Polski astronauta zakończył misję na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i jest w trakcie powrotu na Ziemię. We wtorek jego kapsuła będzie wodować w Pacyfiku. Jednak powrót jest bardziej skomplikowany i niebezpieczny niż mogłoby się wydawać.
Kapsuła Dragon Grace z czworgiem astronautów misji Ax-4, w tym Polakiem Sławoszem Uznańskim-Wiśniewskim o godzinie 11.30 wodowała w Pacyfiku, u wybrzeży Kalifornii.
- Powrotny lot z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej trwa wiele godzin i jest podzielony na etapy, aby można było reagować na ewentualne kłopoty. Trzeba też zestroić lot kapsuły z obrotem Ziemi. Kluczowy moment to hamowanie przed wejściem w atmosferę - tłumaczył w poniedziałek doktor Tomasz Barciński z Centrum Badań Kosmicznych Państwowej Akademii Nauk.
PROGRAM SPECJALNY OD GODZINY 9 W TVN24 I TVN24+
Celowanie w konkretny punkt
Jak opowiadał ekspert, kapsuła Dragon odpycha się od ISS tymi samymi silnikami manewrowymi, które wcześniej wykorzystywała do hamowania, korygowania swojej pozycji i ustawiania podczas dokowania. Manewry odejścia służą temu, aby kapsuła wychodziła z kolejnych tzw. stref bezpieczeństwa, ustalonych wokół stacji. Następnie astronauci przechodzą do etapu zwanego manewrami fazującymi.
- Ich cel jest taki, aby lądowanie nastąpiło w konkretnym miejscu, w tym przypadku na oceanie, w pobliżu Kalifornii. Z jednej strony trzeba uwzględnić prędkość orbitalną, która jest tak duża, że początkowo kapsuła okrąża Ziemię w zaledwie półtorej godziny - jest to prędkość między 27 tysięcy. a 28 tysięcy kilometrów na godzinę. Z drugiej strony trzeba uwzględnić obrót planety. Do tego prędkość kapsuły się zmienia, kiedy schodzi na coraz niższą orbitę. To wszystko trzeba zestroić - zaznaczył naukowiec.
Czas schodzenia statku coraz niżej ma być celowo wydłużony. Jak wskazał Tomasz Barciński, podzielony on jest na poszczególne, małe kroki.
- Można to porównać trochę do schodzenia po schodach. Główny powód, dla którego tak wygląda ten proces, to bezpieczeństwo. W razie gdyby pojawiła się jakaś awaria czy inna nieprzewidziana sytuacja, astronauci i obsługa naziemna mają czas, aby się tym zająć - wskazał ekspert.
Astronauci gdy mają wystarczająco paliwa i czasu, praktycznie zawsze dzielą wszystkie operacje na wiele małych etapów. Zamiast jednego dużego - wykonują kilka mniejszych manewrów. Jest to przyjęta praktyka zarówno w trakcie lotu w kosmos, jak i z powrotem na Ziemię.
Ostatni etap będzie najbardziej niebezpieczny
Ekspert dodał, że w końcowej fazie - na ostatnim "schodku" - następuje odłączenie modułu serwisowego z panelami słonecznymi, zapasami i tym podobne.
- Wpada on w atmosferę, gdzie ulega spaleniu. Następnie kapsuła silnikami manewrowymi zmniejsza prędkość o kilkaset kilometrów na godzinę, co sprawia, że najniższy punkt orbity eliptycznej znajduje się już w atmosferze. Jednocześnie kapsułę ustawia się jakby tyłem do kierunku lotu, tak aby była chroniona osłoną termiczną. Zauważmy, że wszystkie kapsuły mają taki sam kształt, który sprawia, że w atmosferze naturalnie utrzymuje ona pożądaną orientację - zwrócił uwagę naukowiec.
Wejście w atmosferę to rozstrzygający moment. W jego trakcie astronauci mogą jeszcze wpłynąć na tor lotu, a ten musi być niezwykle precyzyjny. - Gdy wejście w atmosferę będzie zbyt łagodne, kapsuła odbije się od niej. To jeszcze nie jest takie złe, bo manewr można wykonać ponownie. Jednak przy zbyt ostrym podejściu kapsuła spłonie. Technika ta jest jednak doskonale dopracowana i od dawna nie obserwujemy katastrof, szczególnie z udziałem kapsuł - podkreślił Tomasz Barciński.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: NASA