Jadą do wypadku, ale nie mogą dojechać, bo przejazd blokują stojące na jezdni auta. Strażacy podejmują decyzję: biegniemy. Wysiadają z wozu i pędzą do zdarzenia. Przebiegli 400 metrów. - Ci ludzie pozamykali swoje samochody i poszli patrzeć, co się dzieje na drodze - denerwują się ratownicy i pokazują film z akcji.
Wypadek na dolnośląskim odcinku autostrady A4 koło Bolesławca. Kierowca busa, 38-letni mieszkaniec województwa małopolskiego, uderzył w tył jadącego przed nim tira. Mężczyzna zginął.
Nie mogli przejechać. Musieli biec
Służby do zdarzenia pędzą na sygnałach. Pokonują kolejne kilometry drogi. Część kierowców udostępnia im miejsce do przejazdu, tworząc tak zwany korytarz życia. Jednak część z przejazdu strażaków i policji zdaje sobie nic nie robić. Ich zachowanie widać na nagraniu z kamery umieszczonej w pojeździe strażaków ochotników z Czernej. W końcu wóz ratowników staje, a ci biegiem ruszają na pomoc.
- Tirowcy stanęli tak gęsto, że nie było możliwości zrobienia korytarza. Postanowiliśmy, że wychodzimy z samochodu i po prostu biegniemy. To są cenne sekundy - opisuje Marcin Kamiński z OSP w Czernej.
Strażacy do pokonania mieli 400 metrów. - Kierowcy ciężarówek zostawili samochody na lewym i prawym pasie. Pozamykali auta i poszli patrzeć, co się dzieje - denerwuje się Jarosław Śliwa, prezes OSP w Czernej. I dodaje: takie zachowanie to zagrożenie dla wszystkich. - I dla kierowców, i dla nas, a największe dla tych, którzy czekają na ratunek - podkreśla Śliwa.
"Tracimy cenny czas"
- To było koszmarne. Na materiałach widać, jak ludzie sobie spacerowali po autostradzie. Niejednokrotnie ze swoimi zwierzętami, z dziećmi. Dla nas to też jest stres. Tym bardziej że spieszymy się, żeby kogoś ratować - mówi Kamiński. To on prowadził auto, które nie mogło dojechać do zdarzenia.
- To jest tak, że jedni siedzą w samochodach i jak tylko słyszą, że jedziemy starają się zjeżdżać. Jednak są i tacy, którzy dopiero biegną do aut, żeby odjechać. Czasami to zajmuje pół minuty, a czasami dwie - przyznaje strażak. A w trakcie dojazdu do zdarzenia liczy się każda chwila. - Najważniejsze jest pierwsze pięć minut od zdarzenia. My te pięć minut albo przeciskamy się między samochodami, albo biegniemy na miejsce - kwituje prezes OSP.
Do zdarzenia doszło na autostradzie A4 w pobliżu Bolesławca:
Autor: tam/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: korytarzzycia.pl