Kobieta z dwuletnim dzieckiem w wózku przechodziła w Lublinie przez przejście. Upadła i w ciężkim stanie do szpitala, gdzie zmarła. Dziecku nic się nie stało. Prokuratura złożyła zażalenie na decyzję sądu o niezastosowaniu aresztu wobec kierowcy, który miał potrącić kobietę podczas cofania. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Wszystko działo się w środę (15 lutego) około godziny 13.30 obok jednego z bloków przy ul. Szeligowskiego w Lublinie.
- Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierowca auta dostawczego podczas cofania najechał na - znajdującą się na przejściu dla pieszych - kobietę z dwuletnim dzieckiem - mówił nam w piątek (17 lutego) nadkomisarz Kamil Gołębiowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Powiedział ratownikom, że upadła na jezdnię, bo zemdlała
Jak opisywał, gdy na miejsce przyjechała karetka, kierowca powiedział ratownikom, że kobieta zemdlała i upadła na jezdnię.
- Dziecko było zapięte w wózku. Nic mu się nie stało. Kobieta odniosła zaś obrażenia i trafiła w ciężkim stanie do szpitala - przekazywał Gołębiowski.
Nie żyje
W poniedziałek (28 lutego) szef Prokuratury Rejonowej Lublin Północ w Lublinie Jarosław Warszawski powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że kobieta zmarła, zaś jej ciało zostanie poddane sekcji, która "pomoże ustalić przebieg zdarzenia".
- Sekcja ma wykazać mechanizm powstania obrażeń: w jaki sposób powstały, jaki był ich rodzaj i charakter – wymienił Warszawski, precyzując, że kluczowe będzie ustalenie, czy kobieta została uderzona autem, czy sama upadła.
Zastrzegł, że śledczy przesłuchali świadków i zabezpieczyli monitoring z miejsca zdarzenia, ale "stan faktyczny nie jest łatwy do oceny".
Ojciec dziecka odniósł się do sprawy na Twitterze
Niedługo po wypadku do sprawy odniósł się na Twitterze lubelski lekarz Jakub Kosikowski, który napisał, że potrącona kobieta jest nianią jego dziecka i walczy w szpitalu o życie.
- Miałem nie zabierać na ten temat głosu, ale zmieniłem zdanie, gdy przeczytałem niektóre komentarze w sieci, które sugerowały, że opiekunka weszła pod koła pojazdu. To nieprawda. Widziałem to na własne oczy na nagraniu z monitoringu - mówił 17 lutego w rozmowie z tvn24.pl.
Mialem nie pisac, ale pisze prasa i krew mnie zalała
— Jakub Kosikowski (@kosik_md) February 16, 2023
Kierowca wątpliwej trzezwosci na wstecznym zmiotl z przejscia mojego syna z opiekunka. Ruszyl jak byli w polowie przejscia, jak wchodzili stał
Syn ok, pasy i wozek uratowaly mu zycie, Niania walczy o zycie
Komcie - ich wina
Jak dodał, poprosił administrację bloku o udostępnienie nagrania, bo obrażenia, jakich doznała niania, i stan, w jakim był wózek, nie zgadzały mu się z teorią, że kobieta zemdlała i upadła na jezdnię.
- Po przejrzeniu monitoringu wezwałem policję. Było to dwie godziny po wypadku - opisywał.
Podejrzanemu grozi do 12 lat pozbawienia wolności
Jak mówił nam nadkom. Gołębiowski, nastąpiło to w momencie, gdy mundurowi zaczynali już prowadzić czynności po tym, jak na komendę zgłosił się kierowca auta i pasażer.
Prokuratura postawiła 30-letniemu Grzegorzowi M. zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku, którego następstwem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu, a także ucieczki z miejsca wypadku. Podejrzany nie przyznał się. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Zażalenie na decyzję sądu
18 lutego sąd odrzucił wniosek prokuratury o tymczasowe aresztowanie Grzegorza M.
- Sąd uważa, że brak jest podstaw do przyjęcia, że miało miejsce zbiegnięcie z miejsca wypadku. Wskazuje, że podejrzany pozostawał na miejscu zdarzenia długo po jego zajściu, a następnie sam zgłosił się do jednostki policji celem wyjaśnienia sprawy i pozostawiając swoje dane – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Lublinie Barbara Markowska.
Prokuratura skierowała zażalenie na decyzję sądu.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock, Twitter/@kosik_md