Wrocławianka kilka miesięcy temu wyruszyła w podróż, którą w środę zakończyła na Biegunie Południowym. Przeszła ponad 1200 kilometrów. Tym sposobem została pierwszą Polką, która dotarła tam po samotnym marszu. - Życie jest piękne. Naprawdę było warto - przekazała Małgorzata Wojtaczka. Materiał "Faktów w Południe".
Ostatnią dobę swojej podróży Małgorzata Wojtaczka spędziła na ciągłym marszu. Od 69 dni samotnie pokonywała Antarktydę, by zostać pierwszą Polką, która w pojedynkę i bez żadnego wsparcia z zewnątrz zdobędzie Biegun Południowy. Udało się. - Życie jest piękne. Warto było. Droga jest ważna, ale cieszę się, że dotarłam do celu - przekazała Wojtaczka Tomaszowi Kanikowi, reporterowi TVN24. Kobieta pokonała ponad 1200 kilometrów. W ostatniej dobie walczyła nie tylko ze zmęczeniem, ale też temperaturą, która osiągnęła minus 34 stopnie Celsjusza.
"Śnieg wyciska ze mnie siódme poty"
- Od tygodni "tępy" śnieg bez poślizgu wyciska ze mnie siódme poty. Czuję się jakbym ciągnęła po żwirze dwie ciężkie opony od traktora, każda po 50 kg. Dzień w dzień po kilkanaście km. Ale wiem, że muszę się śpieszyć, bo już za kilka dni zamyka się już sezon - relacjonowała kilka dni temu Wojtaczka, która ponad 2 miesiące temu wyruszyła w samotną wyprawę antarktyczną. Cel miała jeden: samotnie i bez asysty dotrzeć do Bieguna Południowego. Tym sposobem może zostać pierwszą Polką, której się to uda.
Czasu i jedzenia było coraz mniej
Przed panią Małgorzatą piętrzyły się problemy. Temperatury były coraz niższe, wzmagał się też huraganowy wiatr, który utrudniał marsz. A czasu było coraz mniej, bo wraz z końcem sezonu likwidowana jest amerykańska baza antarktyczna. Istniało ryzyko, że jeśli pani Małgorzata nie dojdzie do celu, to zostanie zabrana z drogi. Wtedy jednak nie osiągnęłaby tego co zamierzała. Spała coraz krócej, by jak najwięcej czasu spędzić na marszu. Jadła też coraz mniej, bo kończyły się jej zapasy. Pomóc chcieli Amerykanie, którzy proponowali zrzut żywności. Na to jednak pani Małgorzata się nie zgodziła, bo to oznaczałoby, że otrzymała wsparcie, a założyła, że poradzi sobie bez niego.
Co teraz? Zgodnie z planem Wojtaczka wraz z ostatnimi pracownikami bazy zostanie przetransportowana samolotem do centrum ALE "UNION GLACIER" w okolicy Masywu Vinsona, najwyższej góry Antarktydy. W ciągu doby ma stamtąd odlecieć do Chile.
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: samotnienabiegun.pl