Satelita pogodowy Aeolus oficjalnie zakończył swoją misję. W piątek późnym wieczorem spłonął w atmosferze. Inżynierowie Europejskiej Agencji Kosmiczej mają powody do radości - udało im się przeprowadzić pierwsze w pełni kontrolowane sprowadzenie satelity do atmosfery. Dzięki temu testowi pojawiła się szansa na zwalczenie problemu, jaki stanowią kosmiczne śmieci.
W piątek około godziny 21 nad Antarktydą doszło do ponownego wejścia sondy Aeolus w atmosferę ziemską. Zjawisko zostało potwierdzone przez organizację US Space Command.
Jak przekazała Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), tym samym doszło do "historycznego końca pionierskiej misji". Ponowne wejście nastąpiło po serii złożonych manewrów, które sprawiły, że orbita sondy obniżyła się do wysokości 120 kilometrów. Według ESA było to pierwsze tego rodzaju wspomaganie, umożliwiające ponowne wejście w atmosferę. Dzięki nim Aeolus ustawił się tak, że wszystkie jego elementy mogły spłonąć w atmosferze. W innym wypadku istniało ryzyko, że jej części spadając w dół uszkodziłyby inne satelity.
"Naszym zespołom inżynierów, ekspertom od kosmicznych śmieci i dynamiki lotów się udało - Aeolus ponownie wszedł na orbitę zgodnie z obowiązującymi przepisami" - przekazała ESA.
Satelita do zadań "niemożliwych"
Misja satelity Aeolus rozpoczęła się w 2018 roku. Celem sprzętu, noszącego imię greckiego boga wiatru, była obserwacja wzorców pogodowych na kuli ziemskiej. Z uwagi na nowatorski ultrafioletowy laser do mapowania ruchu wiatru, był on swego czasu znany jako satelita od zadań "niemożliwych".
Aeolus wydłużył swój planowany trzyletni czas misji w kosmosie o ponad 18 miesięcy. Chociaż jego instrumenty pomiarowe wciąż pracowały bez zarzutu, urządzenie spaliło prawie całe paliwo. Dodatkowo żywot satelity skróciło Słońce. Rozbłyski i koronalne wyrzuty masy uwalniają materię i promieniowanie, które zwiększają gęstość ziemskiej atmosfery. Zmusiło to Aeolusa do zużywania większej ilości paliwa, aby utrzymać się na orbicie.
Zamiast ryzykować, że satelita zacznie niekontrolowanie spadać - sprzęt waży ponad tonę - w kwietniu naukowcy zdecydowali się na jego sprowadzenie na Ziemię. Od kilku miesięcy Aeolus naturalnie opadał, aż osiągnął pułap 280 kilometrów nad powierzchnią Ziemi.
Przeciw kosmicznym śmieciom
Jak poinformowała ESA w piątek rano Aeolus znajdował się w górnej części naszej atmosfery, poniżej pułapu 160 km. Z minuty na minutę sterowanie satelitą było coraz trudniejsze, ponieważ nie był on przystosowany do manewrów na tak niskich wysokościach. Aby zrównoważyć siłę grawitacji i grubszą atmosferę, centrum kontroli misji musiało opracować nowy sposób sterowania sprzętem.
Chociaż kolejny etap sprowadzania zakończył się sukcesem, ESA przyznała, że w pewnym momencie naukowcy rozważali jego przerwanie. Jak podali, kilka z jego fragmentów mogło dotrzeć do powierzchni wody, w tym fragmenty grafitowego teleskopu czy zbiorniki paliwa, ale ryzyko, że zagrożą one ludzkiemu życiu lub zdrowiu było jednak minimalne.
Specjaliści ESA mają nadzieję, dokonane kontrolowane zejście przyczyni się w przyszłości do zmniejszenia problemu kosmicznych śmieci i niekontrolowanych powrotów.
Źródło: BBC, ESA
Źródło zdjęcia głównego: ESA/ATG medialab