Rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, a także wypłata rodzinie 30 tys. zł - taki wyrok usłyszał 42-letni kierowcę śmieciarki, który – cofając na osiedlowej ulicy w Białymstoku – śmiertelnie potrącił 94-latkę. Mężczyzna przyznał się do winy i okazał skruchę. Wyrok nie jest prawomocny.
Do tragedii doszło 20 czerwca 2023 roku około godziny 9 na osiedlowej uliczce przy ul. Bema w Białymstoku. 94-letnia kobieta została śmiertelnie potrącona przez kierowcę śmieciarki, który był w trakcie cofania.
Mężczyzna bronił się tym, że nie widział seniorki. Biegli stwierdzili jednak, że piesza nie przyczyniła się do wypadku. Śledczy zarzucili więc mężczyźnie, że nie zachował szczególnej ostrożności, przez co nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym.
Doszli do ugody
Śledczy ocenili, że jeśli mężczyzna nie widział tego, co dzieje się za samochodem, powinien był poprosić o pomoc współpracowników. Ustalili też, że w śmieciarce nie działały we właściwy sposób hamulce, wyciekały płyny eksploatacyjne, a opony były o różnym rozmiarze i konstrukcji, ale nie miało to wpływu na wypadek.
Sąd Rejonowy w Białymstoku, który badał sprawę, skierował ją najpierw - za aprobatą obu stron - do mediacji w sprawie odszkodowania i zadośćuczynienia, o co wnioskowali bliscy zmarłej, którzy byli oskarżycielami posiłkowymi. We wtorek (28 stycznia) w związku z tym, że strony doszły wcześniej do ugody, mógł rozpocząć się proces karny. Rozprawa zakończyła się tego samego dnia.
Rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 30 tys. zł zadośćuczynienia
Obrona, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, złożyła wniosek o dobrowolne poddanie się karze w wymiarze jednego roku pozbawienia w zawieszeniu na trzy lata, a także orzeczenie naprawienia szkody w wysokości 30 tys. zł częściowego zadośćuczynienia, co zostało ustalone podczas mediacji. Obrona zwróciła uwagę, że środki te zostały już wypłacone rodzinie.
Prokurator, a także oskarżyciel posiłkowy zgodzili się z wnioskiem obrony co do wymiaru kary.
Obecny na sali oskarżony mężczyzna przyznał się do winy. Przepraszał rodzinę za to, co się stało.
- Wykonywałem swoją pracę rzetelnie przez trzy lata i nigdy mi się nie zdarzyło, (...) może moi koledzy trochę zawiedli, ale przyznaję się do winy - mówił.
Sąd: okazał skruchę, doszło do pojednania
Wyrok zapadł jeszcze tego samego dnia. W ocenie sądu, zebrany w sprawie materiał dowodowy wskazuje na winę oskarżonego, a wymierzając karę brano pod uwagę okoliczności łagodzące i obciążające.
Jak mówiła sędzia Magdalena Beziuk-Gawęcka, był to nieszczęśliwy wypadek, wskutek którego śmierć poniosła kobieta.
ZOBACZ TEŻ: Pociąg uderzył w łosia. Ewakuowano 120 pasażerów
- Oczywistym jest, że stopień szkodliwości tego czynu jest znaczny, ponieważ nie żyje człowiek. Niemniej jednak oskarżony przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, okazał skruchę, doszło do pojednania - podkreśliła sędzia.
Sąd nie orzekł w tej sprawie zakazu prowadzenia pojazdów. Z takim wnioskiem wystąpiła wcześniej obrona, przystała też na to prokuratura. Wskazywano, że mężczyzna nadal jest kierowcą zawodowym, nie miał wcześniej problemów z prawem, a ta praca umożliwia mu utrzymanie rodziny.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24