W Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim w Białymstoku zakończyły się konsultacje na temat projektu rozporządzenia MSWiA o wprowadzeniu strefy buforowej przy granicy z Białorusią. To odpowiedź na protesty mieszkańców, które zaczęły się po tym, gdy wyszło na jaw, że - wbrew twierdzeniom Donalda Tuska, iż strefa obejmie "mniej więcej 200 metrów" - znalazło się w niej 27 miejscowości. Konkluzja konsultacji jest taka, że zarówno samorządowcy, jak i przyrodnicy zgadzają się na te 200 metrów, ale nie więcej. Wyniki konsultacji trafią w piątek rano do MSWiA.
W ubiegłą środę premier Donald Tusk zapowiedział, że na granicy z Białorusią przywrócony zostanie zakaz przebywania. Strefa buforowa, jak stwierdził, ma mieć szerokości "mniej więcej 200 metrów".
Jednak zgodnie z projektem rozporządzenia MSWiA, które 29 maja zostało zamieszczona na stronie Rządowego Centrum Legislacji, strefa ma być znacznie szersza i sięgać nawet kilku kilometrów w głąb kraju. Z wykazu dołączonego do projektu wynika, że obejmie 27 miejscowości na Podlasiu, w tym 26 w powiecie hajnowskim. To takie wsie jak: Starzyna, Wygon, Podolany, Nowe Masiewo czy Bobrówka. Zakaz ma obowiązywać przez 90 dni. Oczywiście nie dotyczyłby mieszkańców.
Samorządowcy: cały sezon turystyczny będzie stracony
Rozporządzenie miało wejść w życie już we wtorek 4 czerwca. Spotkało się jednak ze sprzeciwem lokalnej społeczności.
Samorządy z powiatu hajnowskiego wystosowały do szefa rządu stanowisko, w którym argumentują, że planowane w projekcie ograniczenia sprawią, że cały sezon turystyczny związany z Puszczą Białowieską będzie stracony, straty poniosą nie tylko hotele, ale też np. właściciele pojedynczych kwater agroturystycznych i gastronomia.
- Strefa buforowa o szerokości około dwustu metrów jest zasadna, ale zamknięcie miejscowości nic nie daje - mówił we wtorek w Radiu Białystok starosta hajnowski Andrzej Skiepko.
Zorganizowali spacer obywatelski
We wtorek, na znak protestu, odbył się też spacer obywatelski z Białowieży do rezerwatu Wysokie Bagno.
- Przywrócenie "zony" - to jest dobre słowo, lepsze niż strefa - oznacza dla nas koniec pracy, koniec zarobków i oznacza dla nas tragedię letnią, ponieważ do Białowieży przyjeżdża bardzo dużo turystów - czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, kiedy zaczyna się np. rykowisko jeleni – mówiła jedna z inicjatorek spaceru, Joanna Pawluśkiewicz z ruchu obywatelskiego "Nie dla muru".
‼️🔊 Funkcjonariusz SG został dziś ranny po uderzeniu konarem w głowę przez grupę agresywnych osób. Do zdarzenia doszło przy granicy z🇧🇾niedaleko Białowieży.Funkcjonariusz przebywa w szpitalu, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. pic.twitter.com/d55ZXmvvE8
— Straż Graniczna (@Straz_Graniczna) June 3, 2024
Dodała, że w momencie, kiedy strefa zostanie na powrót wprowadzona w kształcie wynikającym z projektu rozporządzenia, wszystkie atrakcje Białowieży zostaną zamknięte przed turystami. Bo choć sama Białowieża nie będzie w strefie, to - jak oceniła - turyści przyjeżdżają do Puszczy Białowieskiej, a nie, by siedzieć w Białowieży.
Joanna Jacel z agroturystyki "Dom na Wschodzie", który ma się znaleźć niedaleko planowanej strefy buforowej, dodała, że nawet nie będąc w strefie, ale blisko niej, ucierpi na braku turystów, bo już tak było, gdy obowiązywały wcześniejsze obostrzenia na granicy. Turyści bali się - jak to określiła - "strefy zmilitaryzowanej", nie wiedzieli, gdzie będą mogli się poruszać, straszono ich też migrantami.
W środę i czwartek konsultacje, wiceszef MON mówił o odszkodowaniach
Szef MSWiA Tomasz Siemoniak zapowiedział, że rozporządzenie nie wejdzie w życie – jak pierwotnie planowano - we wtorek 4 czerwca, ale do końca tygodnia, czyli po konsultacjach, które odbywały się w środę i czwartek (5-6 czerwca) w Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim w Białymstoku. Brali w nich udział samorządowcy, przedsiębiorcy i przyrodnicy.
