Graniczna: to nie my

W pierwszym odruchu można odnieść wrażenie, że z nieszczęścia mężczyzny na nagraniu dworują sobie pogranicznicy. Zaprzecza temu jednak major Katarzyna Zdanowicz z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.

- Zdarzenie znam z mediów. Podkreślam, że nie brali w nim udziału pogranicznicy, dlatego nie będę się do sprawy odnosić - przekazuje major Zdanowicz. Zaznaczyła przy tym, że na filmie widzimy żołnierzy. 

- To żołnierze wojsk operacyjnych, nie są związani z Wojskami Obrony Terytorialnej - dodaje z kolei kapitan Witold Sura, rzecznik Dowództwa WOT

MON: chcieli udzielić pomocy potrzebującemu, czekali m.in. na drabinę

Pytania o komentarz do filmu wysłaliśmy do Ministerstwa Obrony Narodowej. Z otrzymanej odpowiedzi wynika, że żołnierze próbowali pomóc migrantowi.

"Żołnierze pełniący służbę w tym rejonie chcieli udzielić pomocy potrzebującemu i oczekiwali na przyjazd niezbędnego wyposażenia m.in. drabiny, nożyc do cięcia drutu oraz koców" - czytamy w przesłanym stanowisku. Biuro prasowe MON zaznacza, że przedmioty te na stałe znajdują się w obozowisku i "były transportowane przez patrol na miejsce zdarzenia co trwało pewien czas".

Czytaj też: Pushbacki migrantów na granicy z Białorusią. "Funkcjonariusze otwierają furtki w płocie i przez nie wypychają ludzi"

Biuro prasowe resortu zwraca uwagę, że żołnierze krzyczeli do migranta "wait" (ang. poczekaj). Film - jak czytamy w przesłanym do nas stanowisku - powstał "dla udokumentowania wydarzeń związanych z nielegalnymi przekroczeniami granicy". Nagrania mają być realizowane standardowo. Jednocześnie resort podkreśla, że żołnierzom, którzy nagranie wrzucili do sieci mogą grozić konsekwencje.

"Wszyscy są instruowani na temat zasad ograniczonego zaufania w mediach publicznych i społecznościowych dotyczących wydarzeń związanych z realizacją zadań na granicy" - przekazuje MON.

"Jak można śmiać się z cierpiącego człowieka, któremu nie pozostawia się żadnego wyboru?"

Laura Kwoczała z Rady Krajowej Partii Zieloni w związku z filmem zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zawiadomienie w formie elektronicznej przesłała do najbliższej prokuratury - w tym wypadku była to prokuratura rejonowa w Warszawie - z prośbą o przekierowanie sprawy do właściwej jednostki.

Chodzi o bezczynność względem osoby, której kończyna zaplątana w drut kolczasty sprawiła, że wisiała ona głową w dół kilka metrów nad ziemią - czytamy we wpisie Kwoczały w mediach społecznościowych.

Nagraniem i tym, jak na film zareagowali internauci wstrząśnięty jest Konrad Dulkowski, prezes Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. 

- Od razu zajęliśmy się sprawą. Zachowanie dziennikarzy podlaskiego portalu i wielu internautów jest równie obrzydliwe, co kpienie z więźniów obozów koncentracyjnych - mówi Dulkowski.

Podkreśla, że dehumanizacja osób, które znajdują się na polsko-białoruskiej granicy wynika ze znieczulenia i braku wiedzy, skąd ci ludzie tam się wzięli.

Czytaj też: Sąd uchylił decyzję Straży Granicznej o zawróceniu cudzoziemca na granicę z Białorusią

- Mówimy o ofiarach handlu ludźmi. Są oni sprowadzani przez reżim Łukaszenki, który oferuje za kilka tysięcy dolarów przetransportowanie do Unii. Kiedy już tu są, zostają zmuszeni przez białoruskie służby do szturmowania polskiej granicy. Polscy mundurowi ich wypychają, a na Białorusi czeka na nich przemoc i zmuszanie do ponowienia próby. To jest koszmar - podkreśla rozmówca tvn24.pl.

Wskazuje, że ludzie, którzy chcą dostać się do Polski już nie walczą o lepsze życie w Europie, tylko o życie. 

- Szydzenie z ich koszmaru jest po prostu szokujące. Jak można śmiać się z cierpiącego człowieka, któremu nie pozostawia się żadnego wyboru? - pyta Dulkowski.

Czytaj też: Nikt nie chce być tym złym

Operacja "Śluza" - zemsta Łukaszenki

Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu 27 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.

Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów

Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już w sierpniu ubiegłego roku dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod płaszczykiem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Unii, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewoził ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: