Ciało 54-latka było już w drodze do krematorium, kiedy policja otrzymała dowód, że nie zmarł on śmiercią naturalną. Mężczyzna został zamordowany, a zarzut zabójstwa usłyszał już jego syn. Został tymczasowo aresztowany, do winy się nie przyznał.
W czwartkowy poranek, 24 maja, na świdnicką policję zadzwoniła kobieta podająca się za siostrę zmarłego mężczyzny. Powiedziała, że tego dnia w Jeleniej Górze mają skremować zwłoki brata. Prosiła o szybką interwencję. Według niej został on zamordowany przez bratanka. Kobieta miała dowody.
- Składając taką relację, powołała się na zeznania świadków, jak również na treść nagranej rozmowy telefonicznej - mówi Marek Rusin, prokurator rejonowy w Świdnicy.
Policjanci skontaktowali się z zakładem pogrzebowym, a także krematorium, gdzie miało dojść do spalenia zwłok. Kilka minut później nie byłoby już kluczowego dowodu w sprawie zabójstwa.
Ciało 54-latka zostało zabezpieczone i przewiezione do Świdnicy. Zaczęło się wyjaśnianie, jak doszło do zbrodni, która niemal stała się doskonała.
Obrażenia wewnętrzne
Lekarz medycyny sądowej, który przeprowadził sekcję zwłok, stwierdził u denata obrażenia wewnętrzne, które mogły wskazywać na udział osób trzecich.
- W szczególności ujawnił on rozdęte płuca, jak również krwiak podpajęczynówkowy, które jego zdaniem mogły świadczyć, że wobec mężczyzny była używana przemoc oraz że mógł być duszony - zaznacza prokurator Rusin.
Do sprawy zatrzymano 28-letniego Mariusza W., syna ofiary. Śledczy ustalili, że bił ojca pięściami po głowie, co doprowadziło do wylewu krwi do komór mózgu. Potem miał dusić go poduszką. Stąd rozedma płuc. W. usłyszał zarzut zabójstwa ojca, do którego się nie przyznał.
Mężczyzna wyjaśniał, że w nocy z 22 na 23 maja pokłócił się z ojcem, miało pójść o papierosy. 54-latek - według słów syna - miał być agresywny i go wyzywać. W odpowiedzi na to syn kilka razy uderzył go w głowę. Przyznał się również, że dociskał jego głowę do łóżka, ale zaprzeczył, żeby miał używać przy tym poduszki. Na jego niekorzyść działają jednak zeznania świadków, którym miał mówić wcześniej o duszeniu poduszką.
No i jest jeszcze wspomniana już wcześniej rozmowa telefoniczna. Po zdarzeniu 28-latek zadzwonił do kolegi i przyznał się, że zabił swojego ojca. Kolega nagrał tę rozmowę, nagranie przekazał siostrze denata, a kobieta natomiast przekazała ją policji. Gdyby nie to, ciało zapewne zostałoby skremowane.
Zacieranie śladów?
Pojawia się pytanie, jak to się w ogóle stało, że lekarz, który stwierdzał zgon 54-latka, ocenił, że zmarł on z przyczyn naturalnych. Podejrzany wyjaśniał, że po ujawnieniu zwłok ojca dzwonił pod numer 112. Pogotowie miało mu odmówić przyjazdu i skierować do lekarza rodzinnego.
- Lekarz przybył do mieszkania, obejrzał zwłoki, po czym wystawił kartę zgonu. Wynika z niej, że przyczyna zgonu jest nieznana, natomiast brak w tym przypadku działania osób trzecich - mówi prokurator Marek Rusin.
Opinia lekarska będzie weryfikowana, ale to nie jedyny wątek, który budzi podejrzenia śledczych. Zwłoki mężczyzny miały zostać skremowane już po 24 godzinach od jego śmierci.
- To obliguje nas do prowadzenia postępowania również w kierunku poplecznictwa. Będziemy chcieli ustalić, czy tak szybka kremacja nie była jednym z elementów zmierzającym do zatarcia śladów przestępstwa - dodaje Rusin.
Wielotorowe śledztwo
Niezależnie od tego prokuratura prowadzi czynności w kierunku niezawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Jeśli ktoś posiada wiarygodne informacje o najcięższych przestępstwach (do których zabójstwo rzecz jasna należy) i nie zawiadamia odpowiednich służb, może mieć kłopoty. Grozi za to nawet do trzech lat więzienia.
Podejrzanemu o zabójstwo Mariuszowi W. grozi dożywocie. Został tymczasowo aresztowany.
Do zdarzenia doszło w Świdnicy:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock