Nie wiadomo, kiedy i do której placówki pójdzie około setka uczniów ze szkoły podstawowej w Sosnówce na Dolnym Śląsku. Wójt gminy Podgórzyn, na dzień przed początkiem roku szkolnego, wydał decyzję o przeniesieniu zajęć do szkoły w sąsiedniej miejscowości. Rodzice na takie rozwiązanie się nie godzą i w ramach protestu okupują budynek. Po ich stronie jest zarówno kuratorium, jak i ministerstwo edukacji. Spór jednak na razie nie został rozwiązany.
Wójt oparł się na decyzji straży pożarnej, według której budynek nie spełnia norm przeciwpożarowych. Chodzi o wykonanie wewnętrznej sieci hydrantowej w obiekcie i zbudowanie zbiorników przeciwpożarowych nieopodal szkoły. Tyle że decyzja ta nie była jednoznaczna z zakazem eksploatacji budynku, co wyraźnie w niej zaznaczono.
Oburzeni rodzice rozpoczęli strajk okupacyjny. Nie zgadzają się z decyzją wójta. Uważają ją za bezprawną. Proponowany przez włodarza gminy system oznaczałby, że w szkole w Podgórzynie, gdzie uczy się już około 400 uczniów, doszłaby kolejna setka z Sosnówki. Już teraz jest tam tłoczno. Jeszcze większa liczba uczniów skutkowałaby prawdopodobnie systemem dwuzmianowym. Niektórzy musieliby przychodzić na popołudnie. Do tego dochodzi jeszcze kwestia koronawirusa. Uczniowie i ich rodzice nadal żyją w niewiedzy.
W oczekiwaniu na decyzję wójta
- Czekamy na to, co zrobi pan wójt, czy wycofa się ze swojej decyzji. Był pan kurator, powiedział, że będzie mediatorem w naszej sprawie. Chcemy, żeby dzieci jak najszybciej wróciły do szkoły. Zaczął się już rok szkolny - mówi Robert Plewa, przewodniczący rady rodziców.
Plewa zwraca uwagę, że wiele dzieci ma zajęcia pozalekcyjne. Dwuzmianowy system nauki kompletnie dezorganizowałby życie.
- Szkoła jest odnowiona po remoncie. Korytarze są obszerne, klasy są bardzo duże. Mamy piękną salę gimnastyczną. Szkoła jest dobrze wyposażona. Taką szkołą możemy się wszędzie chwalić. Wszystko mamy. Nie rozumiemy, dlaczego wójt chce taką szkołę zamknąć - dodaje przewodniczący.
Na miejscu był w środę dolnośląski wicekurator oświaty. Jak mówi Janusz Wrzal, "nie było podstaw, nie było powodów, aby szkoła od września pracy nie mogła rozpocząć".
- Wójt postanowił doprowadzić do likwidacji metodą faktów dokonanych, po prostu nie zatwierdził arkusza organizacyjnego na nowy rok szkolny, uznając to za wystarczającą postawę do dalszych działań. Odwołał panią dyrektor, najpierw zwolnił ją z pracy. Naszym zdaniem prawo mu na to nie pozwala, ale to rozstrzygnie sąd, bo akurat ta sprawa leży poza kompetencjami kuratorium. Do nas należy kwestia arkusza organizacyjnego. Projekt arkusza złożony przez panią dyrektor został przez wizytatora kuratorium zaopiniowany - mówi Wrzal.
Problemem brak pieniędzy
Reporter TVN24 rozmawiał w czwartek z wójtem Kalatą, który wprost przyznał, że próby likwidacji szkoły (ta ostatnia jest trzecią) podejmował ze względów finansowych.
- W sytuacji, kiedy dzieje się to, co się dzieje teraz, idą kolejne podwyżki dla nauczycieli, to wszystko bardzo mocno uderza w nasze finanse. A możliwości mamy ograniczone. Do wszystkich szkół wnioskowałem o to, aby wprowadziły oszczędności. Aby arkusze były sporządzone w formie pozwalającej przetrwać ten trudny okres. Wtedy też określiłem pierwszy raz, że nie zatwierdzę arkusza dwóm placówkom, bo nie mogłem dojść do porozumienia z dyrektorami - mówi Mirosław Kalata.
Wójt twierdzi, że wszystkie jego prośby nie zostały uwzględnione przez dyrektorkę szkoły w Sosnówce.
Jak na razie sytuacja jest patowa. Ministerstwo Edukacji Narodowej zapewnia, że jest po stronie rodziców i dzieci i przygląda się sprawie. Rodzice liczą na pomoc wojewody. Kiedy dzieci pójdą do szkoły i do której? Tego na razie nie wiadomo.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław