W niewielkiej wsi na Opolszczyźnie biszkoptowy pies w typie labradora gasł w oczach, bez dostępu do jedzenia, wody, na stałe przywiązany łańcuchem. Jak relacjonują obrońcy praw zwierząt, kiedy przyszła pomoc, czworonóg był już praktycznie w stanie agonalnym - skrajnie wygłodzony, zapchlony, schorowany. Zwierzę - mimo udzielonej pomocy - nie przeżyło.
Zgłoszenie dotyczące psa otrzymali wolontariusze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu. W niedzielne popołudnie inspektorki udały się do miejscowości położonej w gminie Głogówek. Zwierzę - jak wynikało ze zgłoszenia - było doskonale widoczne z głównej drogi przebiegającej obok posesji. Jednak nikt jak dotąd nie zwracał na nie uwagi.
TOZ: pies w stanie agonalnym, bez dostępu do wody i pokarmu
- Osoba, która nas powiadomiła, dołączyła kilka zdjęć wykonanych z ulicy. Na miejscu nasze dziewczyny zastały psa w stanie agonalnym, z drgawkami, bez dostępu do wody i pokarmu. Około 50-letni właściciel tłumaczył, że pies jest stary i od jakiegoś czasu nie chciał jeść, więc mu tego jedzenia nie dawał. Mężczyzna nie był agresywny, czy wulgarny, ale w ogóle nie widział problemu, twierdził, że nic złego się nie dzieje - relacjonuje Dorota Jeleniewska, inspektor TOZ Opole.
Wolontariuszki chciały odebrać psa interwencyjnie, w asyście policji, ale patrol akurat był w tym czasie zajęty. Właściciel psa nie robił problemów i sam zrzekł się zwierzęcia.
- Tam pozostały jeszcze trzy inne psy, z czego jeden - w typie owczarka niemieckiego - w kojcu, dość chudy, z raną na zadzie, wyglądającą na odleżyny. Powiadomiliśmy urząd gminy, jej przedstawiciele zapowiedzieli, że w poniedziałek razem z policją pojawią się na tej posesji - dodaje Jeleniewska.
Ratunek przyszedł za późno
Ledwo żywy Baloo od razu w niedzielę trafił w ręce weterynarz Patrycji Krawiec. Rozpoczęła się walka z czasem. - Przyznaję, że dużo widziałam jako weterynarz, ale to był szok. Łzy mi poleciały. Taki pies w typie labradora powinien ważyć 30-35 kilogramów. Myśmy go postawiły na wadze. Wyszło 17 kilogramów. On nawet nie mógł samodzielnie ustać, trzeba było go wspierać, żeby utrzymał pozycję. Skrajna kacheksja, zaniki mięśniowe, ropny wypływ z nosa, oczy zaklejone ropą - wymienia lekarka.
- Do tego nowotwór jądra. Nieprawdopodobna ilość pcheł na całym ciele, poraniona łapa. Nie potrafię określić, kiedy pies ostatni raz dostał posiłek. Brak mi słów. Nie wiem, jak można chodzić codziennie obok tak schorowanego zwierzęcia i mu nie pomóc - podkreśla Krawiec.
Psu pobrano krew do badań. Te wskazywały na wyniszczenie organizmu, wygłodzenie, mocną niedokrwistość, stan zapalny, ale żadnej choroby ogólnoustrojowej nie stwierdzono. Weterynarz przyznaje, że myślała, aby poddać Baloo eutanazji. Jego stan nie rokował na poprawę. Ale bazując na swoich własnych doświadczeniach, stwierdziła, że da mu szansę.
- Mam obecnie psa, który trafił do mnie tylko w minimalnie lepszym stanie. Udało mi się go uratować, żyje teraz ze mną, zabieram go do pracy. Tak więc podałam Baloo malutki, lekkostrawny posiłek i on nawet zjadł. Do tego dwa antybiotyki. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, ale pomoc przyszła po prostu za późno. On już odchodził. Temperatura jego ciała była niższa o ponad jeden stopień niż dolna granica normy. Organizm się poddawał. W nocy z niedzieli na poniedziałek pies zmarł - mówi Patrycja Krawiec.
Trzy psy pozostają z właścicielem
Właściciel psa może ponieść konsekwencje. Zgodnie z zapowiedziami w poniedziałek rano przedstawiciele gminy w asyście policji wizytowali posesję, z której odebrano Baloo.
- Złożyliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w związku ze zgonem jednego z czterech psów znajdujących się na tej posesji. Nasze urzędniczki sprawdziły, w jakim stanie znajdują się pozostałe trzy. Wnioski po kontroli są takie, że zwierzęta są w zadowalającej kondycji i nie widać zagrożenia, jeśli chodzi o ich życie. Pozostają one z właścicielem, będziemy wspólnie z policją, w porozumieniu z TOZ-em, monitorować ich stan. Musimy bazować na obowiązujących przepisach, nie możemy zareagować inaczej i od tak zabrać zwierząt - mówi Jarosław Jurkowski, rzecznik urzędu gminy w Głogówku.
Dopytywaliśmy, kto i w jaki sposób ocenił stan psów, które pozostały na posesji. Czy w interwencji brał udział weterynarz?
Czytaj też: Odebrali 59 psów i siedem kotów z pseudohodowli. Rok temu na tej samej posesji mieli podobną interwencję
- Oceny dokonały nasze urzędniczki. To nie jest pierwsza kontrola dotycząca stanu zwierząt, jaką przeprowadzamy na terenie gminy. Pewne rzeczy można ocenić nawet nie będąc weterynarzem. Poza tym jeśli weterynarz brałby udział w interwencji, to na miejscu nie jest w stanie stwierdzić precyzyjnie, w jakim stanie jest pies - twierdzi Jurkowski.
Właściciel został zobowiązany przez gminę do odwiedzenia gabinetu weterynaryjnego z psem w typie owczarka niemieckiego. Rzecznik urzędu potwierdził, że wygląd zwierzęcia wskazuje na lekkie wychudzenie, pies ma też widoczną ranę na zadzie.
Andrzej Spyrka, rzecznik policji w Prudniku, przekazał, że funkcjonariusze przeprowadzili już pierwsze czynności w tej sprawie.
- Na tę chwilę prowadzimy czynności sprawdzające w kierunku artykułu 35. ustawy o ochronie zwierząt, w związku ze zgonem psa, za co grozi kara do trzech lat więzienia. Co do kondycji reszty zwierząt przebywających w gospodarstwie - trzech psów i 15 sztuk bydła - nie było większych zastrzeżeń. Psy nie miały jednak aktualnych szczepień i badań, w tej sprawie będziemy prowadzić odrębne czynności. Za to wykroczenie grozi kara grzywny - mówi policjant.
Czytaj też: Zgłosił, że widział, jak ktoś podrzucił skatowanego psa. Sam usłyszał zarzuty i trafił do aresztu
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TOZ Opole