27-letnia Amerykanka dowiedziała się o tym, że przed laty została adoptowana. Tropy miały prowadzić do Polski lub na Ukrainę. Kobieta rozpoczęła poszukiwania w internecie i tak trafiła na informację o zaginionej przed laty kilkunastomiesięcznej Monice z Legnicy. W pomoc kobiecie włączyła się facebookowa grupa "Zaginęła/ Zaginął Cała Polska". Po pierwszym kontakcie o dalsze kroki zapytano polską policję. - Chcieliśmy dowiedzieć się, co zrobić w takiej sytuacji. Okazało się, że dziewczyna powinna zgłosić się do miejscowej policji - relacjonuje Ewelina Malinowska, założycielka grupy. Amerykanka tak też zrobiła. Tamtejsza policja sprawę przekazała do Interpolu, a ten skontaktował się z policją w Legnicy.
Czekają na próbki z USA
Od tej pory - jak mówi Jagoda Ekiert z policji w Legnicy - funkcjonariusze są w kontakcie z Amerykanką. Wszyscy czekają, co przyniesie wynik badań genetycznych. - Jest wiele przesłanek mówiących o tym, że dziewczyna poszukująca swojej rodziny może być zaginioną Moniką z Legnicy. Jednak te przesłanki to nie wszystko. Nie zgadza się tu między innymi wiek i data urodzenia, co może wynikać ze sfałszowanych dokumentów dziecka. Rozstrzygające będzie badanie genetyczne, które potwierdzi lub wykluczy pokrewieństwo - podkreślała założycielka grupy "Zaginęła/Zaginął Cała Polska". Gdy o sprawie ponownie, po latach, stało się głośno, policja informowała, że na początku czerwca pobrane zostaną próbki od matki zaginionego dziecka. Jednak teraz okazuje się, że nie będzie to konieczne. - Początkowo rzeczywiście otrzymaliśmy informację, że będzie trzeba jeszcze raz pobrać wymazy od rodziny. Jednak okazało się, że w 2015 roku materiał genetyczny od bliskich zaginionej dziewczynki był pobrany ponownie i jest wystarczający do przeprowadzenia badań porównawczych - wyjaśnia Ekiert. I zastrzega: - Gdyby okazało się, że tak nie jest, zostanie on pobrany ponownie. Na razie jednak sprawa stanęła w miejscu, bo strona polska czeka na materiał genetyczny Amerykanki. - Czekamy, aż próbki zostaną pobrane, a wyodrębniony profil genetyczny zostanie do nas przesłany - mówi policjantka. I dodaje, że to właśnie w Polsce, w jednym z laboratoriów, DNA kobiet zostanie przebadane i porównane. Dopiero wyniki tych badań dadzą odpowiedź na pytanie, czy 27-latka to poszukiwana od lat Monika z Legnicy. OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>> Wiadomo, że 27-latka i matka zaginionej dziewczynki kontaktują się ze sobą jedynie za pośrednictwem redaktorek facebookowej grupy. Kobiety wymieniły się też fotografiami.
Ojciec skazany za uprowadzenie i sprzedaż córki
Dziewczynka zniknęła 16 lipca 1994 roku. Tego dnia dziecko gorączkowało i było pod opieką dziadków, bo ojciec Moniki nalegał, by matka spotkała się z koleżanką. Dziadkowie zabrali wnuczkę do lekarza. Później poszli do apteki, by zrealizować receptę. Zostawili dziewczynkę pod opieką ojca, którego chwilę wcześniej spotkali na jednej z ulic. Nie wiedzieli, że po wyjściu z apteki już nie zobaczą dziewczynki. Ojciec z córką zapadli się pod ziemię. Rodzina i policja szukali ojca i małej Moniki. Przez kilka lat bezskutecznie. Mężczyzna nie dawał znaku życia. Jednak stał się głównym podejrzanym w sprawie zaginięcia dziewczynki. Za Robertem B. wystawiono międzynarodowy list gończy. Zatrzymano go w 1998 roku na terenie Austrii. Przewieziono do Polski i początkowo tymczasowo aresztowano. Jednak po uchyleniu aresztu mężczyzna uciekł z kraju. I przez kolejnych kilka lat ponownie - pomimo wydania za nim listów gończych i Europejskiego Nakazu Aresztowania - był nieuchwytny. Do śledczych zgłosił się w końcu sam. Chciał wrócić do Polski, ale pod warunkiem otrzymania listu żelaznego. Ten gwarantował mu pozostanie na wolności do zapadnięcia wyroku sądu. Mężczyzna - za uprowadzenie i sprzedaż córki - odpowiadał z wolnej stopy. W trakcie procesu, który rozpoczął się w 2007 roku, do winy się nie przyznawał, choć wcześniej, w trakcie składania wyjaśnień w prokuraturze, przyznał, że sprzedał dziewczynkę za 20 milionów starych złotych. Jednak wersji tego, co się stało, ojciec Moniki przedstawiał kilka. Na przykład, że pojechał z córką do Czech, a dziecko zginęło w wypadku. Ostatecznie wszystko odwołał, zapewniając, że jest niewinny. Sąd skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Od wyroku złożył apelację, ale sprawę przegrał. A w 2010 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację. Do 2013 roku mężczyzna był jednak poszukiwany przez policję. Wszystko dlatego, że po sądowym wyroku ponownie wyjechał z Polski. Zatrzymano go siedem lat temu na terenie Austrii. Stamtąd przewieziono go do kraju i tu trafił za kraty. Wciąż odbywa karę. Do tej pory nie udało się ustalić, co tak naprawdę stało się z dziewczynką. Dziś, jeśli żyje, miałaby 27 lat.
Autorka/Autor: tam/ks
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock