Jesteśmy w środku wiosny, jednak według prognoz na kolejne dni, możemy spodziewać się zjawisk pogodowych przypominających bardziej zimę, dlatego część z nas wypatruje już miesięcy letnich. Co przyniesie nam pogoda na czas wakacji? I co z suszą? O tym wszystkim pisze synoptyk tvnmeteo.pl Arleta Unton-Pyziołek.
Po suchym kwietniu przyszedł maj i nareszcie popadało. W prognozach widać kolejne deszcze, choć to co spadnie, nie wróci już strat poniesionych przez naturę i uprawy w związku z zimowo-wiosenną suszą. Ze zdenerwowaniem patrzymy w przyszłość, bo rok 2020 może okazać się naszym annus horribilis w każdej dziedzinie życia. Maj w prognozach rysuje się jako umiarkowanie chłodny z opadami w normie. Prognozy na kolejne miesiące są bardziej intrygujące, gdyż od dłuższego czasu model meteorologiczny amerykańskiej Narodowej Administracji ds. Oceanu i Atmosfery (NOAA) konsekwentnie "wylicza" na czerwiec i lipiec opady powyżej normy na południu i południowym zachodzie Polski. Sierpień miałby być suchszy, tylko na wschodzie możliwe są silniejsze opady. To wiadomość dobra, w końcu każda kropla wody jest na wagę złota. Jednak prognozowany rozkład opadów wskazuje ewidentnie na ich genezę śródziemnomorską, nie atlantycką. Opadów bowiem ma być więcej niż zwykle w pasie od Włoch i Bałkanów po Europę Środkowo-Wschodnią. Nad tymi regionami kontynentu wiedzie właśnie szlak deszczonośnych wirów niżowych znad Morza Śródziemnego, niosących masy powietrza nasączone wilgocią jak gąbka w kąpieli. Rodzi się więc pytanie, czy tych opadów nie będzie przez chwilę za dużo? Czy z jednej skrajności, z niedoboru deszczu i suszy, nie wpadniemy w krótkotrwały nadmiar opadów niosących podtopienia na południu Polski?
Co z opadami?
Superkomputer amerykańskiej rządowej agencji do spraw oceanów i atmosfery NOAA, wykorzystujący modele matematyczne, wylicza co kilka dni kolejne prognozy podtrzymujące wersję z większymi opadami od Bałkanów po Polskę. Wyniki kolejnych wyliczeń porównujemy i szukamy w nich trwałego trendu. Przedstawione prognozy odchylenia opadów od normy w miesiącach letnich wskazują na większe niż zwykle opady głównie na południu. Opady niesione przez deszczotwórcze niże znad Morza Śródziemnego są jak najbardziej u nas pożądane. Bo to czego przyroda potrzebuje, to ciepło i wilgoć, a przynoszą je masy powietrza napływające z regionu śródziemnomorskiego. Problem w tym jednak, że raz na kilka lat zrzucają w dorzeczu górnej Odry bądź Wisły ilości wody wielokrotnie przekraczające normy miesięczne. Deszcze te należą do najintensywniejszych w Polsce, o sumach dobowych osiągających często 80-100 litrów wody na metr kwadratowy i więcej, szczególnie w górach i na ich przedpolu. Niże śródziemnomorskie sterują napływem wilgoci znad ciepłego morza i kierują ogromne ilości wody na północny-wschód, w stronę Austrii, Węgier, Czech, Słowacji, Polski i Ukrainy. Przemieszczają się dzięki południkowej cyrkulacji w atmosferze, to znaczy w czasie kiedy dominuje kierunek północ-południe w wymianie mas powietrza. Docierają do Europy Środkowo-Wschodniej przede wszystkim w tych porach roku, w których cyrkulacja strefowa (znad Atlantyku) słabnie, a więc w przejściowych porach roku, wiosną i jesienią. Wędrujące wiry najczęściej wykorzystują szlak przechodzący centralnie przez Polskę.
Dwie strony deszczu
Dzięki badaniom polskich klimatologów, obejmujących drugą połowę wieku XX oraz początek wieku XXI, wiemy, że zmalała całkowita liczba niżów śródziemnomorskich docierających do naszej części Europy. Średnia ich liczba nad Polską zmniejszyła się w ostatnim półwieczu z dziewięciu do pięciu na rok. A największy spadek częstości występowania tych układów przypada właśnie na wiosnę. Profesorowie Krzysztof Kożuchowski i Jan Degirmendžić stwierdzili w swej publikacji "Niże śródziemnomorskie jako czynnik klimatu Polski", że w okresie od 1958 do 2008 roku opady o genezie śródziemnomorskiej osiągały zwykle maksima w końcu kwietnia oraz w połowie sierpnia.
Czy zatem słabną bądź zanikają te dwa szczyty opadów? Szczególnie odczuwalny ich brak był w tym roku właśnie w kwietniu, kiedy ciepłe i wilgotne masy powietrza zastąpione zostały suchymi płynącymi ze wschodu, południowego wschodu bądź północy. Spadek średniej rocznej sumy obfitych opadów rodem z południa stanowić ma ponad 40 procent ich średniej wieloletniej wysokości. Natomiast jeśli niże śródziemnomorskie pojawiają się już u nas w miesiącach letnich, niosą ze sobą ogromne ryzyko wystąpienia skrajnie wysokich opadów w środkowej Europie. Mogą wystąpić kilkudniowe ulewy nad górami niosące powódź i zniszczenie. Wbudowane w deszczowy front rozciągający się nad Polską chmury burzowe przynoszą w ciągu kilku dni tyle deszczu, ile zwykle spada w czasie całego lata. Ani gleba, ani wegetacja, ani zabetonowane osiedla ludzkie czy rzeki górskie nie są w stanie tej wody przyjąć.
Pogoda na lato
Jakie będzie lato w tym roku? Według modelu NOAA istnieje duża szansa, że ciepło z południa wleje się nad Europę Środkową, Wschodnią i Północną. Odchylenie średniej temperatury miesięcznej od normy w czerwcu i lipcu 2020 w Polsce ma wynieść do 1-2 st. C. Sierpień ma być w normie. Właśnie aktywności układów śródziemnomorskich towarzyszy charakterystyczny rozkład temperatury powietrza nad Europą, która to w warstwie przyziemnej wzrasta z zachodu na wschód.
Będzie bardzo dobrze, jeśli czerwiec okaże się ciepły i deszczowo-burzowy. Oby prognozowane opady ponad normę nie okazały się ulewami, które w ciągu kilku dni niszczą wsie, uprawy i topią drobiazg żyjący na łąkach i polach, by później szybko spłynąć do Bałtyku. Niestety z opadów deszczu zostaje z nami zaledwie kilka procent wody, bo równowaga hydrologiczna w Polsce jest mocno zaburzona.
Od suszy do powodzi
Profesor Paweł Rowiński, hydrolog i wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, zwraca uwagę, że w naszym kraju dość szybko możemy przejść z mówienia o suszy do tematu powodzi. Dawniej susze występowały rzadko, średnio raz na pięć lat. W tej chwili mamy niemal permanentną suszę. Kiedyś dążono do tego, by wszystko, co spadnie, jak najszybciej spływało rzekami do morza bądź do rowów melioracyjnych. Osuszano torfowiska, bagna, stawy i oczka wodne. Pozbywaliśmy się z terenu Polski wszystkiego, co można, jeśli chodzi o wodę opadową - podsumowuje prof. Rowiński.
Skrócono koryta wielu polskich rzek, przyspieszając odpływ wód, by chronić przed powodzią. Wiosną zwykle wody nie brakowało, teraz jest coraz więcej okresów suchych. Mądrym rozwiązaniem byłoby skupienie się na zatrzymywaniu wody tam gdzie spadnie, na tworzeniu małej, lokalnej retencji wody, tej najbardziej naturalnej. Dziś nie jesteśmy dobrze przygotowani ani na suszę, ani na powódź. Co nas czeka latem? Ile wody spadnie? Przyglądamy się zarówno suszy, jak i deszczonośnym wirom niżowym nad Europą. Mieliśmy za mało deszczu, możemy za chwilę mieć go na południu kraju za dużo. Pewne jest, że przyroda zawsze dąży do równowagi, nie bacząc na środki i cenę. Takie jej prawo.
Autor: Arleta Unton-Pyziołek / Źródło: tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/NOAA