- Infrastrukturę projektowaliśmy w trochę innym świecie, z czego wynika, że część jest przestarzała, w złym stanie technicznym, ale też nieprzystosowana i niewystarczająca do nowego świata coraz częstszych i coraz bardziej ekstremalnych zjawisk pogodowych - zauważyła Alicja Jankowska, redaktorka serwisu Energetyka24.com, nawiązując m.in. do sieci kanalizacyjnych niegotowych do odprowadzania opadów z deszczów nawalnych.
Zwróciła uwagę na słabości polskiego systemu energetycznego. - Musimy wyłączyć niektóre elektrownie węglowe, ponieważ ich średnia wieku to jest 50 lat, a one były właśnie na tyle projektowane, więc zbliżają się do technologicznej śmierci. Mamy w systemie około 70 jednostek, które powinny być wyłączone i zastąpione innymi mocami. Są bardzo awaryjne, w ostatnich latach często byliśmy na granicy blackoutu, udawało się wybrnąć, między innymi dlatego, że mamy dobrze rozpracowane połączenie międzysystemowe z sąsiadami - tłumaczyła Jankowska.
Jak przekonywała dalej, sytuacji nie poprawia przestarzała sieć dystrybucyjna i opóźnienia we wprowadzaniu przepisów dotyczących Odnawialnych Źródeł Energii.
Siła wspólnoty
Wiceprezydent Opola Łukasz Sowada podał pozytywny przykład przygotowania do zagrożeń pogodowych w kontekście zeszłorocznej powodzi.
- W Opolu odrobiliśmy lekcję z 1997 roku, wzmocniliśmy obwałowania, stworzyliśmy dodatkowy polder, który pozwala rozlać nadmiar wody. W zeszłym roku, we wrześniu, gdy zalewane były inne miasteczka (na Dolnym Śląsku – red.), u nas na Odrze poziom wody się podniósł i utrzymywał przez kilkanaście dni, ale system wytrzymał, także dzięki zbiornikowi Racibórz. Mniejsze miejscowości w odległości kilkunastu, kilkudziesięciu kilometrów były zalane - wspominał Sowada.
Jednak, jak zauważył, nie zawsze można odwołać się do doświadczeń z przeszłości, tak było przypadku pandemii Covid-19. - Niespodziewana sytuacja pokazała, że w krótkim czasie byliśmy w stanie sprostać zadaniu, aranżowaliśmy punkty obsługi mieszkańców, przeszliśmy do trybu pracy zdalnej, okazało się to skuteczne – mówił zastępca prezydenta Opola.
Nagłe były też skutki wojny w Ukrainie. - W 120-tysięcznym samorządzie musieliśmy przyjąć do szkół dwa tysiące dzieci z Ukrainy. To było duże wyzwanie logistyczne także jeśli chodzi o zapewnienie bazy noclegowej – przypomniał, ale przyznał, że kluczowy był duży odzew mieszkańców, którzy ruszyli z pomocą. - To był ruch serca, w sytuacjach kryzysowych potrafimy się jednoczyć, nikt nie został bez dachu nad głową i pożywienia – stwierdził.
Mówił o "sile grupy" w sytuacji zagrożenia, wartości organizowania się w różnych wspólnotach. - W ramach organizacji pozarządowych, stowarzyszeń czy ochotniczych strażach pożarnych. One powodują, że jako mieszkańcy tworzymy wspólnotę. A wspólnota jest kluczowa w sytuacjach kryzysowych. We wspólnocie jeden potrafi nas zapatrzyć w pożywienie, drugi potrafi przeprowadzić jakieś drobne naprawy elektryczne, trzeci ma środek transportu, wszyscy razem jakoś damy radę – opisywał Łukasz Sowada.
Samotność samorządów
Członek zarządu Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii (GZM) Stanisław Korman kreślił ponurą wizję konsekwencji ewentualnego rozlewania się wojny w Ukrainie.
- To, że w przypadku konfliktu, samorządy zostaną zostawione same sobie, to jest pewne. Przechodziliśmy taką sytuację 27 lutego 2022 roku. Pierwsze decyzje dotyczące pomocy były inicjatywami włodarzy poszczególnych miast. Wtedy nie było dyrektyw, rozporządzeń, ustaw, inny aktów prawnych. Samorządy od pierwszego dnia konfliktu udzielały pomocy, nie patrząc co dzieje się w Warszawie. W przypadku konfliktu będzie dokładnie tak samo – mówił Korman.
Dostrzegł też zagrożenie w dużej wymianie władz samorządowych, na którą wpływ będzie miało ograniczenie kadencyjności. - Eskalacja konfliktu jest spodziewana na przełomie 2029/30 roku. W 2027 będziemy mieli wybory, (w wyniku których - red.) 70 procent władz samorządów zostanie zmieniona. Do władzy dojdą osoby, które nie znają funkcjonowania samorządu, które nie są tak doświadczone. Władzę przejmą ludzie, którzy będą musieli się tego uczyć. tutaj widzę duże zagrożenie – opowiadał członek zarządu GZM.
A Łukasz Sowada zwracał uwagę na nieracjonalność Funduszu Odporności, na który Opole dostało osiem milionów złotych. Musi je wydać do końca roku, najlepiej na schrony, co jest nie do zrealizowania w tak krótkim czasie. I ostrzegał, że samorządy rzucą się masowo do kupowania agregatów prądotwórczych, żeby wydać pieniądze zgodnie z założeniami programu.
Kongres Zdrowe Miasta odbył się 30 września w Warszawie. Organizatorami były: Grupa LUX MED, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie i ruch Open Eyes Economy.
Autorka/Autor: Piotr Bakalarski
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24