Jak w środę powiedział dziennikarzom starosta Skiepko, było to konstruktywne spotkanie. Wyraził nadzieję, że propozycje złożone przez samorządowców zostaną uwzględnione w całości lub części.
Wśród najważniejszych wniesionych uwag wymienił zasięg strefy buforowej. Samorządowcy są zdania, że powinna mieć ona szerokość 200 metrów od linii granicy, a w kompleksach leśnych - jak to określił - "może wkraczać w głąb troszkę dalej". Natomiast bardzo ważne jest - jak zaznaczył Skiepko - by strefa nie obejmowała terenu miejscowości.
W poniedziałek Paweł Zalewski, wiceszef MON, powiedział na konferencji prasowej w Białymstoku, że - jeżeli MSWiA uzna, że strefa powinna obejmować np. tereny w Puszczy Białowieskiej - w miejscach, gdzie mieszkańcy prowadzą działalność gospodarczą związaną z turystyką , to powinni dostać - jak to ujął - "pełne odszkodowanie".
Dyrektorka parku również za strefą 200 metrów w głąb kraju
W czwartek (6 czerwca) w konsultacjach w urzędzie wojewódzkim brali udział przyrodnicy, m.in. z Białowieskiego Parku Narodowego.
- Trzymamy pana premiera za słowo - 200 metrów od granicy w głąb Rzeczypospolitej Polskiej. Tego się trzymajmy. Z naszego punktu widzenia wydaje nam się, że jest to wystarczające, żeby mieszkańcy mogli normalnie funkcjonować, a turyści odwiedzać przepiękną Puszczę Białowieską - powiedziała przed kamerą TVN24 Olimpia Pabian, nowa dyrektorka parku.
Dodała, że jeśli trzymać się propozycji zawartej w projekcie rozporządzenia, zamknięty musiałby być główny szlak, którym przewodnicy prowadzą wycieczki oraz północną część parku.
Wojewoda: postaramy się, aby strefa buforowa była jak najmniejsza
Wojewoda podlaski Jacek Brzozowski, podsumowując konsultacje, stwierdził, że samorządowcy i przedsiębiorcy, organizacje społeczne oraz przedstawiciele świata nauki mówili, że z ich punktu widzenia bufor do 200 m byłby akceptowalny.
Dodał, że to nie on podejmie ostateczną decyzję co do kształtu strefy, ale wydaje mu się, że "rozwiązania, które staraliśmy się wypracować, będą uwzględniały dużą część postulatów wypływających od wszystkich środowisk"
- Postaramy się, aby strefa buforowa przy granicy z Białorusią była jak najmniejsza ze względu na skutki społeczne i ekonomiczne dla miejscowej ludności - stwierdził.
Mówił też, że konsultacje były potrzebne, merytoryczne, ale też trudne.
Wyniki konsultacji trafią w piątek rano do MSWiA.
Żołnierz uderzony konarem w okolice oka, stażniczka trafiona w nogę kamieniem
W ostatnich tygodniach na granicy miały miejsce ataki na polskie służby.
W poniedziałek (3 czerwca) funkcjonariusz Straży Granicznej został uderzony konarem drzewa w głowę w okolicę oka. Stało się to podczas próby siłowego sforsowania granicy przez grupę migrantów. Mężczyzna został przewieziony do szpitala. Na szczęście jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Jak informuje rzeczniczka Podlaskiego Oddziały Straży Granicznej major Katarzyna Zdanowicz, tego samego dnia – również w okolicy Białowieży - funkcjonariuszka została trafiona w nogę kamieniem z procy.
Żołnierz został ugodzony nożem. Wojsko prosi o oddawanie krwi
Wcześniej, 28 maja, w okolicach Dubicz Cerkiewnych, ranny został żołnierz. Próbował zablokować tarczą wyłom w zaporze na granicy, gdy ktoś po drugiej stronie granicy przełożył rękę przez płot i ugodził go nożem w okolicy klatki piersiowej. Żołnierz przebywa obecnie w szpitalu. Wojsko prowadzi akcję zachęcającą do oddawania krwi.
"Nasz Brat został zraniony nożem w trakcie służby na granicy, aktualnie przebywa w szpitalu w Hajnówce i walczy o życie. Pilnie poszukiwana jest grupa krwi 0 Rh+, ale każda inna grupa również jest potrzebna - liczy się każda ilość oraz czas! Stańmy na wysokości zadania!" – prosi w mediach społecznościowych Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.
Z informacji podawanych przez wojsko wynika, że stan żołnierza jest ciężki, ale stabilny.
Ataki kamieniami i konarami
Do ataków doszło też 29 maja. Dwóch żołnierzy zostało uderzonych w twarz kamieniami i konarami.
Po zszyciu ran wypuszczono ich ze szpitala do domu.
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy
Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.
Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.
"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24