20 lat temu trzech mężczyzn brutalnie zgwałciło 15-letnią Małgosię z Dolnego Śląska. Dziewczynę zostawili na mrozie. Umierała przez wiele godzin. Jeden ze sprawców został skazany. Pozostali byli nieuchwytni. Do teraz.
Miłoszyce to niewielka miejscowość na Dolnym Śląsku. Sylwestrową noc 15-letnia Małgosia spędzała w miejscowej dyskotece. 1 stycznia 1997 roku wieś obiegła wiadomość o brutalnej zbrodni. W Nowy Rok na jednej z posesji znaleziono nagie ciało nastolatki. Małgosia została brutalnie zgwałcona. Na śniegu i mrozie umierała przez wiele godzin. Zmarła z wykrwawienia i wyziębienia.
Kilku sprawców, skazany jeden
Śledczy ustalili, że sprawców było kilku. Świadczyły o tym ślady zostawione na miejscu zbrodni, między innymi DNA. Jednak postępowanie utknęło. Sprawców nie wykryto, a śledztwo umorzono. Przełom nadszedł po kilku latach. Udało się ustalić, że jednym z odpowiedzialnych za śmierć Małgosi był Tomasz K. Mężczyzna szedł w zaparte. Do gwałtu i zabójstwa się nie przyznawał.
Tylko raz, podczas pierwszej rozmowy z policjantami, potwierdził, że feralnej nocy był w Miłoszycach. - Przyznałem się, ale tylko z tego powodu, że ci którzy mnie zatrzymywali powiedzieli, że mają na mnie (...) dowody. I zaczęli mnie bić, żebym się do tego przyznał. (...) Tak mnie bili, że nawet bym się przyznał do strzelania do papieża - mówił K. w 2006 roku dziennikarzowi "Superwizjera".
Ślady się zgadzały
Podczas przesłuchań w prokuraturze i w trakcie zeznań przed sądem do udziału w zbrodni się nie przyznawał. Nie wydał żadnego z dwóch pozostałych oprawców dziewczynki.
Jednak śledczy nie mieli wątpliwości, że K. był winny. Włosy z czapki znalezionej na miejscu zbrodni należały do K. Ślady zębów na ciele Małgosi były śladami zębów K. Mężczyzna został skazany na 25 lat pozbawienia wolności.
"Nie mogliśmy tego tak zostawić"
O to, by znaleźć oprawców Małgosi, od lat walczą jej bliscy i reprezentująca ich mecenas. - Nie mogliśmy tak tego zostawić. Domagaliśmy się wznowienia śledztwa, prosiliśmy, pisaliśmy, by podjąć różnego rodzaju czynności prowadzące do wznowienia i ustalenia dalszego kręgu sprawców - mówi Ewa Szymecka.
Efekt? W 2016 roku Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, zdecydował, że prokuratura ponownie zajmie się sprawę morderstwa w Miłoszycach.
Drugi podejrzany: Ireneusz M.
Od Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu sprawę przejął Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej.
- Wystąpiliśmy z wnioskiem do komendanta wojewódzkiego policji o powołanie grupy operacyjno-śledczej. Do tego zespołu oddelegowano też funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego. Działania utrzymywaliśmy w tajemnicy, a to pozwoliło na zgromadzenie dowodów i ustalenie kolejnego ze sprawców - informuje Robert Tomankiewicz z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej.
Tym, zdaniem śledczych, jest 42-letni Ireneusz M. Mężczyzna usłyszał już zarzut dokonania gwałtu ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa. Prokuratura nie ujawnia, czy przyznaje się do winy. Wiadomo jednak, że M. jest w trakcie odsiadywania kary za gwałty.
Prokuratura: wiele czynności przed nami
To nie koniec śledztwa. - Wiele czynności jeszcze przed nami - podkreśla Tomankiewicz. A pełnomocniczka działania śledczych ocenia jako satysfakcjonujące. - Mamy nadzieję, że ambicją prokuratury i policji będzie doprowadzenie tej sprawy do końca - mówi Szymecka.
Bo sprawców było więcej niż dwóch.
Do zbrodni doszło w Miłoszycach:
Autor: tam/jb / Źródło: Gazeta Wrocławska, Radio Wrocław, Superwizjer, TVN24 Wrocław