Sąd Apelacyjny we Wrocławiu przyznał rację matematyczce z Krapkowic (woj. opolskie), która kilka lat temu ściągnęła ze ściany krzyż wiszący w pokoju nauczycielskim. Kobieta oskarżyła szefostwo szkoły o dyskryminację ze względu na bezwyznaniowość.
We wrześniu 2016 roku sąd stanął po stronie Grażyny Juszczyk, nauczycielki z Krapkowic. Potwierdził, że była dyskryminowana ze względu na swoje poglądy. Zgodnie z decyzją sądu kobieta miała otrzymać 5 tys. złotych odszkodowania i przeprosiny w lokalnych mediach. Nauczycielka mówiła o satysfakcji, ale wyrok był nieprawomocny. Odwołała się od niego dyrekcja szkoły. Do sprawy postanowiła też włączyć się prokuratura. Czytaj więcej na ten temat
We wtorek sąd oddalił apelację prokuratora i Zespołu Szkół Sportowych nr 1 w Krapkowicach. - Sąd podziela ustalenia oraz rozważania Sądu Okręgowego w Opolu. W ocenie sądu działania strony pozwanej nie doprowadziły do załagodzenie sporu. Wręcz przeciwnie, doprowadziły do jego eskalacji - ogłosiła sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu Monika Kiwiorska-Pająk. I przypomniała, że dyrekcja szkoły często powoływała się na prawo do "takiego, a nie innego zachowania". Argumentować miała to tym, że takie było zdanie większości. - Jednak przepisy kodeksu pracy służą ochronie mniejszości, tej, która postępuje odmiennie. Nawet jeśli większość zachowuje się w sposób zgodny z prawem - podkreślała sędzia.
"Brak dowodów" kontra brak wątpliwości
Jednak zdaniem prokuratury, która do sprawy włączyła się po wyroku sądu pierwszej instancji, "zebrany w sprawie materiał dowodowy nie stanowi podstawy do przyjęcia, że powódka była obiektem oddziaływania, które może być ocenione jako dyskryminacja". - Brak też dowodów na to, że jej warunki pracy różniły się niekorzystnie od innych nauczycieli - mówiła prokurator obecna na sali rozpraw. Obecni na posiedzeniu sądu byli też przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Rzecznika Praw Obywatelskich. W obronie nauczycielki Grażyny Juszczyk stawiła się również przedstawicielka Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
Decyzja sądu oznacza, że Juszczyk otrzyma 5 tys. złotych odszkodowania, a także oficjalne przeprosiny, umieszczone w prasie, ze strony dyrekcji szkoły. Komentować wyroku nie chciała ani prokuratura, ani pełnomocnik szkoły.
Natomiast pełnomocnik nauczycielki nie ukrywał zadowolenia z rozstrzygnięcia. - Chcieliśmy, aby wyrok sądu pierwszej instancji został utrzymany w mocy. I tak się stało. W tym procesie nie powinno być prokuratury. Argumenty podnoszone w apelacji były chybione - stwierdził Daniel Skorupa, pełnomocnik Grażyny Juszczyk. Co na to główna zainteresowana? - Czuję przede wszystkim ulgę, bo ta sprawa trwała ponad 3 lata. Zależało mi na tym, by osoby które zeznawały w trakcie procesu, uświadomiły sobie, że postępowały niewłaściwie i z własnej, nieprzymuszonej woli mnie przeproszą. Do tego nie doszło i jest mi z tego powodu bardzo przykro - przyznała nauczycielka.
Zdjęła krzyż i zaczęła się burza
Sprawa ma swój początek w 2013 roku. Grażyna Juszczyk, nauczycielka matematyki z ponad 30-letnim stażem, zdjęła krzyż ze ściany pokoju nauczycielskiego w państwowej szkole, w której uczyła i uczy do dziś.
- Zdjęłam go normalnie w czasie godzin pracy. Miałam okienko i podstawiłam sobie krzesełko, zdjęłam krzyż, odłożyłam go na szafę - relacjonowała kobieta.
Krzyża ze ściany nie zdjęła w tajemnicy. W pokoju nauczycielskim znajdowały się wówczas inne osoby. Jednak brak krzyża dyrekcja zauważyła dopiero po kilku tygodniach. Wtedy postanowiła zareagować. Zwołano zebranie. - Wkroczyła pani dyrektor i rozpoczęła swoje przemówienie. Zaczęła mówić, że wiemy już, kto ośmielił się zdjąć krzyż, że chrześcijanie już nie mają odwagi bronić swoich symboli - mówiła w 2014 roku kobieta.
To miało zachęcić pozostałych nauczycieli do działania. Do dyrekcji zaczęły spływać donosy na Juszczyk. Na korytarzach miało rozpocząć się szeptanie i obgadywanie. Kobieta twierdziła, że czuła się upokorzona. To, co zrobiła, miało skutkować przedstawianiem jej jako osoby niemoralnej. W końcu zorganizowano referendum w sprawie krzyża. Efekt? Ponad 90 proc. nauczycieli opowiedziało się za powrotem krucyfiksu na ścianę.
Sprawa w sądzie pracy
- Na postępowanie dyrektorki skarżyłam się burmistrzowi, radnym, kuratorium i wojewodzie. Wszyscy uważali, że wszystko jest w porządku. Mimo że było to postępowanie niesprawiedliwe i krzywdzące mnie - komentowała nauczycielka. Dlatego sprawę skierowała do sądu pracy. I oskarżyła dyrektorkę o dyskryminację ze względu na bezwyznaniowość. Powołała się też na artykuł kodeksu pracy, dotyczący molestowania psychicznego.
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław