Dwie kobiety oskarżyła białostocka prokuratura o znęcanie się nad 26 psami, w ramach prowadzonych legalnie hodowli na Podlasiu. Z ustaleń śledztwa wynika, że zwierzęta trzymane były w fatalnych warunkach - w małych transporterach, bez dostępu do jedzenia i wody. Kobietom grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Białymstoku.
Jak poinformował w piątek (27 stycznia) szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku Karol Radziwonowicz, zarzut obejmuje czas od marca do października 2019 roku i dotyczy prowadzenia hodowli psów we wsi Folwarki Małe w powiecie białostockim. Prokuratura oskarżyła dwie kobiety, "działające wspólnie i w porozumieniu", że znęcały się nad psami, co miało polegać na utrzymywaniu ich w niewłaściwych warunkach bytowania.
Wszystkie zwierzęta, chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier, trzymane były w wiejskim domku o powierzchni około 30 metrów kwadratowych.
Psy były trzymane w małych i brudnych transporterach
W opisie zarzutów jest mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty; przetrzymywaniu tych psów w dużym zagęszczeniu i hałasie. Część z nich była zamknięta w małych i brudnych transporterach, czyli kontenerach służących wyłączenie do transportu zwierząt, "a zatem uniemożliwiającym im naturalne zachowania i przyjmowanie naturalnej pozycji". Mowa jest też m.in. o braku dostępu do odpowiedniego pokarmu i do wody "przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby".
Według ustawy o ochronie zwierząt, grozi za to do trzech lat więzienia. W razie skazania sąd orzeka również nawiązkę na wskazany cel związany z ochroną zwierząt. Może też orzec zakaz posiadania zwierząt.
Po czipie TOZ dotarł do właścicielki hodowli: "nie spodziewaliśmy się, że będzie taka sytuacja, jaką zastaliśmy"
Według ustaleń prokuratury, działalność była prowadzona w ramach zarejestrowanych dwóch hodowli, które miały być przeniesione z innej miejscowości, gdzie - według wyjaśnień oskarżonych - doszło do zabicia trzech psów. Sprawa została przez właścicielki zgłoszona na policję. Domek w Folwarkach Małych miał być dopiero przystosowany do potrzeb hodowli.
Sprawę do białostockiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (TOZ) zgłosił w 2019 roku mieszkaniec sąsiedniej wsi, który znalazł na swojej posesji suczkę, jak się potem okazało, z tej hodowli - powiedziała prezes TOZ w Białymstoku Anna Jaroszewicz. Mówiła, że suczka była nieco zaniedbana. Wszystko wskazywało na to, że niedawno urodziła szczeniaki. Dodatkowo był to rasowy pies, więc - jak relacjonowała Jaroszewicz - pojawiło się pytanie, co taki pies robi na wsi.
Dzięki temu, że zwierzę miało czip, udało się dotrzeć do właścicielki - jak się później okazało - posiadającej hodowlę psów, zarejestrowaną w Związku Kynologicznym w Polsce. Jaroszewicz dodała, że jej podejrzenie podczas oddawania psa wzbudziła rozmowa z właścicielką, a także miejsce, w którym pies miał przebywać. Po tej sytuacji TOZ zaczął sprawdzać tę hodowlę, opinie na jej temat, obserwować miejsce, czyli nieduży dom, w którym miały przebywać zwierzęta. - Nie spodziewaliśmy się, że będzie taka sytuacja, jaką zastaliśmy - mówiła Jaroszewicz.
Powiedziała, że na początku sądzono, iż w tym miejscu jest tylko kilka psów w klatkach kennelowych i kontrola TOZ skończy się tym, aby poprawić im warunki. Okazało się, że jest to 26 psów. Przeważały bulteriery, było też kilka psów ras basenji i staffordshire bulterier.
- Starsze psy były w gorszej kondycji fizycznej. Myślę, że z uwagi na to, że dłużej żyły w takich podłych warunkach. Młodsze psy były w gorszej kondycji psychicznej, bo one nie znały innego życia. Niektóre z tych psów nie umiały chodzić na smyczy, one się czołgały. Były też takie, które pierwszy raz w życiu widziały trawę - opisywała wówczas Jaroszewicz.
Obecnie psy przebywają w tak zwanych domach tymczasowych. Zostały właścicielkom hodowli odebrane decyzją burmistrza Zabłudowa.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TOZ Białystok