Do aktu wandalizmu doszło w Tworzyjanowie pod Sobótką. Ktoś wszedł na teren pasieki i zdjął daszki, nadstawki, ocieplenie oraz filc izolacyjny z 37 uli. Było to podczas ostatniego ataku zimy. Właściciel pasieki, pan Jan Kowalczyk, zauważył to dopiero kilka dni później.
37 rodzin pszczelich odsłoniętych mróz
"To nie była kradzież. To nie było stado dzików ani wichura. To był wyrok. Ktoś wszedł na teren pasieki, sprawdził, gdzie zimują rodziny pszczele, a potem zostawił je całkowicie odsłonięte na mrozie. Na puste ule kładł daszki z powrotem. Ale tam, gdzie były pszczoły - wydawał na nie wyrok śmierci przez zamarznięcie. 37 silnych, wyleczonych, zakarmionych na zimę rodzin" - informują pszczelarze.
Straty są duże. Odbudowa rodzin pszczelich zajmie co najmniej dwa lata ciężkiej pracy. Wartość materialna to około 18,5 tys. zł, ale dla właściciela to przede wszystkim cios w wieloletnią pasję.
"Dla mojego taty pszczelarstwo to nie biznes" - podkreśla syn właściciela pasieki. I dodaje: to pasjonat, który przy każdej możliwej okazji sprawdza ule, a o każdą chorą rodzinę walczy, tworząc ziołowe lekarstwa.
Atak na pszczoły to atak na nas wszystkich
Sprawa została zgłoszona na policję. Pszczelarz i jego rodzina apelują o pomoc.
"Sprawa jest zgłoszona na policję. Ale pszczołom to życia nie wróci. W cywilizowanym świecie nie ma miejsca na takie bestialstwo. To nie jest tylko atak na pszczelarza - to zamach na nas wszystkich. Bez pszczół nie ma rolnictwa, nie ma natury, nie ma nas" - podkreślają.
Osoby, które chcą wesprzeć odbudowę pasieki, mogą skontaktować się z rodziną.
Autorka/Autor: SK/gp
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Ktoś otworzył 37 uli w Tworzyjanowie