Już rok trwa kryzys na granicy polsko-białoruskiej. Reżim Aleksandra Łukaszenki przywozi na teren przygraniczny osoby zwabione wizją dostania się do Unii Europejskiej. Potem mają być zachęcani, a nawet zmuszani do podejmowania prób nielegalnego dostania się do Polski. Na granicy strona polska zbudowała 180 kilometrów zapory, ale nie rozwiązało to problemu. Jak twierdzą aktywiści, płot jest nieszczelny, a migranci nadal przezeń przechodzą, czasem tylko bardziej poranieni. Polskie służby nie zaprzestały też - dodają - stosowania kontrowersyjnej procedury pushbacku.
Minionej doby pogranicznicy - jak informują - zatrzymali 79 osób, które chciały nielegalnie przekroczyć polsko-białoruską granicę. Straż Graniczna przekazuje, że otrzymają oni postanowienie o obowiązku opuszczenia Polski. Na tym etapie - zapewnia major Katarzyna Zdanowicz z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej - każda z osób może wnioskować o ochronę międzynarodową. Jeżeli tego nie zrobią - dodaje - są transportowani na najbliższe przejście graniczne, przez które opuszczają Polskę i wracają do Białorusi.
- Tylko w tym miesiącu ujawniliśmy około 300 osób, które chciały nielegalnie przekroczyć granicę. Od początku roku jest to już 7300 osób - podaje major Katarzyna Zdanowicz.
Prowokacje białoruskiego reżimu
Skąd na polsko-białoruskiej granicy biorą się osoby, które rozpaczliwie próbują dostać się do Unii Europejskiej? Tadeusz Giczan, białoruski dziennikarz opozycyjnego kanału Nexta, od początku kryzysu na granicy twierdzi, że jest to element "hybrydowego ataku na Polskę".
Giczan wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod płaszczykiem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Unii, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie - jak przekazywał dziennikarz - przewoził ich na granice państw UE. Tam służby białoruskie mają ich zmuszać, by te granice nielegalnie przekraczali.
Działania białoruskich pograniczników można było zobaczyć na nagraniach publikowanych przez polskich funkcjonariuszy. Na przykład na filmie z maja tego roku widać, jak Białorusini kopią wystraszonych ludzi (potem okazało się, że to obywatele Kuby). Część osób ugrzęzła na zbrojonych zasiekach pomiędzy państwami. Niektórzy się przewracali o koncertinę, czyli zasieki ze zbrojonego drutu, który jest rozłożony między Polską i Białorusią. Osoby, które na nie wpadały, były kopane przez białoruskich mundurowych. Część migrantów utknęła pomiędzy zwojami drutu i głośno, po hiszpańsku, prosili o pomoc.
Współpraca służb "nie istnieje"
Polscy funkcjonariusze Straży Granicznej twierdzą, że od zeszłego roku współpraca między polskimi i białoruskimi pogranicznikami "w zasadzie nie istnieje":
- Mamy do czynienia z wrogą i prowokacyjną postawą - zaznaczała w rozmowie z tvn24.pl major Katarzyna Zdanowicz. O polskich funkcjonariuszach mówi, iż "w ciągu kilku ostatnich miesięcy udowodnili, że potrafili trzymać emocje na wodzy".
Podkreśliła, że polskie służby mają do dyspozycji psychologów, dzięki którym łatwiej jest im radzić sobie z dużą presją. Przekazuje, że funkcjonariusze na służbie proszeni są o nagrywanie kluczowych zdarzeń, żeby uniknąć pomówień i prowokacji.
Zapora, która nie rozwiązała problemu
Reakcją polskiej strony na działania Białorusi było postawienie zapory na granicy między państwami. Konstrukcja ma już 180 kilometrów i jest niemal gotowa.
- Obecnie trwają prace kończące inwestycje, trwa instalowanie urządzeń monitorujących konstrukcję - przekazuje Adrian Zaborowski, reporter TVN24.
Budowa zapory nie sprawiła, że białoruski reżim odstąpił od prób zmuszania bezbronnych osób do nielegalnego przekraczania granicy.
- Aktywiści informują, że osoby, które chcą dostać się do Polski, częściej wybierają rzeki i rozlewiska. Zdarza się jednak, że niektórzy podkopują fundamenty i przechodzą pod murem - zaznacza nasz dziennikarz.
Pushback i kontrowersje
Pomoc humanitarną dla ludzi, którzy przekroczyli granicę i znaleźli się w tragicznej sytuacji, starają się nieść aktywiści. - W lasach ciągle pojawiają się osoby, które potrzebują pomocy. Ostatnio dotarliśmy do czterech chłopaków z Senegalu. Byli cali przemoczeni, wyczerpani i pogryzieni przez insekty. Nie mieli wody ani jedzenia - opowiada Mariusz Kurnyta.
Nasz rozmówca twierdzi, że polskie służby nadal stosują kontrowersyjną i przez wielu uważaną za nielegalną procedurę zwaną pushback. Polega to na przepchnięciu osób, które przeszły na polską stronę, z powrotem do Białorusi.
- Sam widziałem, jak Straż Graniczna wyrzuca z samochodu pięciu chłopaków na wysokim bagnie w Białowieży. Rozkazy są wydawane bezprawnie, każdy żołnierz czy strażnik może odmówić wykonania. Pushbacki są nielegalne - argumentuje aktywista.
Katarzyna Czarnota z Grupy "Granica" oraz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przekazuje, że jedenastomiesięczny monitoring sytuacji na granicy polsko-białoruskiej wykazał, że z polskiej strony "dochodzi do licznych naruszeń".
- Nie ma żadnych mechanizmów, w których dochodzi do pociągania (funkcjonariuszy - red.) do odpowiedzialności w konkretnych udokumentowanych i opisanych przypadkach. Punktem wyjściowym do zmiany obecnej polityki są działania nastawione na deeskalację przemocy oraz zaprzestanie wywózek, które są niezgodne z lokalnym i międzynarodowym prawem - mówi Czarnota przed kamerą TVN24.
Czytaj także: Sąd uchylił decyzję Straży Granicznej o zawróceniu cudzoziemca na granicę z Białorusią>>>
Na pytania o stosowanie pushbacków Straż Graniczna nie odpowiada wprost. - Nie możemy propagować szlaku nielegalnej migracji przez granicę polską. To nie jest rozwiązanie: otwarcie szlaku nielegalnej migracji przez Polskę - przekonuje w rozmowie z naszą dziennikarką rzeczniczka komendanta głównego Straży Granicznej por. Anna Michalska.
Sprawie przygląda się RPO
Sprawę postanowiło zbadać biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. - Nie we wszystkich sprawach tak zwanych pushbacków wydawane są postanowienia, bo czasem jest to zwykła czynność polegająca na odstawieniu cudzoziemców do granicy, i takie sytuacje nie są przez Straż Graniczną odnotowywane - przyznaje Maciej Grześkowiak z biura RPO.
Do Rzecznika Praw Obywatelskich wpływają również inne skargi od cudzoziemców, na przetrzymywanie w takich strzeżonych ośrodkach. - Te skargi dotyczą takich kwestii, jak problemy z dostępem do opieki medycznej czy też długość detencji i ogólnie warunków, które panują w tych ośrodkach - dodaje Grześkowiak.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Reszko/PAP