Farby, lakiery, rozpuszczalniki w tysiącach beczkach na terenie Głogowa na Dolnym Śląsku. Władze miasta od pięciu lat próbują zainteresować bombą ekologiczną organy państwowe, ale bez skutku. Miasta nie stać na likwidację składowiska, którego twórcy zostali już skazani.
3400 ton niebezpiecznych odpadów w tysiącach beczek i mauserów zalega na nielegalnym składowisku przy ulicy Południowej w Głogowie. To substancje ropopochodne, rozpuszczalniki, pozostałości po produkcji farb. Taka sytuacja trwa już pięć lat. W kwietniu tego roku Sąd Rejonowy w Głogowie skazał organizatorów nielegalnego składowiska na kary od ośmiu miesięcy do sześciu lat więzienia.
Czytaj też: Brakuje pieniędzy, skuteczności i komunikacji. Najwyższa Izba Kontroli o bezradności wobec dzikich wysypisk.
Nie było zgody, ale jest odpowiedzialność
Władze miasta nie wydawały żadnej zgody na składowanie niebezpiecznych substancji. Od marca 2017 roku pojemniki z odpadami z innego nielegalnego składowiska w pobliskim Jakubowie, które zresztą niedługo potem spłonęło, wywożono na działkę przy ulicy Południowej w Głogowie.
Historie obu tych składowisk są identyczne – właściciel firmy Janusz G. ubiegał się o pozwolenie na zbieranie odpadów, ale takiej zgody nie otrzymał, ale mimo to składował tam chemikalia. Całą logistyką zajmował się jego syn Jarosław G.
- Ten proceder ma charakter mafijny. Tu pokazano wierzchołek góry lodowej. Panów, którzy mają nielegalne składowiska w iluś miejscach na Dolnym Śląsku. Przywieźli beczki toksycznych odpadów, zarobili pieniądze, nie wiadomo jakie, a samorządy zostają z tym problemem – komentuje Radosław Gawlik, ekolog i były wiceminister środowiska w rządzie Jerzego Buzka. Dodaje, że w przypadku Głogowa koszt utylizacji tych odpadów szacowany jest na około 50 milionów złotych.
Gorący kartofel
Miasto nie ma takich pieniędzy. Wojciech Borecki, zastępca prezydenta Głogowa, tłumaczy, że zwracali się do wielu organów państwowych z prośbą o pomoc w likwidacji tego składowiska. Bezskutecznie. Reporterowi TVN24 Wrocław Tomaszowi Mildynowi pokazał pięć grubych segregatorów z wszystkimi pismami wysłanymi w tej sprawie, między innymi do resortu środowiska, Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska.
– Pojawiały się obietnice wywozu, utylizacji tych odpadów. Generalnie załatwienia problemu, w jakim znalazło się nasze miasto – mówi nam Borecki. Niestety do dziś skończyło się jedynie na obietnicach, a odpowiedzialność za toksyczną bombę ma być przerzucana między państwowymi instytucjami.
Tymczasem miasto najpierw zatrudniło firmę ochroniarską, która miała pilnować terenu, a teraz są tam zamontowane kamery podłączone do systemu miejskiego monitoringu. Za wszystkie te działania zapłacił Głogów z własnego budżetu.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Nielegalne składowiska, a na nich tysiące pojemników z chemikaliami. Dziennikarze TVN24 prześwietlili proceder obrotu nielegalnymi odpadami
Zagrożenie katastrofą
Włodarze alarmują, że nielegalne składowisko znajduje się w pobliżu huty miedzi i Odry, co stwarza realne zagrożenie dla środowiska w przypadku wybuchu pożaru. Problem nie jest lokalny, tylko ogólnopolski – dodaje wiceprezydent.
NFOŚiGW przekazał nam w piątek, że "Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w prowadzonej korespondencji kilkakrotnie informował samorząd miasta Głogowa o potencjalnych możliwościach i warunkach dofinansowania usunięcia odpadów magazynowanych nielegalnie przy ul. Południowej w Głogowie". Fundusz ma oczekiwać na wniosek miasta w tej sprawie. Obecnie jednak oferuje partycypację w procesie utylizacji na poziomie około 25 procent kosztów, które są szacowane na 50 milionów złotych. Miasto musiałoby więc wyłożyć blisko 40 milionów, a takich pieniędzy w budżecie nie ma. Dlatego prezydent nie występuje z wnioskiem.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24