Ruszył proces Serhija S., który na zlecenie rosyjskich służb wywiadowczych miał planować podpalenia fabryki we Wrocławiu. Wcześniej Sąd Okręgowy we Wrocławiu nie zgodził się na dobrowolne poddanie się karze przez oskarżonego. Wyrok ma zostać ogłoszony za dwa tygodnie. Prokurator chce pięciu lat więzienia, obrona uniewinnienia.
Serhij S., 51-letni obywatel Ukrainy, na zlecenie rosyjskich służb wywiadowczych miał przygotowywać się do działań dywersyjnych i sabotażowych. Został zatrzymany 31 stycznia 2024 roku we Wrocławiu przez funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Postawiono mu zarzuty m.in. dotyczące przygotowywania podpaleń różnych obiektów we Wrocławiu. S. początkowo do zarzutów szpiegostwa, dywersji i udziału w grupie przestępczej się nie przyznał, ale odpowiadał na pytania prokuratora.
W sprawie pojawił się wątek internauty "Aleksieja", z którym Serhij S. miał nawiązać kontakt po inwazji Rosji na Ukrainę. Mężczyzna posługiwał się na komunikatorze Telegram nickiem "Lucky Strike". Jak informuje "Wyborcza", pisał Serhijowi, że jest z Kijowa i prowadzi firmę budowlaną. Ich kontakt się urwał, kiedy Serhij wyjechał do Niemiec. W listopadzie zeszłego roku "Lucky Strike" zaproponował mu spotkanie na Litwie lub Łotwie. Ostatecznie umówili się w styczniu we Wrocławiu.
Wyjaśnienia oskarżonego
Według ABW, obywatel Ukrainy, działając na zlecenie rosyjskich służb specjalnych, planował podpalenia obiektów na terenie Wrocławia, które znajdują się w bliskiej odległości elementów infrastruktury o znaczeniu strategicznym.
Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", "chodziło o fabrykę farb przy ul. Kwidzyńskiej we Wrocławiu".
W trakcie zatrzymania i przeszukania bagażu Serhija S. funkcjonariuszom udało się znaleźć, jak podano, dowody planowanego przestępstwa.
W jego bagażu - jak podaje "Wyborcza" - znaleziono: dwa opakowania podpałki do grilla; dwie butelki po soku wypełnione płynem (okazało się, że to także podpałka do grilla, tyle że w innej postaci); w telefonie książkę E. V. Melnykova "Nowoczesna pirotechnika"; instrukcję dla Ukraińców chcących wspierać rosyjską inwazję; filmy pokazujące, jak w batoniku ukryć detonatory do ładunków wybuchowych, jak wykonać ładunek wybuchowy, jak obchodzić się z miną wojskową i dotyczące walki wręcz; nagrania pożarów i wybuchów oraz nagranie z Google Street View z Nowego Jorku.
Na piątkowej rozprawie sąd odczytał wyjaśnienia oskarżonego Serhija S. "Zapytałem, co to za konkretna propozycja - powiedział, że mi powie, jak przyjadę. Po jednym, dwóch dniach zamówiliśmy przez Internet we Flixbusie bilet na trasę Wrocław-Frankfurt. To był bilet w jedną stronę, po zakupie napisałem mu, że mam już bilet. Pierwotnie nasze spotkanie miało być 27 stycznia 2024 roku, ale zostało przez niego przełożone na 28 stycznia. Mieliśmy się spotkać, po wynajęciu przez niego jakiegoś hotelu. Miejsce tego spotkania nie było konkretnie wskazane. Opłaciłem hostel we Wrocławiu na trzy dni, po tym postanowiłem sobie pozwiedzać i pospacerować. (...) Żeby kupić bilet powrotny zdecydowałem na środę rano, napisałem do żony, żeby kupiła bilet, żona kupiła. Nie zobaczyłem się z Aleksiejem, nie powiedział mi, dlaczego nie przyjedzie. Powiedział, że ma jakieś problemy, ale sobie z nimi poradzi. Nie jesteśmy na tyle blisko, aby mi o tym mówił. Pierwotnie zgodziłem się na ten wyjazd (...) zdecydowałem, że pojadę, bo mnie czeka ciekawa propozycja" - sędzia Marcin Walczak odczytał wyjaśnienia oskarżonego Serhija S.
Choć wspomniany "Aleksiej" nie dotarł na spotkanie z S., przez serwis Telegram prosił o zdjęcia marketów budowlanych, a także sprawdzenie, czy na parkingach nie ma samochodów na ukraińskich numerach rejestracyjnych, aż wreszcie o podpalenie czegoś, np. jednego z takich obiektów. Mężczyzna miał dostać 2000 dolarów z góry, a po akcji kolejne 2000.
Serhij próbował przekonywać śledczych, że przygotowywał się do oszukania "Aleksieja" i prosił żonę, żeby zrobiła zdjęcia spalonej szopy w miasteczku w Niemczech, w którym mieszkali.
Podejrzany przyznał, że w sprawie objętej aktem oskarżenia motywacją jego działań była finansowa korzyść, dlatego poprzez komunikator internetowy przyjął zlecenie na podłożenie ognia pod budynki fabryczne lub markety budowlane we Wrocławiu. Zapewniał, że nie miał zamiaru ich faktycznie dokonać, a chciał oszukać zleceniodawcę, który miał najpierw przelać na kartę 2000 dolarów zaliczki. S. twierdził, że zleceniodawca z komunikatora o imieniu "Aleksiej" najpierw proponował mu pracę, dlatego nawiązali kontakt.
Na pytanie sądu, dlaczego przebywając we Wrocławiu pięć dni fotografował podwórka za budowlanymi marketami, odpowiedział, że prosił go o to zleceniodawca podpalenia. Twierdził, że film z instruktażem pirotechnicznym znaleziony na jego telefonie ściągnięty został bez jego wiedzy - na skutek korzystania z internetu, a dokładniej z komunikatora Telegram.
Zeznająca jako świadek żona oskarżonego podtrzymała swej zeznania ze śledztwa. Wyjaśniała, że to ona kupiła telefon mężowymi w Odessie i przywiozła go do Niemiec. Dodała, że gdy dla sprawdzenia uruchomiła komórkę to nie widziała na nim plików o pirotechnice i instrukcji, jak postępować w ramach oporu wobec wojsk ukraińskich.
Przyznała, że gdy mąż został zatrzymany w Polsce przez ABW, to na komunikatorze internetowym pytali o niego osoby o nickach "Aleksiej" i "Lucky Strike".
Prokurator chce kary pięciu lat więzienia
Prokurator Marcin Kucharski z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej we Wrocławiu w mowie końcowej zażądał dla S. kary łącznej pięciu lat więzienia, podkreślając, że choć mówimy tylko o przygotowaniach do aktu dywersji, to jednak ta sprawa pokazuje, że nie doszło do tego czynu tylko dlatego, iż skutecznie interweniowały polskie służby. Zdaniem oskarżenia dowody rzeczowe w tym dane z telefonu, nagrania z monitoringu, są niepodważalne.
Obrona twierdziła, że oskarżony nie chciał podpalać i nie jest agentem, bo jeśli byłby nim, to przygotowałby się do aktu dywersji znacznie lepiej - niż kupując podpałkę do grilla i paliwo do biokominka. Tym chciał się tylko uwiarygodnić przed zleceniodawcą, by go oszukać. Zdaniem obrony, oskarżony nie tylko nie podpalił, ale został zatrzymany na dworcu na kwadrans przed odjazdem autobusu, czyli jego wersja jest wiarygodna. Obrona wniosła o uniewinnienie.
Wyrok ma zostać ogłoszony 21 lutego.
Chciał się poddać karze
W październiku wrocławski sąd odrzucił wniosek prokuratury o skazanie oskarżonego bez przeprowadzania rozprawy i poddanie się dobrowolnie karze trzech lat bezwzględnego więzienia. Wtedy sąd zdecydował, że wobec Serhija S. zostanie przeprowadzony cały przewód sądowy.
Podejrzanemu grozi kara pozbawienia wolności do 12 lat.
Tydzień po zatrzymaniu Serhiego S. "Lucky Strike" na Telegramie oferował 5000 dolarów za spalenie tego samego centrum z farbami we Wrocławiu.
Serhij S. nie jest jedyny
"S. na początku wojny wyjechał z Ukrainy. W swoich wyjaśnieniach powiedział, że nie chciał brać udziału w konflikcie zbrojnym. Motywacja jego działań, związanych z postawionymi mu zarzutami, była finansowa" – przekazała prokuratura..
Pod koniec maja Prokuratura Krajowa poinformowała, że trzy inne osoby usłyszały zarzuty w tej sprawie – obywatel Polski i dwóch Białorusinów. Są oni podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, mającej na celu prowadzenie działalności na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczpospolitej Polskiej oraz branie udziału w działalności wywiadu rosyjskiego i podejmowanie w zamian za obietnicę uzyskania korzyści majątkowych działań dywersyjnych i sabotażowych na terenie Polski. Prokuratura podała wówczas, że mężczyźni są podejrzani o "dokonywanie podpaleń obiektów w różnych częściach kraju". Przybywają w tymczasowym areszcie i grozi im dożywocie.
Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Maciej Kulczyński