Transfer zarodków odwołany z dnia na dzień? Resort zdrowia: to nie pacjentka wybiera termin

shutterstock_2515977747
O finansowaniu programu in vitro mówił w "Jeden na Jeden" minister Andrzej Domański
Do naszej redakcji spływają sygnały od kobiet, którym kliniki niepłodności wstrzymały procedury w ramach rządowego programu in vitro, ponieważ skończyły się środki. Zwróciliśmy się w tej sprawie do Ministerstwa Zdrowia. Po kilku dniach otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania, w dużej mierze bez konkretów. Co mogą zrobić pary, którym wstrzymano procedurę in vitro?
Kluczowe fakty:
  • Na - niekompletną - odpowiedź od resortu zdrowia czekaliśmy od soboty 8 listopada. Jak resort zdrowia odnosi się do transferów zarodków odwoływanych z dnia na dzień i do wstrzymywania procedur?
  • Ministerstwo nie odpowiedziało też na pytanie, ilu z 58 realizatorów skończyły się już środki, przekazane na realizację rządowego programu in vitro w tym roku.
  • Co mogą zrobić pary, którym kliniki leczenia niepłodności przełożyły wizyty na przyszły rok?
  • Więcej artykułów o podobnej tematyce znajdziesz w zakładce "Zdrowie" w serwisie tvn24.pl.

Od ponad tygodnia do naszej redakcji, w tym na Kontakt24, spływają sygnały od kobiet, które zakwalifikowano do rządowego programu in vitro, a następnie - na różnym etapie - przerwano procedurę, na przykład odwołując z dnia na dzień transfer zarodków, do którego kobieta była już przygotowywana farmakologicznie. Opisaliśmy między innymi historię pani Katarzyny, która o odwołaniu transferu z powodu braku środków została poinformowana dopiero, kiedy zgłosiła się na tę procedurę do kliniki. Zdecydowała się na zapłacenie za transfer z własnej kieszeni, co jest niezgodne z regulaminem rządowego programu in vitro i zaskutkowało wyłączeniem jej z programu do 2028 roku. W nawiązaniu do historii, jakie spłynęły do nas od pacjentek, przesłaliśmy w ubiegłą sobotę szczegółowe pytania do resortu zdrowia.

Odwołane transfery zarodków. Co na to resort zdrowia?

Chcąc zbadać skalę problemu, zapytaliśmy resort zdrowia o to, ilu z 58 realizatorów, którym przekazano środki na realizację rządowego programu in vitro, skończyły się już pieniądze na ten rok. Nie otrzymaliśmy konkretnych danych. Biuro komunikacji Ministerstwa Zdrowia podkreśla, że odpowiednie zabezpieczenie środków leży po stronie klinik. "Realizatorzy zostali zobowiązani, aby przed rozpoczęciem leczenia u danej pary możliwe było zrealizowanie pełnego cyklu (transfer wszystkich powstałych zarodków), a następnie podejście do kolejnego cyklu nie później niż 6 miesięcy od zakończenia poprzedniego cyklu" - czytamy w odpowiedzi przesłanej przez MZ. Resort podkreśla, że jest to mechanizm "eliminujący ryzyko nagłego przerwania procedur u pacjentów". "W związku z tym realizatorzy, którzy rozpoczęli procedury u pacjentów, powinni posiadać zabezpieczone środki na ich kontynuacje" - dodaje MZ.

Ministerstwo podkreśla jednak, że w programie obowiązuje standardowo lista oczekujących. Terminy procedur są ustalane przez kliniki na podstawie indywidualnych planów leczenia oraz - jak nazwało to MZ - "biorąc pod uwagę możliwości organizacyjne danego podmiotu".

Ministerstwo Zdrowia nie planuje w tym roku zwiększać nakładów na program in vitro, mimo wcześniejszych deklaracji poprzedniej minister zdrowia Izabeli Leszczyny. Urzędnicy podkreślają, że do tej puli już i tak dołożono 100 mln złotych. - In vitro to jest oczywiście niezwykle istotny temat. Nasz rząd stworzył tak naprawdę nowy program finansowania procedury in vitro. Już mamy ponad 7000 dzieci, które dzięki temu programowi się urodziły, z niewielką - z tego, co pamiętam - przewagą chłopców. Mieliśmy na ten program pół miliarda złotych. Te środki Już zostały zwiększone w tym roku do 600 mln złotych. Na przyszły rok również mamy 600 mln złotych zabezpieczone, być może będzie trochę więcej i z całą pewnością mamy regułę, że kliniki nie powinny rozpoczynać procedury, jeżeli nie mają zabezpieczonego finansowania na całość tak zwanego cyklu - powiedział w piątek w programie "Jeden na Jeden" na antenie TVN24 minister finansów i gospodarki Andrzej Domański.

Można zgłaszać nieprawidłowości

Zapytaliśmy też o transfery odwoływane z dnia na dzień, mimo przygotowania farmakologicznego. Ministerstwo nie odniosło się wprost do takich sytuacji. "W programie obowiązuje lista oczekujących, przez którą należy rozumieć uporządkowaną według kolejności zgłoszeń listę par (...). Świadczenia nie odbywają się w terminach wybranych i preferowanych przez pacjentów, które nie uwzględniają możliwości organizacyjnych danego podmiotu, lecz w porozumieniu między realizatorem a uczestnikami programu" - komentuje resort zdrowia. Jak dodaje: "Podkreślamy, że zabezpieczenie środków na proces leczenia danej pary nie jest równoznaczne z tym, że procedury odbywają się dla pacjentów bez konieczności oczekiwania".

Biuro Komunikacji resortu zdrowia informuje, że wszelkie nieprawidłowości w realizacji programu można zgłaszać mailowo na adres MZ. "Informujemy również, że Ministerstwo Zdrowia jest w stałym kontakcie z realizatorami programu w celu zapewnienia płynnej i właściwej realizacji programu. Wszystkie skargi kierowane przez pacjentów są weryfikowane, a w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości podejmowane są interwencje. Działania te mają na celu zapewnienie możliwie szybkiej i właściwej pomocy pacjentom. Minister zdrowia dysponuje również możliwością nałożenia kar na te podmioty w sytuacjach przewidzianych umową" - czytamy w przesłanej odpowiedzi. Jakie to mogą być kary? Tego również MZ nie doprecyzowało w przygotowywanej przez kilka dni odpowiedzi.

Klinice skończyły się pieniądze. Co teraz?

Kiedy czekaliśmy na odpowiedzi resortu zdrowia, kontaktowały się z nami kolejne pacjentki. Jedną z nich jest pani Ewelina, u której również wstrzymano procedurę in vitro. - W trakcie drugiej procedury transferu zarodków okazało się, że badanie beta hCG wskazuje na brak ciąży. Dostałam wtedy telefon z recepcji z informacją, że wstrzymują mój proces. Żadnych konkretów, jedynie sucha informacja. Nie zaproponowano żadnej wizyty omawiającej zaistniałą sytuację z lekarzem prowadzącym. Po lekach hormonalnych i sterydach pozostawiono mnie samą sobie. Znalazłam klinikę w Poznaniu, gdzie program nadal trwa. Jednak okazało się, że mając jeszcze jeden, ostatni zarodek w klinice w Warszawie, muszę dokończyć próbę w tamtej placówce i dopiero po kolejnej nieudanej mogę przenieść się do Poznania - relacjonuje kobieta.

W klinice, w której leczy się obecnie, powiedziano jej, że jeżeli chce zmienić ośrodek, musi zapłacić za przeniesienie zarodka. W Poznaniu z kolei otrzymała informację, że takie działanie wiązałoby się z rezygnacją z rządowego programu refundacji in vitro. - Tylko w przypadku ponownej nieudanej próby z ostatnim zarodkiem w klinice w Warszawie, mogę bez konsekwencji przenieść się do innej kliniki i kontynuować program. Czuję się fatalnie - mówi pani Ewelina.

- Czuję się pozostawiona sama sobie. Po hormonach i sterydach mam teraz rozregulowaną gospodarkę hormonalną oraz częste migreny. Choruję także na endometriozę i hiperprolaktynemię. Niestety nie miałam już okazji spotkać się z lekarzem prowadzącym, który poinformowałby, jak mogę się teraz czuć, czy może powinnam brać jakieś leki. Wykonałam kolejny telefon do kliniki. Dowiedziałam się, że nadal jestem na liście oczekujących i mają czas na wznowienie mojego procesu do 28 lutego 2026 roku. Do tego czasu powinnam dostać jakąś informację - relacjonuje pacjentka.

Kliniki in vitro wstrzymują prowadzenie procedur
Źródło: TVN24

Nie można się przenieść do innej kliniki

Wiele kobiet, podobnie jak pani Ewelina, zastanawia się nad tym, co może zrobić w obecnej sytuacji. Z odpowiedzi Ministerstwa Zdrowia wynika, że nie ma innej opcji niż czekać lub słać skargi, jeśli klinika nie dopełnia określonych odgórnie terminów.

"Para jest zobowiązana do wykonania pełnego cyklu u jednego realizatora" - podkreśla resort zdrowia, wyjaśniając, że na cykl składa się pobranie i zapłodnienie komórek rozrodczych, a następnie przeniesienie powstałych zarodków do organizmu kobiety do momentu aż wszystkie zostaną wykorzystane. "Para może zmienić realizatora w ramach programu po zakończeniu cyklu medycznie wspomaganej prokreacji" - dodaje MZ, zaznaczając, że można dokonać takiej zmiany nie więcej niż dwa razy w trakcie uczestnictwa w programie. "Dotyczy to zarówno sytuacji, w której para została zarejestrowana lub zakwalifikowana do udziału w programie, ale nie rozpoczęła żadnego cyklu medycznie wspomaganej prokreacji oraz sytuacji, w której zakończyła cykl medycznie wspomaganej prokreacji" - doprecyzowuje resort zdrowia.

Do naszego pytania o wykluczanie z rządowego programu kobiety, która zdecydowała się z własnej kieszeni opłacić odwołany w ostatniej chwili transfer, resort zdrowia nie odniósł się wcale.

- Uważam, że sposób, w jaki jesteśmy informowane, brak konkretów, brak spotkań jest okrucieństwem. My nie leczymy się na katar, to leczenie obciążające fizycznie i psychicznie. Odnoszę wrażenie, że ktoś o tej najważniejszej kwestii w zaistniałej sytuacji zapomniał - mówi pani Ewelina.

Czytaj także: