Powódź w Tajlandii trwa od lipca i pochłonęła już 533 ofiary. W czwartek z wodą zmagało się biznesowe centrum Bangkoku. Mieszkańcom udało się ją obronić. Wciąż zalane są ulice północnej i północno-wschodniej części stolicy.
Dzielnica biznesowa została uprzednio przygotowana na przyjście fali powodziowej. Zamknięte budynki i ulice zabezpieczono workami z piaskiem.
- Mamy rozplanowane dyżury. Każdy z nas monitoruje poziom wody. Musiałem spać w moim biurze w nocy - mówi Pichamon Uttaranakorn, 37-letni właściciel sklepu w zagrożonym dystrykcie.
- Jesteśmy wszyscy bardzo zdenerwowani. Codziennie sprawdzamy, gdzie jest woda i osuszamy to miejsce. Dokładamy worki z piaskiem. Nie wiem, czy dzisiaj będę mógł pracować normalnie w moim biurze, czy będę musiał walczyć z wdzierającą się wodą - opowiada z kolei Petrudee O-sritrakul, 31-letni pracownik biurowy.
Woda na ulicach
Dzielnica obok centrum biznesowego jest już zalana od czterech dni. Władze stolicy Tajlandii ogłosiły ewakuację 12 innych - większość z nich to północne, wschodnie i zachodnie rejony miasta.
W Bangkoku mieszka ponad 6,5 miliona osób.
Piąty miesiąc powodzi
Powódź w Tajlandii trwa już od połowy lipca i jest największą od 50 lat. Z jej powodu zginęły już 533 osoby, a prawie 3 miliony ucierpiało na skutek jej przejścia.
Straty ekonomiczne, związane ze zniszczonymi polami ryżowymi stanowiącymi główne źródło eksportu tego kraju, są liczone w milionach dolarów. Woda wylała także w pobliskich krajach - Kambodży i Wietnamie.
Autor: ar//ŁUD / Źródło: Reuters TV